Pokémon: Let’s Go, Pikachu! oraz Pokémon: Let’s Go, Eevee! to remake wydanego pierwotnie w 1998 roku Pokémon Yellow, a zarazem pierwsze główne odsłona serii o kieszonkowych stworkach grywalna na TV. Tytuły te po raz kolejny pozwalają fanom i nowym graczom zwiedzić najpopularniejszy spośród wszystkich regionów oraz złapać pierwsze 150+ stworków.
Fabuła gry nie odbiega mocno od jakiejkolwiek odsłony serii. Młody trener (bądź trenerka) zaraz po otrzymaniu swojego pierwszego stworka wyrusza w świat. Starter tym razem zależny jest od wybranej wersji gry, będzie nim więc niezwykle potężny Pikachu bądź Eevee. Cel naszej rozgrywki jest niezwykle prosty – zdobyć wszystkie istniejące stworki i stać się Mistrzem Pokémon.
Choć zwiedzamy świetnie znany już region Kanto, rozgrywka doczekała się szeregu całkiem kontrowersyjnych zmian. Największa z nich dotyczy sposobu łapania kieszonkowych stworków. Dawniej, by zdobyć określonego stworka chodziliśmy po trawie i liczyliśmy na szczęście. Dopiero, gdy coś nas zaatakowało dowiadywaliśmy się co to za Pokémon. Następnie, by go złapać trzeba było żmudnie obniżać poziom zdrowia do odpowiednio niskiego poziomu, by łatwo go schwytać Pokéballem. Mocno irytująca momentami sytuacja, gdy dany stworek ma niesamowicie niską szansę na pojawienie się.
W Pokémon: Let’s Go stworki biegają sobie po trawie i okolicach, dzięki czemu widzimy od razu, co możemy złapać. Walka z dzikimi Pokémonami również niemal całkowicie zniknęła – teraz by schwytać większość z nich naszym jedynym zadaniem jest rzucenie jednym z typów Pokéballi. Czasem, by zachęcić stworka do współpracy warto rzucić mu jakąś jagodę. Jak dla mnie jest to spora zmiana na plus, ograniczająca grindowanie obecne w starszych odsłonach serii, jest jednak spora grupa graczy, dla których walki z dzikimi stworkami są nieodłączną częścią gry.
Pisząc o tym warto od razu przejść do tematu sterowania w grze. Game Freak podjęło tutaj parę wyjątkowo dziwnych decyzji. Po pierwsze, gra zupełnie nie obsługuje Nintendo Switch Pro Controllera. Gra wymaga korzystania z pojedynczego Joy-Cona, kontrolera Pokéball Plus, bądź (wyłącznie przenośnie) dwóch Joy-Conów wsuniętych w szyny konsoli. Po drugie – podczas rozgrywki przed TV do łapania stworków wymagane jest korzystanie ze sterowania ruchowego. Nie zawsze działa ono prawidłowo, przez co tracimy Pokéballe, gdy konsola błędnie uzna kierunek rzutu. Przenośnie wystarczy wycelować ruchowo oraz wcisnąć przycisk.
Klasyczne walki toczyć możemy wyłącznie z innymi trenerami. Fajnie, że pozbyto się podpowiedzi, który ruch jest efektywny przeciwko przeciwnikowi, co było aż nadmiernym uproszczeniem w ostatnich grach. W zamian otrzymaliśmy jednak garść innych uproszczeń. Pokémony nie posiadają umiejętności, nie potrafią też trzymać przedmiotów. Jest to drobny ukłon w kierunku nowych graczy, którzy tym razem nie muszą pamiętać, że przykładowo dany stworek posiada umiejętność lewitacji i atak trzęsienia ziemi przez to nie zadziała.
Poziom trudności walk mocno zależeć będzie od podejścia gracza. Jeżeli będzie łapał spore ilości stworków oraz osiągnie przesadnie wysoki poziom, prawie każda walka skończy się po jednym ataku. Nawet łapiąc mniejsze liczby Pokémonów poziom trudności nie wzrasta zbyt przesadnie. Spory wpływ ma na to nasz starter. Posiada on fantastyczne statystyki, a dodatkowo uzyskuje dostęp do paru potężnych ciosów. Przykładowo Zippy Zap, którego można by uznać za lepszy odpowiednik Quick Attack – nie dość, że zadaje spore obrażenia, zawsze atakuje pierwsze, to zawsze skutkuje krytycznym uderzeniem.
Z ciekawszych mechanik – ponownie gra nie posiada ruchów HM. Jest to dobra zmiana, zapoczątkowana w 3DSowych odsłonach serii. Dzięki temu nie musimy uczyć stworków zbędnych podczas walki ruchów. Wszystkiego z czasem uczy się nasz starter, dzięki któremu możemy surfować po wodzie, przesuwać głazy itd. Powracają także śledzące nas stworki, a na wybranych możemy jeździć / latać / pływać.
Drobną ciekawostką jest obecna w grze możliwość gry we dwie osoby przed jedną konsolą. Wówczas wszystkie walki w grze stają się podwójnymi, co jest znaczącym ułatwieniem, szczególnie jak przeciwnik ma zaledwie jednego stworka. Drugi gracz może także pomagać podczas łapania Pokémonów. Odpowiednio zsynchronizowany rzut zwiększa szansę na ich schwytanie.
Sporym zawodem dla części graczy będzie zapewne mocne ograniczenie funkcji sieciowych gry. Nie znajdziemy tutaj popularnego Wonder Trade, czy walk i wymian z losowymi graczami. Zapomnieć musimy także o wszelakich walkach rankingowych. Walki i wymiany mogą odbywać się wyłącznie ze znajomymi. Dołączamy do nich poprzez wpisanie kodu. Wówczas zwykle wszystko działa bez większych problemów. Warto przy okazji wspomnieć, że do rozgrywki sieciowej wymagany jest zakup abonamentu Nintendo Switch Online. Gra nie obsługuje jednak wykonywania kopii zapisu w chmurze.
Oprawa audiowizualna Pokémon: Let’s Go, Pikachu! oraz Pokémon: Let’s Go, Eevee! wypada dobrze. Mamy tutaj do czynienia z ulepszonym silnikiem znanym z 3DSowych Sun & Moon. Główne zastrzeżenia można mieć w temacie cieni – te są strasznie rozpikselowane. Dodatkowo w niektórych lokacjach natrafić na drobne spadki płynności, nie wpływające jednak na samą rozgrywkę. Ścieżka dźwiękowa składa się z odświeżonych wersji znanych utworów i brzmi świetnie.
Pokémon: Let’s Go, Pikachu! oraz Pokémon: Let’s Go, Eevee! są z pewnością odsłonami, które podzielą graczy. Osobiście świetnie bawiłem się ponownie zwiedzając świetnie znany mi region Kanto. Nie przeszkodziły w tym liczne uproszczenia, a wręcz przeciwnie – ograniczenie żmudnego grindowania wręcz zachęciło po raz pierwszy od dawna do wypełniania Pokédexa. Zdecydowanie mogę polecić zakup, szczególnie jeśli będzie to dla Was pierwsza odsłona serii, bądź męczył Was nadmiar mechanik w ostatnich odsłonach. Jeżeli jednak wycięte mechaniki są dla Was elementem obowiązkowym – radziłbym poczekać na przyszłoroczną odsłonę.
Opinia Bartosza Kałkusa na temat gry:
Nowym Pokemonom udało się nawiązać bezpośrednie połączenie z moim wewnętrznym dziesięciolatkiem. Pamiętam jak dziś, kiedy prawie 20 lat temu znalazłem pod choinką własną kopię Pokemon Yellow i w ten sposób zaczęła się moja miłość do tych stworów. I to dla takich wyjadaczy w dużej mierze ten tytuł jest przygotowany. Miód i nostalgia wylewają się z tej gry na każdym kroku. Sam jako dzieciak marzyłem by móc zagrać na telewizorze w pełne Pokemony w 3D i w końcu moje marzenie się spełniło. Twórcy pozmieniali sporo w samej rozgrywce, ale w mojej ocenie wyszło to na plus w tej, umówmy się, dość skostniałej serii. To, że teraz stworki chodzą wolno po świecie powoduje, że mimo iż jest to remake znanego tytułu, to jednak wydaje się dość świeży. Choć nie jest to zupełnie nowa odsłona serii to jednak wprowadza całość na zupełnie nowe tory. No i nie pamiętam kiedy ostatnio grałem w grę, która wciągnęła mnie tak mocno, że gram w nią do drugiej w nocy (co jest proste dzięki Switchowi). Ja jestem zachwycony i nie mogę się doczekać gdzie dalej zaprowadzą tę serię twórcy.
Opinia Bartosza na temat kontrolera PokeBall Plus:
Wraz z grami Pokemon Let’s Go! zadebiutowało także akcesorium nazwane PokeBall Plus. Urządzenie kupimy samodzielnie za około 200 zł, lub możemy też zdecydować się na pakiet gra + PokeBall w cenie średnio 350 zł. Czy jednak warto wydać pieniądze na ten gadżet? Co pierwsze rzuca się w oczy po wzięciu Balla do ręki to jakość wykonania. Ta stoi na najwyższym poziomie. Urządzenie wykonane jest z twardego plastiku, który sprawia wrażenie trwałego. Nie wykonywałem nim oczywiście żadnych zaawansowanych testów wytrzymałości, ale przekonany jestem, że spokojnie wyjdzie cało z niejednego upadku.
PokeBall Plus wyposażony jest w ruchomą gałkę analogową, którą możemy wcisnąć. To nią sterować będziemy naszą postacią i akceptować wszystkie wybory w grze. Na czubku Balla znajdziemy także drugi przycisk. Służy on do cofania i włączania menu. Produkt wyposażony jest także w czujniki ruchu. Dzięki temu możemy łapać Pokemony za pomocą udawanego rzutu PokeBallem. Oczywiście do urządzenia przymocowany jest specjalny pasek, który zapobiegać ma przypadkowemu rzutowi kontrolera w telewizor. W okół gałki analogowej znajdziemy także pierścień kolorowych LEDów, które sygnalizują nam status urządzenia i gier.
Całość w akcji spisuje się świetnie. Łatwość parowania jest po prostu niesamowita. Nie trzeba grzebać w ustawieniach czy bawić się w jakieś kody. Po prostu kiedy chcemy użyć PokeBalla wybieramy opcję zmiany kontrolera i wciskamy dowolny przycisk. Po chwili urządzenie komunikuje się z naszym Switchem.
Jak na urządzenie elektroniczne przystało trzeba je również zasilić. Baterię ładujemy dołączonym do urządzenia króciutkim kablem USB-C. Sam port znajduje się z tyłu pod klapką. Czas pracy na baterii to kilka godzin.
PokeBall Plus to urządzenie wszechstronne, będące kombajnem dla fana Pokemonów. Możemy go wykorzystać nie tylko do sterowania w grach Pokemon Let’s Go! Po skończonej partii gry możemy do piłki przenieść któregoś z naszych stworków i pójść z nim na spacer. Dzięki temu nasz Pokemon może zdobyć dodatkowe doświadczenie. Jest to też naprawdę świetny sposób na rozwój. Sam wykonałem kilka spacerów i dla przykładu mój Sandshrew po kilku godzinnej wizycie w galerii handlowej awansował z poziomu 16 na 28. Po takim spacerze otrzymamy także sporą dawkę cukierków do ulepszania statystyk stworków.
Ale to jeszcze nie wszystko. PokeBall Plus możemy połączyć także z grą Pokemon Go. Pełni on wtedy rolę bardziej zaawansowanej opaski Pokemon Go Plus. Urządzenie komunikuje się cały czas z grą (oczywiście ta musi być uruchomiona w tle na naszym smartfonie) i informuje nas kiedy spotkamy Pokemona gdzieś w świecie. Kiedy lampka zapali się na zielono oznacza to, że jest to Pokemon, którego już posiadamy w swojej kolekcji. Żółta barwa światełka informuje nas, że jest to Pokemon, którego jeszcze nie mamy. Wciskając przycisk na górze Pokeballa uruchamiamy proces automatycznego łapania go. Jest to świetne rozwiązanie do łapania stworków bez patrzenia w ekran telefonu. Oczywiście przy takim rozwiązaniu mamy tylko jeden strzał i jeśli nie uda się Pokemona złapać to ten ucieka. Dodatkowo PokeBall Plus może nam automatycznie zbierać przedmioty z mijanych Poke Stopów.
I co najważniejsze – podczas spacerów możemy jednocześnie używać PokeBalla Plus wraz z Pokemon Go, jak i spacerować z Pokemonem z Let’s Go! I w ten sposób upieczemy dwie pieczenie na jednym ogniu.
PokeBall Plus jest jak najbardziej wart zakupu, jeśli jesteśmy super fanami Pokemonów. Jeśli tylko i wyłącznie interesuje nas gra Let’s Go! To nie widzę specjalnie sensu wydawać dodatkowych pieniędzy na ten gadżet. Ale jeśli wciąż biegacie po mieście w poszukiwaniu nowych Pokemonów to PokeBall Plus sprawdzi się sam w sobie.
Grę do recenzji dostarczył Dystrybutor Nintendo Polska – firma ConQuest Entertainment a.s.
Dodaj komentarz