Czwarty, a zarazem przedostatni odcinek Tales from the Borderlands wyraźnie buduje podwaliny na zakończenie serii. Akcja znacznie zwolniła, a kontynuowana przez Rhysa i Fionę opowieść stała się bardziej poważna. Stało się tak głównie za sprawą bardzo przykrych z punktu bohaterów zwrotów akcji.
Naszym głównym celem jest dostanie się na jeden z księżyców Pandory w celu przeniknięcia i infiltracji bazy Hyperionu. Po mistrzowsku została zrealizowana scena planowania całej wyprawy przez Rhysa. Przypominała ona wstawki z finałów napadów znanych z filmów Ocean’s.
Gdy już dotrzemy na Heliosa, czeka tam nas brutalne zderzenie z rzeczywistością i odkrycie intrygi zakrojonej na szerszą skalę. To wydarzenie kontrastuje z najbardziej rozbrajającą sceną z jaką mieliśmy do tej pory do czynienia – strzelaniną urzędników „na niby”. Scenarzysta, który wpadł na jej pomysł powinien dostać premię za kreatywność.
Dopiero w połowie prawie dwugodzinnego odcinka zdałem sobie sprawę z porzucenia kilku znaczących postaci prawdopodobnie na rzecz bliższego poznania naszego holograficznego zbrodniarza –Handsome Jacka. Już przy okazji poprzednich odcinków zastanawiałem się jak twórcy chcą rozwinąć wątek naszego „przyjaciela”, gdyż był on traktowany po macoszemu. Muszę przyznać, że skupienie się na Jacku wyszło odcinkowi bardzo na plus. Mieliśmy okazję poznać go z trochę innej strony, niż tej znanej z Borderlands 2. Nie zmienia to faktu, że jest on zimnokrwistym zbrodniarzem, ale te kilka dialogów rzuca na niego cień promyka człowieczeństwa. Na samym końcu odniosłem wrażenie, że Jack może nie do końca zdawał sobie sprawę ze swoich czynów.
Chyba po raz pierwszy w serii mamy do czynienia z przeplataniem się takich uczuć jak: radość, żal, smutek, odraza czy złość. Jedną z ważniejszych postaci pobocznych w tym odcinku jest Scooter. Dzięki niemu będziemy mogli udać się w lot na księżyc, aby zdobyć kolejne części ulepszające Gortys. To właśnie Scooter niemalże dwukrotnie doprowadził mnie do łez. Raz tych radosnych, a raz pełnych smutku i żalu.
Niesamowicie wkomponowano w typową dla serii czołówkę, w której nasi bohaterowie szykują się do lotu na Helios, utwór „To the Top” wykonywany przez Twin Shadow. Jestem bardzo wdzięczny twórcom, że umieszczają do serii coraz to ciekawsze utwory, które mogę dodawać do swojej osobistej playlisty.
Może nie jest to najlepszy epizod TFTB, ale na pewno najbardziej informatywny i pełny kontrastów. Wręcz nie mogę doczekać się zakończenia serialu. Światło rzucone na pobocznych bohaterów oraz intrygujące zakończenie domagają się epickiego zwieńczenia. Jestem pewien, że deweloperzy z Telltale nas nie zawiodą i znów dostarczą porcję tego, z czego są najbardziej znani – emocji i nietuzinkowych zwrotów akcji.
Dodaj komentarz