Wiedziałem, że czeka mnie trudna recenzja.
Wcielamy się w rolę Nuny – eskimoskiej dziewczynki, której wioska została doszczętnie zniszczona. Główna bohaterka wyrusza w niezwykłą podróż ze swoim lisem u boku w celu uratowania własnego ludu. Przeszkadza jej w tym nie tylko silnie wiejący wiatr, ale również ciężkie, arktyczne warunki i nieprzyjaciele napotykani podczas wędrówki.
Klimat jest zdecydowanie największym plusem tej produkcji, który łapie nas już na samym początku, a niektórych może puścić dopiero po napisach końcowych. Mała dziewczynka w grubej, skórzanej kurtce i kapturze zarzuconym na głowę z tym pięknym, białym lisem nie odstępującym jej na krok. Z przyjemnością wrzucałem kolejne screeny na Twittera, bo jest to widok bardzo zapadający w pamięć.
Przez całą podróż przyjdzie nam poznać fascynujące fakty o Alasce, Eskimosach ich wierzeniach i legendach, których odzwierciedleniem jest również ta gra. Bez wahania mogę stwierdzić, że to był główny cel twórców. Chcieli przedstawić historię. Chcieli pokazać graczom zupełnie inny świat. W każdym kolejnym rozdziale napotykamy na swojej drodze małe sowy. Czasami trzeba je odnaleźć, czasami nawet nie zauważymy, że je zebraliśmy. Odblokowują one filmy nazwane mianem „cultural insight”, które przybliżają nam historię ludu Nuny. Oglądając każdy z materiałów na bieżąco, dostajemy wyjaśnienie większości fabularnych rozwiązań, co doskonale oddziałuje na naszą wyobraźnię. Filmy mają działać na zasadzie „znajdziek”, ale tak naprawdę nie trzeba się natrudzić, żeby je znaleźć. Twórcy wyraźnie chcieli, aby gracze wpadli na te sowy i zainteresowali się contentem, który otwiera oczy na zupełnie nowe horyzonty.
I tutaj powinienem zakończyć recenzję, wstawić nasz charakterystyczny licznik ocen i postawić solidną dziesiątkę, prawda? Niestety, nie tym razem. Największym problemem „Never Alone” jest fakt, że dalej pozostaje on grą. Deweloperzy najwyraźniej o tym zapomnieli, bo aspekt mechaniczny woła o pomstę do nieba. Przede wszystkim, możemy przejść tę historię w trybie kooperacji. Jeden kieruje Nuną, a drugi lisem. Wtedy to mogłoby nabrać więcej sensu. Jeżeli jednak decydujemy się na tryb single player, musimy sterować obiema postaciami. Tutaj pojawia się spory mankament i główny powód naszych licznych zgonów. Ten system jest wyraźnie nieprzemyślany. Często giniemy, nie wiedząc nawet dlaczego. Czasami nie wiedziałem też co robić. Nie wynika to w tym przypadku z poziomu trudności.
Sęk jednak w tym, że aspekt mechaniczny potrafi zniechęcić do dalszego próbowania. Ja podchodziłem do tej gry aż trzy razy, bo zwyczajnie się irytowałem. Znajdą się więc gracze, którzy po prostu dadzą sobie spokój, żeby się bez sensu nie denerwować. Mniej więcej w połowie dochodzi do pewnego rozwiązania fabularnego, które dosyć zaskakuje. W moim przypadku gra straciła w tym momencie trochę uroku. Mając jednak na uwadze fakt, że wszystko wyjaśniane jest na bieżąco w znajdowanych po drodze filmach, nie płakałem zbyt długo.
„Never Alone” to tytuł bardzo oryginalny. Klimat łapie już od samego początku, a z minuty na minutę widać serce twórców włożone przez nich w ten projekt. Mechanika psuje. Gdyby zupełnie zapomnieć o tych istotnych dla graczy mankamentach, te przepełnione zachwytami recenzje płynące z zachodu byłyby jak najbardziej wiarygodne. Pozostaje jeszcze ostatnia kwestia. Gra kosztuje 63zł, jest dostępna tyko w cyfrowej dystrybucji i ukończyć ją można w średnio trzy godziny.
Dziękujemy firmie E-Line Media za dostarczenie gry do recenzji
Dodaj komentarz