A Way Out to jeden z niewielu tytułów EA Originals, gdzie młode, niezależne studia, wydają gry pod szyldem takiego giganta jak EA. W 2016 w ten sposób światło dzienne ujrzało Unravel, a w tym roku Fe i właśnie A Way Out.
A Way Out to opowieść o ucieczce z więzienia, gdzie tryb kooperacji wyniesiony został na następny poziom. Nie ma mowy o grze w pojedynkę, nie ma szukania przypadkowych osób w internecie. Jesteś Ty i przyjaciel. Możecie grać na jednej konsoli albo na dwóch, obojętne, i tak ekran przedzielony będzie split-screenem, a do szczęścia wystarcza jedna kopia gry.
Fabuła
Mamy dwóch bohaterów, Leo i Vincenta. Leo w więzieniu spędził już 6 i ośmiu lat, Vincent dopiero do niego trafił z wyrokiem kilkunastu lat. Łączą oni siły, by uciec na wolność i zemścić się na gościu, który odpowiada za zrujnowanie życia obu panom.
Zaczynamy od podstaw. Najpierw Leo i Vincent wypracowują wzajemny szacunek, później coś na kształt przyjaźni, gdy z czasem zaczynają coraz więcej rozmawiać o swoim życiu prywatnym. W samej ucieczce, która jest zaledwie kawałkiem fabularnej rozgrywki, też zaczynamy od najprostszych rzeczy. A to ukraść klucz, a to przygotować prześcieradła…
Rozgrywka
Gramy na split-screenie przez 90% czasu. Po lewej Vincent, po prawej Leo. Czasem zdarzają się momenty, gdy obie postacie widoczne są na ekranie albo jedna, różnie. Ale te wstawki są absolutnie cudowne.
W grze jest mnóstwo cut-scenek. Ale naprawdę mnóstwo. Znajdziecie je średnio raz na dziesięć minut rozgrywki. Nie umiem powiedzieć, czy to dobrze, czy źle. Na początku trochę mnie irytowało, a później stało się przyjemnym przerywnikiem.
Gra wymaga kooperacji, zgrania w czasie, czasem trzeba wspólnie podjąć decyzję i bardzo często trzeba umieć na sobie polegać. To jest genialne.
A Way Out podzielone jest na kilka rozdziałów, rozdziały mają jeszcze podrozdziały, więc jeśli musicie przerwać rozgrywkę, zawsze znajdzie się dogodny moment. Podobno to gra na 6 godzin, ale mnie zajęła dużo więcej. W grze nie ma podpowiedzi, mamy mniej-więcej określony cel, ale jak do niego dojdziemy? To trzeba wykombinować samemu… a raczej, w duecie. I powiem Wam, że spływ po rzece wyprowadził mnie z równowagi, bo tam skoordynowanie jest niezbędne i nie zostawia miejsca na błędy.
Bardzo podobało mi się, że miejsca, w których się znaleźliśmy, pozostawały dla nas otwarte, do pewnego stopnia oczywiście, ale nadal. Przykładowo, zaraz po ucieczce trafiamy do gospodarstwa, możemy tam zagrać w minigrę, otworzyć lodówkę i napić się mleka czy piwa, poprzymierzać wiszące kapelusze czy nawet pobawić się z kurami.
Sterowanie
Nie zostawia nic do życzenia, jest intuicyjne, proste i precyzyjne. Nie ma tu odstępstw od tego, do czego przyzwyczaiły nas inne gry. Z ciekawych rzeczy, kręcenie kluczem wymaga faktycznego kręcenia analogiem i jest to przyjemny zabieg.
Dźwięk i muzyka
Profesjonalnie nagrany dubbing, nieinwazyjna muzyka i sporo dźwięków w tle, wszystko na plus.
Grafika
Graficznie A Way Out robi wrażenie, dopóki się człowiek nie przyjrzy. Wiele rzeczy wygląda dobrze, kilka rzeczy wygląda trochę gorzej. Czasem na ekranie zdarzają się artefakty przy krawędziach postaci. Spokojnie jednak można wsiąknąć w tę prawie filmową opowieść i wszelkie niedociągnięcia nie zaburzą naszych odczuć w stosunku do gry.
Podsumowanie
Dla niektórych minusem będzie, że gra ma tylko tryb kooperacyjny i samemu nie macie szansy w nią zagrać. Czy dla mnie to problem? Nie, bo mam z kim zagrać, ale rozumiem, że to może zirytować. Z drugiej strony, to coś rewolucyjnego i świeżego w podejściu.
Minigry (np. rzucanie podkową czy gra na instrumencie) są miłym dodatkiem.
Za grę dziękujemy wydawcy – EA.
Dodaj komentarz