Gdyby ktoś na początku roku powiedział mi, że otrzymam możliwość pojechania na event organizowany przez Cenegę oraz Bandai Namco, to pewnie zabiłbym tę osobę śmiechem. Jednak nie dość, że wydarzenie to się ziściło to na dodatek jechałem tam nie jako gracz, tylko jako wysłannik Konsolowe.info. Jeśli istnieje definicja spełniania marzeń to mogę powiedzieć, że w moim wypadku brzmi ona dokładnie tak. Ale dosyć już prywatnych zwierzeń czas przejść do tego co interesuje wszystkich najbardziej czyli relacji z owego wydarzenia.
„Level Up”, bo taki tytuł otrzymała impreza, odbyła się 10 kwietnia w warszawskim klubie Bank Blu przy ulicy Mazowieckiej 14. Na początek każdy z gości otrzymał opaski po czym można było zejść do części przygotowanej specjalnie na tę okazje. W podziemnej kondygnacji budynku przywitał nas baner reklamującym całe wydarzenie oraz stanowiska z wersją demonstracyjną Code Vein. Podczas szybkiego obchodu sali, można było dostrzec rzędy krzeseł przygotowane na część oficjalną, stanowiska z innymi tytułami oraz bar w którym rządni wrażeń mogli zapoznać się z drinkami inspirowanymi produkcjami dostępnymi na imprezie. Całość imprezy rozpoczęła się przed godziną 17 oficjalnym pokazem gier, które Bandai Namco posiada w swoim planie wydawniczym, a ich premiery odbędą się jeszcze w 2018 roku. Każdy tytuł otrzymał swój indywidualny czas podczas prezentacji w postaci klimatycznych zwiastunów oraz dokładnych opisów co znajdziemy w nadchodzących produkcjach. Część oficjalna w mojej opinii była świetnym wprowadzeniem do punktu wieczoru jakim było samodzielne testowanie produkcji na które każdy ostrzył sobie zęby. Poza wspomnianym Code Vein na imprezie nie zabrakło takich tytułów jak Dark Souls Remastered, Soulcalibur VI oraz Ace Combat 7. Ja osobiście byłem najbardziej ciekawy jak wypadają odświeżone Dark Soulsy oraz Code Vein, więc czas teraz opowiedzieć czy moje oczekiwania zostały spełnione.
Dark Souls Remastered
Na pierwszy ogień wybrałem Dark Souls Remastered. Po przejściu przez kreacje bohatera, moim oczom ukazał się widok który był mi dobrze znany, czyli Norhten Undead Asylum, jednakże coś się zmieniło. Nie mówię tutaj o ulepszonych teksturach, czy lepszej grze światła i cienia. Tym co mnie urzekło było to, że gra chodziła w płynnych 60 klatkach na sekundę. Jak dla osoby która niedawno ogrywała oryginał wydany na PlayStation 3 różnica ta była bardzo widoczna. Oczywiście poza tymi zmianami, to jest stare dobre Dark Souls, trudne ale sprawiedliwe, nie wybaczające błędów i nagradzające nasz trud poczuciem satysfakcji. System walki pozostał taki sam, co przywołuje wspomnienia każdemu sympatykowi serii. Poza aspektami technicznymi zmiany otrzyma również multiplayer, w który będzie można grać teraz w sześć, a nie jak wcześniej tylko w cztery osoby oraz zostanie zaimplementowany system haseł znany z nowszych odsłon serii Souls. Jako fan uniwersum mogę z czystym sercem powiedzieć, że demo podsyciło mój hype na pełną wersje, która swoją premierę będzie miała 25 maja. Warto pamiętać też o wydaniu na Nintendo Switch.
Soulcalibur VI
Jako nieodzowny fan bijatyk, musiałem przewinąć się przez stanowiska, na których był prezentowany Soulcalibur VI. W udostępnionej wersji otrzymaliśmy dostęp do dwóch aren oraz sześciu wojowników z których można wymienić długoletnich uczestników cyklu takich jak Mitsurugi czy Nightmare. Niektórzy mogą się zastanowić czemu nie wspomniałem nic o Geralcie, który ma przecież zaliczyć gościnny występ w serii. Tutaj otrzymałem smutną informację, że w ogrywanej wersji gry naszego ulubionego wiedźmina nie ma i jedyny moment w który mogliśmy zobaczyć go w akcji były materiały ukazane podczas części oficjalnej. Wracając jednak do samej gry, trzeba oddać jej jedno, jest to stary dobry Soulcalibur. Walki są dynamiczne oraz widowiskowe, a podczas wyprowadzania ciosów czujemy moc jaka idzie z każdym naszym atakiem. Niestety widać, że jest to wersja, która potrzebuje kilki szlifów takich jak poprawa pracy kamery podczas powtórek na zakończenie każdej rundy, czy zniwelowanie sporadycznych spadków płynności. Należy dodać, że do gry trafią znane z najnowszej części Tekkena ataki specjalne. Niestety wiąże się to z moim największym zarzutem wobec gry. Atak specjalny polega na tym, że przeciwnik zamiera w bezruchu, bez możliwości bloku, co często prowadzi do bardzo szybkich wygranych. Jednak po przymknięciu oka na ten aspekt uważam, że każdy fan dobrych bijatyk powinien wyczekiwać informacji na temat tej produkcji oraz jej sprecyzowanej daty premiery.
Ace Combat 7
Będąc w połowie listy tytułów do ogrania postanowiłem, że spróbuje swoich sił w najbardziej nierealistycznym symulatorze lotów czyli Ace Combat 7. Na imprezie mieliśmy dostęp do dwóch wersji gry: klasyczną oraz drugą gdzie zakładając gogle VR mogliśmy osobiście zasiąść za sterami maszyny. Niestety nie wystarczyło mi odwagi na testowanie wirtualnej rzeczywistości więc zostałem przy normalnym ogrywaniu produkcji. W nasze ręce została oddana jedna misja z kampanii fabularnej podczas której mogliśmy zapoznać się z podstawami rozgrywki. W tym miejscu muszę zaznaczyć, że był to mój pierwszy kontakt z serią, ale po tym demie na pewno nie będzie to moja ostatnia interakcja z super szybkimi myśliwcami. Od strony rozgrywki otrzymujemy w pełni zręcznościowy tytuł w którym osiąganie prędkości rzędu 2500 km/h i precyzyjne manewry to chleb powszedni. Niestety takie połączenie czasami jest zdradliwe, co objawiło się bliskim spotkaniem trzeciego stopnia z gruntem. Podczas misji otrzymaliśmy dostęp do dwóch myśliwców z ograniczonym uzbrojeniem, jednak w moim przypadku zabieg ten sprawił, że na pewno zaopatrzę się we własny egzemplarz w celu poznania wszystkich samolotów dostępnych w grze.
Code Vein
Na deser zostawiłem sobie ogrywanie Code Vein. Jako fan Soulsów, klimatów mangi i anime oraz mrocznego ukazania wampirów miałem wysokie oczekiwanie wobec tego tytułu. Po rozmowach z osobami, które spróbowały gry przede mną zacząłem mieć lekkie obawy. Ale wiadomo nim czegoś się nie spróbuje lepiej nie oceniać. Po założeniu słuchawek i chwyceniu pada wiedziałem jedno, że będzie to ciekawe 15 minut. Specjalnie mówię ile trwało demo, ponieważ była to jedyna produkcja z odgórnie narzuconym ograniczeniem czasowym. Po intensywnym kwadransie mogłem powiedzieć jedno – Code Vein nadal widnieje na mojej liście must have na 2018 rok. Otrzymujemy bowiem grę, której szkielet został żywcem wyciągnięty z gier From Software, design postaci to mistrzostwo świata, a towarzysząca muzyka potęguje w nas chęć morderczego sprintu z pieśnią śmierci na ustach. Jedyny aspekt o którym nie mogę się w pełni wypowiedzieć to moce specjalne. Jest to związane z tym, że gra nie mówi nam jak one działają i ich aktywacje były bardziej przypadkiem niż celowym działaniem. Oczywiście gra ma jeszcze czas na szlify oraz poprawę sporadycznych błędów, jednak ja jestem nadal pozytywnie nastawiony. W sumie jedynym poważnym minusem ogrywanej wersji było to, że miała ona miejsce w systemie jaskiń, którym daleko było do widoczków znanych ze zwiastunów.
Na zakończenie mogę dodać, że cały event od strony realizacji był świetnie zrobiony. Od wystroju, przez dodatkowe rzeczy związane z ogrywanymi tytułami (drinki nawiązujące do gier to był strzał w dziesiątkę), aż po atmosferę panującą przez cały czas trwania imprezy. Przez fakt, że była to moja pierwsza impreza takiego formatu na początku było ciężko. Na szczęście potem sam rzuciłem się w wir grania oraz rozmawiania z ludźmi, którzy w końcu byli tam w tym samym celu co ja, czyli zapoznać się z wyczekiwanymi tytułami i porozmawiać o wspólnej pasji do gier.
Dodaj komentarz