Gearbox Software potrafi podejść nieszablonowo do tematu strzelanin pierwszoosobowych, udowodnili to przy Borderlands i serii Brothers in Arms. Tym razem poszli jeszcze dalej w temacie działań drużynowych. Postanowili połączyć strzelaninę FPS z elementami MOBA.
W Battleborn jesteśmy wrzuceni w konflikt z wielkim złem, które unicestwia kolejno układy planetarne. Aby je powstrzymać do walki staje pięć frakcji, które walczą o swoje miejsce w kosmosie. Fabuła nie jest tu najważniejszym punktem napędowym gry, właściwie tworzy tło, które bez szczególnego skupienia potrafi nam umknąć. Gra wita nas fantastyczną dynamiczną kreskówką, w której zdecydowanie czuć rękę ojców Borderlands. Nastraja bojowo nas do walki i poznawania świata, niestety później już nie uświadczymy podobnych zastrzyków energii. Późniejsze wstępy do misji są stworzone ze zlepków tego pierwszego.
Na start do dyspozycji dostajemy kilka z 25 postaci, do których z czasem dołączy nieodpłatnie kolejne 5. Najważniejsze w nich jest to, że praktycznie całkowicie się od siebie różnią. Trzeba przyznać, zestaw jest niestandardowy, od robotów w tym jeden z pingwinem w środku przez samuraja wampira, kryształowe trolle, aż po mutanty, neo rycerzy, postacie jak z pandory i wiele innych. W dużym uproszczeniu, możemy je podzielić na atakujące na bliski i daleki dystans. Takich, które opierają się na walce bezpośredniej, partyzantce, wspierających czy leczących też nie zabraknie. Role w rozgrywce podyktowane są w głównej mierze tym, kim będziemy grać. Każdy z wojowników ma własną broń, czasami też atak dodatkowy, ale co najważniejsze unikalne 3 umiejętności. Tu też pełna gama wszystkiego, rzucanie ataków obszarowych, pułapek, naloty, szarże, teleportacje, znikanie czy wzmacnianie jakichś konkretnych stron danej postaci. Nie sposób wymienić tu wszystkich umiejętności, bo jest ich cała masa. Tu też jest ważna kwestia, postać determinuje nasz styl rozgrywki.
Przyznaję, że jak testowałem wszystkie z dostępnych postaci, to czasami cierpiałem ogromne katusze. Cała ta mnogość możliwości nie była sprzymierzeńcem. Mam konkretny styl rozgrywki, potrafiłem się przystosować do połowy postaci, ale niektóre, to kompletnie nie moja bajka. Grając nimi tułałem się po mapie szukając jakiegoś zajęcia, żeby się przydać do osiągnięcia celu gry. Jest to też ogromny plus, bo każdy znajdzie coś dla siebie, a i warto znać możliwości swoich przeciwników. Zgrany zespół współpracując, potrafi zdziałać cuda. Nie chodzi tu nawet o proste leczenie się wzajemnie czy osłanianie mniej odpornych postaci, ale o ogłuszanie przeciwników w konkretnych miejscach map, żeby inni gracze mogli ich spowolnić i atakować specjalnymi atakami. Dodać należy zastawianie pułapek i odciąganie uwagi przeciwników metodami zaczepnymi, żeby tylko odciągnąć ich od wykonywania zadania. Często niekoniecznie bezpośrednią walką można osiągnąć swój cel, czasami gra na czas i robienie zamieszania jest cenniejsze dla wyniku meczu.
Rozwój poziomów i rang został rozwiązany na trzy sposoby. Postacie rozwijamy w każdym meczu od początku, za każdym razem. Od 1 do 10 poziomu, na każdym wybierając jedno z dwóch (czasami trzech) rozwinięć, mamy ich ponownie cały wachlarz – zasady działania naszych umiejętności, nasze statystyki , zdrowie obrażenia itd. Postacie rozwijamy też punktami doświadczenia, które dostajemy po meczach, za kolejne rangi dostajemy kolory naszych strojów, cieszynki czy właśnie trzecie ulepszenia podczas rozgrywki. Po meczach dostajemy też punkty doświadczenia, które wpływają na poziom gracza. Tu za osiąganie kolejnych dostajemy nowych bohaterów, ale ich możemy też odblokowywać wykonując konkretne wyzwania, lub przechodząc story. Warstwa projektowa postaci i design są ogromnym plusem gry, trudno ocenić ogólny balans. Wiele zależy tu od ludzi grających, ale na moje oko wszystko jest dopasowane.
Nie jest tak różowo, jeśli chodzi o dostępne tryby gry. Mamy dostęp do story i trzech trybów wieloosobowych, tyle. W story możemy grać samotnie lub z czwórką kompanów online. W trybach gracz kontra gracz możemy grać z żywymi ludźmi lub prywatnie z botami. Do tego dochodzi opcja gry na podzielonym ekranie, coś rzadko spotykanego, wielkie brawa. Story daje do dyspozycji 9 misji, są one monotonne i nieciekawe. Opierają się na prostym schemacie, przemy przed siebie zabijając masy wrogów, ulepszamy postacie, wykupujemy wieżyczki i wykonujemy jakiś cel. Jest ich tylko kilka, mamy ochronę jądra systemu, eskortę dużego robota-robaka i zabijanie bossów. Wszystko kręci się wokół tego. Oczywiście grając online jest ciekawiej, mniej biegania i gra się raźniej. Gra potrafi się też wysypać po 40 minutach misji przez utratę połączenia zostawiając nas z niczym. Jeśli inny gracz wyjdzie lub zostanie rozłączony misja jest kończona w niepełnym składzie, co też potrafiło prowadzić do porażki. Ba, nawet jeśli gracz się rozłączy podczas wyboru postaci ruszamy w niepełnym składzie. Mimo wszystko gonitwa po poziomie czy to w piątkę czy mniejszej ekipie sprawia dużo radochy. Wszędzie porozrzucane są power-upy dające punkty, czasowe przyspieszenie postaci, pancerz itd. Możemy też znaleźć odłamki pełniące rolę waluty w meczu. Kupujemy za nie wieżyczki, których jest kilka rodzai, stacje leczące, przyspieszające czy też pomocne w innych trybach minionki. Część wieżyczek możemy ulepszać na kolejne poziomy. Wszystko to daje dużo możliwości i potencjału, ale jednak coś nie zagrało, projekt story jest po prostu nudny. Rozmowy między bohaterami potrafią wywołać uśmiech, postacie rzucają one-linerami doskonale puentując rozmowy. Robią to z humorem, który znamy z innych gier Gearbox. Jednak tu brakuje mi ekspozycji wydarzeń, wszystko dzieje się w tle, głównie na bazie rozmów przez radio.
Głównym daniem są tu tryby do zabawy online, do dyspozycji mamy trzy. Pierwszym jest Capture, mamy w nim trzy punkty do przejęcia. Punkty są naliczane za czas ich utrzymywania, im więcej ich mamy szybciej zbliżamy się do zwycięstwa. Tryb znany z wielu innych sieciowych strzelanin.
Kolejnym jest Incursion, polega ona na zniszczeniu dwóch dużych kroczących robotów. Każda z drużyn posiada własne, które musi bronić i oczywiście zniszczyć te należące do przeciwników. Tu duże znaczenie mają wieżyczki, roboty minionki i nasza taktyka. Mapy wykonane są na bazie prostokąta i dwóch baz na końcach. Grając z ogarniętą ekipą tryb sprawia masę radości. Musimy zarządzać własnymi zasobami jednocześnie współpracować przy niszczeniu odnawialnych osłon i ściąganiu energii naszych celów.
Ostatni tryb Meltdown jest bardzo podobny do poprzedniego, z tą różnicą, że tu musimy eskortować nasze minionki do ołtarzyków, aby je złożyć w ofierze. Tam są przemielane, a my dostajemy odłamki, po dostarczeniu odpowiedniej ilości ruszamy do kolejnego. Trasy minionków oczywiście krzyżują się, co prowadzi do starć, a my bronimy własnych i niszczymy wrogie.
Po meczu zawsze dostajemy szczegółowe podsumowanie ze wszystkimi statystykami. Zaliczamy masę wyzwań i jesteśmy zasypywani przeróżnymi cyferkami, uwielbiam to. Gra ma syndrom kolejnego meczu, zwłaszcza jak widzimy, że tak niewiele brakuje w kilku wyzwaniach. Tu niestety potrafi zdenerwować matchmaking, po każdym meczu musimy szukać sobie nowych kompanów – za każdym razem. W tym momencie może zadam niespodziewanie kolejny cios, są nim mapy. Jest ich zwyczajnie mało, poza kampanią mamy tylko po dwie na każdy tryb. Na taki ogrom postaci i zawartości jest to zdecydowanie za mało. Fakt, mogło to mieć na celu masterowanie taktyk i nastawienie graczy na dokładne poznanie wszystkich miejscówek. Jednak po dziesiątkach godzin z grą miło by było widzieć dłuższą listę lokacji.
Zastanawiacie się pewnie jak to wygląda i brzmi, tu jest zadowalająco. Świat jak i postacie są kolorowe i miłe dla oka. Wszystko ma kreskówkowy sznyt i jest wykonane w zdeformowanych wersjach, nie jest to super-deformed, ale naturalne proporcje też to nie są. Design jest ciekawy, ma masę różnych, małych smaczków i pomimo zróżnicowania wszystkie elementy pasują do siebie. Muzyka ma swoje mocne momenty i te nijakie. Czasami nakręca do walki, ale niestety częściej jej nie zauważamy, dużo wyraźniej wypadają tu głosy. Postacie potrafią powiedzieć coś zabawnego, a i dobrane są bardzo dobrze. Wszystkie pozostałe odgłosy są bez zarzutów, pasują do klimatu. Naturalnie brakuje polskiej wersji językowej, choćby napisów.
Słowem podsumowania solidny tytuł, niestety cierpiący na kilka bolączek, które mogą go pogrążyć. Eksperyment ciekawy, ale potrzebujący chęci sprawdzenia przez graczy. Po wielu godzinach gry zdążyłem się zżyć z postaciami i światem, przestali mi być obojętni. Jednak bez nastawienia, że chcemy zostać z grą na dłużej, może ona nas od siebie odepchnąć. Nie jest to tytuł idealny, ale wart sprawdzenia, nawet żeby zobaczyć te wszystkie postacie.
Za udostępnienie gry dziękujemy wydawcy firmie Cenega S.A.
Dodaj komentarz