Wskrzeszanie starej marki to bardzo niewdzięczna praca. Nie dość, że trzeba przystosować często bardzo archaiczną produkcję do bardziej nowoczesnych realiów to trzeba jeszcze wciąż uważać by nie podpaść wiernym fanom marki. Firmy mogą iść po linii najmniejszego oporu i stworzyć na szybko port, bez większego wysiłku, licząc na szybki zarobek, żerując na sentymencie do znanej marki. Crash Bandicoot to taka marka, która ma rzesze fanów na całym świecie. Oryginalnie stworzona przez legendarne już Naughty Dog trafiło w ręce Activision. Po latach nie do końca udanych produkcji przyszedł czas na odświeżoną wersję oryginalnej trylogii z PlayStation. Czy ekipie z Vicarious Visions udało się odtworzyć przygody Crasha?
Trylogia Crash Bandicoot to seria gier, która zapoczątkowała karierę Naughty Dog na poważnie. To przez prace nad tymi grami studiem zainteresowało się Sony, które niedługo później wykupiło je. Marka jest teraz w rękach Activision i Vicarious Visions przygotowało prawdziwy Remake. Nie mamy tutaj do czynienia z remasterem. Cała gra została napisana od nowa, bo jak się okazało twórcy nie mieli dostępu do oryginalnego kodu źródłowego. I trzeba przyznać, że wykonali oni kawał dobrej roboty.
Pierwszą rzeczą jaką zauważymy to zupełnie nowa oprawa graficzna. Całość prezentuje się wyśmienicie i wygląda niesamowicie. Etapy zostały odwzorowane bardzo wiernie. Starzy wyjadacze od razu poczują się jak w domu. Gra nigdy nie wyglądała lepiej. Coś, co kiedyś było tylko dwuwymiarową grafiką w tle teraz jest pięknie wymodelowanym budynkiem w 3D. Sama postać Crasha też wygląda super. Gra zyskała nowy wygląd, który bardzo jej pasuje. Zachowany przy tym został klimat oryginału. Na PlayStation zawsze wrażenie robiła mimika i gestykulacja postaci i w N.Sane Trilogy jest równie dobrze. Wszystkie cutscenki zostały wiernie przeniesione, z tylko lekkimi zmianami. Dzięki nowej oprawie wygląda to jak wysokobudżetowa animacja. O oprawie graficznej można mówić wiele, ale obraz jest wart więcej niż tysiąc słów. Zachęcam was do zapoznania się z fragmentem rozgrywki, galerią oraz specjalnym materiałem Digital Foundry, który pokazuje różnice pomiędzy oryginałem a nową wersją.
Warto to podkreślić – Vicarius Visions podeszło do tematu na poważnie i z odpowiednim szacunkiem do marki. Oddali bardzo wiernie to, w co zagrywaliśmy się za młodu. Zachowali indywidualny charakter każdej z odsłon. Nie było tutaj zmian na siłę, a jedynie koniecznie poprawki. Największą zmianą jest system zapisu, szczególnie w pierwszej odsłonie. Oryginalnie aby zapisać grę należało zdobyć 3 tokeny odblokowujące bonusowy etap, na końcu którego mogliśmy zapisać nasz stan gry. Było to niepotrzebne komplikowanie. Samo Naughty Dog poprawiło to w dwójce i trójce, w których to zapis mogliśmy zrobić ręcznie w dowolnym momencie w hubie łączącym poziomy. Teraz jedynie dodano opcję auto save, która zapisuje nasz postęp po każdym etapie. Jeżeli jesteście jednak purystami, to możecie tą opcję w dowolnym momencie wyłączyć.
Zmiany nastąpiły za to w mechanice i fizyce poruszania się postaci. Każda z odsłon serii była pod tym względem inna, więc twórcy zdecydowali się całość ujednolicić. Rozumiem taki zabieg, bo prezentowanie trzech różnych sposobów poruszania się dla każdej części byłby chyba złym pomysłem. Zdecydowano się na zastosowanie mechaniki z ostatniej części trylogii. I powoduje to niestety trochę problemów, szczególnie w pierwszej odsłonie. Ta od zawsze uchodziła za najtrudniejszą z cyklu, ale teraz jest jeszcze trudniejsza. Różnica polega min. na tym, że aby wykonać daleki skok musimy nabrać rozpędu. W połączeniu z platformami, które są zaprojektowane z precyzją co do pixela tworzy to dość wybuchową mieszankę. W niektórych momentach okazuje się, że bez nabrania rozpędu nie ma możliwości by przeskoczyć z platformy na platformę. Do tego dochodzi trochę inna detekcja kolizji i otoczenia, która skutkuje tym, że Crash dużo częściej ześlizguje się z krawędzi platform, podczas gry w oryginale stał tam jak gdyby nic. Dlatego pierwsza część Crasha nie dość, że oryginalnie była trudna, to teraz jest podwójnie trudna. Dalej jest już lepiej, bo poziomy zostały zaprojektowane na inną motorykę postaci. Dwójka i trójka to spacerek po parku w porównaniu do jedynki.
Same gry też różnią się pomiędzy sobą. Widać, że Naughty Dog uczyło się fachu przez lata. Pierwsza odsłona jest dość tematycznie hermetyczna. Większość plansz to wariacje na temat wysp Pacyfiku, dżungle, jaskinie. W kolejnych odsłonach dochodzi większa różnorodność. W trzeciej odsłonie to już w ogóle na nudę nie można narzekać, bo i popływamy w głębi oceanu, pościgamy się na motocyklu czy będziemy latać samolotem.
Twórcy zdecydowali się na dodanie kilku ciekawych nowości. Przede wszystkim Coco Bandicoot, siostra Crasha, jest teraz grywalna we wszystkich trzech odsłonach. Wcześniej występowała tylko i wyłącznie w wybranych poziomach w trzeciej części. Teraz możemy się przełączać pomiędzy rodzeństwem. Postać Coco porusza się dokładnie tak samo jak Crash, więc nie ma większych różnić pomiędzy nimi. Coco grać możemy we wszystkich platformowych planszach. Nie użyjemy jej w trakcie walk z possami czy np. w etapach na motorze.
Kolejną nowością jest tryb wyzwań czasowych, który oryginalnie dostępny był też jedynie w ostatniej odsłonie. Teraz możemy przebiegać wszystkie etapy na czas. I znów pojawia się ten sam problem co z mechaniką poruszania postaci – plansze w pierwszej i drugiej odsłonie nie zostały stworzone z myślą o Speedrunach, więc bieganie w nich na czas może być uciążliwe i jest zdecydowanie trudniejsze niż w odsłonie trzeciej.
Sporo osób narzeka na czasy ładowania w grze. I o ile mogę się zgodzić, że czas ładowania przy uruchomieniu gry czy przejściu do menu głównego jest rzeczywiście uciążliwy, tak czasy ładowania poszczególnych poziomów już są dużo krótsze. Rozumiem, że jak ktoś powtarza poziom wielokrotnie to te kilka sekund może skumulować się na dość długi czas wpatrywania się w ekran loadingu, ale i tak uważam, że nie jest z tym ładowanie aż tak źle, jak niektórzy przekonują.
Ekipie z Vicarious Visions udało się godnie wskrzesić markę Crash Bandicoot. Starzy wyjadacze powinni być zadowoleni. Otrzymali odświeżoną wersję hitu z dzieciństwa. Twórcy podeszli do tematu moim zdaniem z należytym szacunkiem dla materiału źródłowego. Nowe dodatki w postaci prób czasowych czy grywalnej Coco to co prawda tylko dodatki, ale miło, że developerom chciało się je dodać. Dzięki N.Sane Trilogy nowe pokolenia graczy mogą zakochać się w Crashu i sprawdzić na własnej skórze w co ich tatusiowie zagrywali się w ich wieku. Bardzo polecam, bo takich gier jest naprawdę mało. Wydaje mi się, że patrząc na N.Sane Trilogy Naughty Dog jest zadowolone. A to chyba najlepsza możliwa rekomendacja.
Ocena portalu: 9
Rozgrywka:
Galeria:
Dodaj komentarz