UWAGA! Recenzja może zawierać lekkie spoilery fabularne!
Telltale Games we współpracy z Gearbox Software zabierają nas ponownie na Pandorę, aby kontynuować perypetie grupki osobliwych postaci, które poznały się w niespodziewanych okolicznościach.
ATLAS Mugged wyraźnie wyklarował nam grupkę bohaterów, z którymi będziemy przemierzać niebezpieczną planetę, ścigani przez szychy z Hyperionu. W pierwszym rzędzie stoją oczywiście Rhyse i Fiona z punktu widzenia których śledzimy całą historię. Towarzyszą im odpowiednio Vaughn, najlepszy przyjaciel Rhyse’a oraz Sasha, siostra Fiony.
Tajemnicze, wzbudzające niesamowitą ciekawość i chęć zobaczenia co będzie działo się dalej zakończenie pierwszego odcinka, zwiastowało ciekawą, pełną zwrotów akcji historię, przykrytą mgłą tajemnicy kontynuację. Tak właśnie się stało. Już na samym początku mamy do czynienia z wymowną sceną wydłubywania oka, niezbędnego do otrzymania dostępu do bazy danych. Zaraz po tym mamy okazję odbyć rozmowę z Handsom Jackiem, który jak wiadomo z ram czasowych produkcji, jest martwy. Te kilka początkowych minut wystarczyło, abym był pewien, że przewidywanie akcji nie ma tu żadnego sensu.
Poczucie humoru oraz nieustanne gagi utrzymują typową dla serii Borderlands atmosferę. Tales from the Borderlans dadzą nam szansę na bliższe poznanie Handsom Jacka, możliwe, że z wcześniej nieznanej strony. Jest to niebywała gratka dla starych wyjadaczy serii shooterów.
Znaczny nacisk w tym epizodzie postawiono na zacisk więzi oraz bliższe poznanie między bohaterami. Głównie mam tutaj na myśli duet Fiony i Sashy. Trudno powiedzieć, jak mocno wpływają na to nasze wybory. Prawdopodobnie to, jaką drogę obierzemy w tym odcinku będzie owocowało dopiero w następnych epizodach. Zakończenie, niezależnie od tego jak przebyliśmy cały odcinek, będzie podobne – z mojej perspektywy dopiero ostatnia decyzja może mieć znaczący wpływ na kontynuację historii.
Rhyse i Vaughn serwują nam sporą ilość dialogów i wstawek komediowych. Przy tej okazji, nie mogło zabraknąć Loader Bota, który po raz kolejny ratuje nam tyłek. Jeśli podobała wam się konwencja przyjęta przez twórców w pierwszym odcinku, to będziecie zachwyceni. Co prawda niektóre gagi są dosyć czerstwe, ale nawet one mają swój urok. Właściwie, na tym polu sporo będzie zależało od kwestii, którą zdecydujemy się wybrać.
Ekwipunek wciąż wydaje się nie mieć większego znaczenia w czasie przygody. Nie da się przejść dalej bez wymaganych przez grę przedmiotów, ale zdobywanie dodatkowych w żaden sposób nam nie pomaga. Zarobione pieniądze będziemy mogli wydać raz, do tego na mało znaczącą modyfikację. Widać tutaj wyraźne odcięcie od serii FPS, w której to właśnie zbieranie i eksploracja świata były fundamentem produkcji.
Nie zapomniano o przemyceniu postaci pobocznych z Borderlandsów. Niesamowicie dobrze wkomponowano Scootera wraz ze swoim warsztatem. Do tego zaprzęgnięto oryginalnego aktora odpowiedzialnego za głos, dzięki czemu slogan „Catch a ride” brzmi identycznie, tak jak został przeze mnie zapamiętany. Każda z nowo poznanych postaci jest wciąż przedstawiana w typowy dla serii sposób – stopklatka postaci, kolorowe tło, oraz przydomek bohatera wraz z krótką adnotacją. Gwarantuje, że po wejściu Scootera banan zawita Wam na twarzy.
Po przejściu drugiego epizodu wyraźnie rzucił mi się w oczy czas, który potrzebowałem na jego przejście. Był on znacznie krótszy od potrzebnego na przebrnięcie pierwszego odcinka. Podobno jest to najkrótsza część serii, co nie oznacza, że jest zła. Akcja nie zwalnia, odkrywamy kolejne sekrety firmy ATLAS oraz dostajemy potężną dawkę humoru. Oczywiście mało w tej grze gry, ale przecież jest to znak rozpoznawczy produkcji ze stajni Telltale Games.
Jeśli kolejne odcinki utrzymają ten poziom, to z pewnością jest na co czekać.
Dodaj komentarz