Minit to gra trochę inna od wszystkich. Zręcznościówka przypominająca wizualnie tytuły, w które graliśmy dwadzieścia lat temu. Albo nawet i wcześniej. Pikselowa dwukolorowa grafika, odpowiednia fabuła i 8-bitowa muzyka tworzą zgrabną całość.
Fabuła
Jesteśmy sobie czymś, jakimś stworzonkiem, nie człowiekiem. Składamy się z białych pikselków i łazimy po mapie. Cykl naszego życia trwa maksymalnie 60 sekund, stąd nazwa. Po każdej śmierci, czy to pokona nas czas, czy coś nas zabije, czy sami o niej zdecydujemy, żeby zaoszczędzić kilkanaście sekund życia, zaczynamy znowu od swojego domu. Przy okazji wykonujemy różne zadania, poznajemy lokalnych mieszkańców, uczymy się nowych umiejętności, zdobywamy przedmioty i pomagamy, komu tylko się da.
Rozgrywka
Odliczanie zaczyna się od momentu, kiedy wstajemy z łóżka. Wychodzimy z domu i wyruszamy w jedną z czterech stron świata, czyli w górę, w dół, w lewo bądź w prawo. Niektóre drogi będą zablokowane, niektóre będą wymagały specjalnych akcji. W tym celu zdobywamy przedmioty, takie jak miecz, czy latarka. Na szczęście, zebrane przedmioty zachowujemy przy sobie nawet, gdy zginiemy.
Rozgrywka w Minit polega na tym, by w minutę zrobić jak najwięcej i za każdym razem, małymi kroczkami, dojść kawałek dalej. Z początku to może trochę zniechęcać, ale z czasem, gdy zaczniecie odkrywać kolejne domy (yay!) i teleport (yay!) i za każdym razem, będziecie wiedzieć, co macie robić, to pozostaje już tylko wsiąknąć.
Gra nie jest liniowa. Jest trochę kroków, które trzeba wykonać, żeby przejść do kolejnych, to jasne, ale sama kolejność okrywania mapy i „umiejętności” to kwestia indywidualna. Ktoś najpierw dotrze do hotelu, ktoś odkryje przyczepę, ktoś zajrzy w podziemia albo pomoże zagubionemu gościowi na pustyni. Fajne? Tylko dopóki nie będziecie chcieli zajrzeć na YouTube w poszukiwaniu przewodnika. Ale jeśli jesteście samodzielnymi graczami, to daje to sporo frajdy. To najważniejsze, nie?
Podobno można tę grę przejść szybko, ale z pewnością za pierwszym razem i bez podpowiedzi, spędzicie nad nią trochę czasu. Nie zawsze będzie moment, kiedy będziecie znać następny krok. Najbardziej doskwiera to oczywiście na samym początku, gdy eksplorujecie wyspę. W dodatku, jeśli dostaniecie do ręki konewkę to może będziecie próbować wywołać przypadkowe akcje, żeby sprawdzić czy coś działa? Ja co najmniej dwa podejścia straciłam na próbie podlania pola niedaleko domu, czy innych podobnych akcjach.
Sterowanie
Banalne. Używamy analogów i dwóch klawiszy, wszystko jest proste i logiczne, łatwe do przyswojenia i się nie miesza, czyli dobrze.
Muzyka i grafika
Jak już wspominałam, 8-bitowa muzyka, dokładnie taka jakiej spodziewalibyście się po grze tego typu, przywodząca na myśl tytuły z dzieciństwa (w moim przypadku akurat Indianę Jonesa, tego). Graficznie gra ma z pewnością swój klimat, aż się prosi, żeby odpalić ją na nowym NES-ie.
Screenów z gry niestety nie mam zbyt wiele, bo z jakiegoś dziwnego powodu, nie chciały się one zapisywać i nawet na streamingu to było strasznie ciężkie do wykonania. Konsolą udało mi się zrobić prawdziwego screena tylko w menu startowym. Szkoda. Ale widzicie chyba, o co chodzi, nie?
Ogólnie
Minit to ciekawy tytuł, inny niż to, czego się spodziewałam (grałam ostatnio trochę w 10 seconds ninja X), ale i tak. Fabularnie wymagająca, zmusza do czytania opisów, bo nie pokazuje nigdzie aktualnego zadania (bo i nie ma czegoś takiego). Interakcje z postaciami na mapie są bardzo przyjemne i w wielu przypadkach konieczne.
Minit dostępny jest na PC, PlayStation 4 i Xbox One od 3 kwietnia 2018.
Za grę dziękujemy Devolver Digital.
Dodaj komentarz