Po świeżo ogranym Transistorze, w moje łapy wpadła kolejna produkcja studia Supergiant Games – Bastion. Chronologicznie, Bastion jest starszą grą i została wydana na PC, X360 oraz iOS bardzo dawno, bo 3 lata temu.. Ku radości graczy, w końcu społeczność PlayStation dostała szansę przeżyć tę niesamowitą przygodę.
Główny bohater, nazywany przez narratora „the Kid”, przemierza podniebne plansze powstałe w wyniku Calamity, tragicznego w skutkach wydarzenia, które zniszczyło miasto Caelondia, a większość ludzi zamieniło w popiół. Przygodę rozpoczynamy od obudzenia Dzieciaka znajdującego się na jednym z ocalałych kawałków lądu. Od razu udajemy się w stronę tytułowego Bastionu, gdzie każdy miał się udać w trudnych czasach. Po dotarciu na miejsce okazuje się, że jest tam tylko jedna osoba, starzec o imieniu Rucks. Jest on naszym narratorem i zleca nam zebranie rdzeni, które przed katastrofą zasilały Caelondię. Odnalezienie ich wszystkich może dać nam szansę na odbudowanie choć części świata. Bez większego namysłu Dzieciak rusza na niezapomnianą przygodę po podniebnych poziomach wypełnionych batalionami przeciwników.
Przy okazji omawiania Bastionu, nie sposób ominąć już na wstępie wspomnianego przeze mnie Transistora. Obie produkcje mają wiele wspólnych cech. Od razu rzuca się w oczy charakterystyczna, ręcznie rysowana oprawa graficzna oraz rzut izometryczny. Wkrótce po tym spostrzegamy, że protagoniści w obu grach są niemi, a za przekazywanie myśli bohatera i akcji jest odpowiedzialny ten sam lektor. Trzeba przyznać, że pan Logan Cunningham odwalił kawał niezłej roboty. Aby podkręcić klimat i immersję, deweloperzy zapewnili nam niesamowity podkład dźwiękowy, za który gra była wielokrotnie nagradzana. Na tym podobieństwa się nie kończą. W trakcie rozgrywki możemy utrudnić sobie życie przez Shrine Idols, którzy są analogicznym systemem do Ograniczników w Transistorze. Każde z utrudnień zapewnia nam dodatkowe ilości doświadczenia po pomyślnie zakończonym starciu. Gracze otrzymują tutaj także areny oraz wyzwania niezwiązane bezpośrednio ze ścieżką fabularną dla każdej z broni, których ukończenie będzie wymagało niemało trudu.
Największą i podstawową cechą odróżniającą Bastion od nowszej produkcji studia Supergiant Games jest system walki. Potyczki mogą być prowadzone jedynie w czasie rzeczywistym, nie mamy tutaj aktywnej pauzy czy trybu planowania. Rozgrywka jest bardzo podobna do innych gier z gatunku action RPG czy hack’n’slash. Do dyspozycji otrzymujemy zestaw broni na bliski oraz daleki zasięg. Jednocześnie możemy posiadać jedną białą i dystansową broń oraz umiejętność specjalną. Oczywiście oręż oraz umiejętności odblokowują się wraz z postępem w fabule. Na samym początku mamy jedynie dostęp do łuku, młota oraz jednej umiejętności. Dzięki takiemu zabiegowi nie musimy od samego startu martwić się co założyć, aby jak najskuteczniej radzić sobie na kolejnych poziomach.
Cała mapa świata jest podzielona na poziomy, do których możemy dostać się jedynie z Bastionu. Nie ma możliwości przejścia z jednej planszy na drugą przez jakieś magiczne wrota czy teleport. Gra nie należy do najdłuższych – wątek główny da się przejść w kilka godzin. Wiadomo, że jeśli będziemy chcieli wszystko wymaksować to te kilka godzin w mgnieniu oka zmieni się w kilkanaście.
Przemierzając kolejne poziomy, stawiamy czoła coraz trudniejszym przeciwnikom i mapom, z których coraz łatwiej spaść. Dzieje się tak za względu na coraz węższe ścieżki i sekwencje niszczenia owych traktów. Na szczęście za wypadnięcie z planszy jesteśmy karani bardzo łagodnie. Tracimy stosunkowo małą część zdrowia, a nie jak to bywa w podobnych grach – całe.
Bestiariusz nie należy do największych, ale jest wystarczająco zróżnicowany, aby wymusić na nas wykorzystywanie różnych broni oraz nieustanne blokowanie. Używanie tarczy jest bardzo ważne, gdyż nie dość, że umożliwia nam parowanie ataków to większość przeciwników zostaje ogłuszona. Po takim zabiegu jesteśmy w stanie wyprowadzić kilka mocnych ciosów. Nie tyczy się to jedynie wieżyczek i roślinek.
To, co czyni Bastion wyjątkową produkcją, to jego całokształt artystyczny. Muzyka, narracja oraz przepiękne, kolorowe otoczenie koją zmysły i pozwalają na przejście gry jednym tchem. Mechanika, choć nieskomplikowana, sprawiała mi sporo frajdy. Długość rozgrywki prowadzi do tego, że Bastion jest grą idealną na jeden weekend. Po ukończeniu gry prawdopodobnie sięgnięcie po New Game+, a po tym raczej już nigdy do niej nie wrócicie. Sugeruję to dlatego, aby poczekać na obniżkę, gdyż produkcja jest niesamowita, magiczna, której nie można przegapić. Warto zaznaczyć, że Bastion pojawi się również na PS Vita latem tego roku, która według mnie jest idealną platformą dla produkcji Supergiant Games.
Dodaj komentarz