Dziś prezentuję Wam grę, która z pewnością przemówi do starych wyjadaczy lubiących wysoki poziom trudności i tęskniących za grami, przy których można się po prostu rozluźnić mordując tysiące wrogów.
Omawiane dziś Crimsoland stworzyło mało znane do tej pory, przynajmniej graczom konsolowym, 10tons. Są to panowie odpowiedzialni między innymi za King Oddball.
Dzieło Amerykanów tak naprawdę nie ma fabuły. Ot jesteśmy w jakimś miejscu i z bronią w dłoniach musimy zabić wszystko co się rusza. Żadnej ambitnej lub niższych lotów historii tu nie uświadczycie – bo i nie jest to potrzebne. Do radosnej i bardzo uzależniającej zabawy w masowego mordercę kosmicznego ścierwa wystarczy pretekst, jakim jest przycisk Start.
Cała kampania została podzielona na 60 misji w 6 aktach – po 10 w każdym z nich. Zadania w głównej mierze polegają na eksterminacji każdej napotkanej formy życia. Na swojej drodze napotkamy dziesiątki różnych stworów. Są tu mali zieloni kosmici, pająki, które mogą strzelać ognistymi pociskami, kolejne pająki, które po trafieniu rozdzielają się na dwa (i to wielokrotnie, przez co z dwóch może się zrobić nawet i 200). Jest też potwór, który potrafi stworzyć wokół siebie magiczną barierę, której nie da się zniszczyć, a nawet niewidzialne kreatury, które bardzo trudno dostrzec na mapie.
Rozgrywka opiera się na bardzo prostym mechanizmie; lewą gałką chodzimy, prawą celujemy, a przyciskiem R oddajemy strzał – strzelać można również za pomocą ekranu dotykowego. Akcja dzieje się na dość małych, prostokątnych mapkach, które nie różnią się od siebie praktycznie niczym. Każda ma taką samą wielkość, płaszczyznę, a nawet podobną kolorystykę. Jedynym elementem, po którym można je odróżnić jest skórka podłoża.
W ferworze walki można dostrzec lądowisko dla helikopterów albo tory kolejowe. Jedynym, naprawdę jedynym, urozmaiceniem są misje rozgrywane nocą. Dodatkowym aspektem utrudniającym robienie całkowitej masakry jest to, iż bronie pojawiają się nam losowo, tak samo jak ulepszenia, które mogą na przykład sprawić, że biegamy szybciej, bądź też strzelamy bardzo szybko ognistymi kulkami, bądź zamrażamy wrogów.
Zdecydowaną zaletą produkcji 10tons jest przebogaty arsenał broni, liczący aż 30 sztuk. Oczywiście jest tu standardowy shotgun, AK47, strzelby jonowe, miotacze ognia, snajperka, broń z pociskami, które zabiją wszystko na swojej drodze, a nawet minigun mieszczący w magazynku 160 naboi.
Każda spluwa jest przedstawiona graczowi w małej infografice, która pokazuje jej wygląd, rodzaj i ilość amunicji mieszczącej się w magazynku, a także jej cztery podstawowe statystyki; celność, obrażenia, szybkostrzelność i czas przeładowania. Podczas przechodzenia kampanii za wykonanie danego zadania otrzymamy nowe pukawki oraz tak zwane perki, czyli umiejętności wykorzystywane w trybie Przetrwania – o którym za chwilę.
Poziom trudności w kampanii został podzielony na trzy etapy; normalny, hardcore’owy i jeden, który trzeba odblokować. Za każdym razem misje trzeba przechodzić od nowa, co daje w sumie 180 zadań do zaliczenia.
Teraz czas przejść do Survivalu. Aby przedłużyć nam przyjemność płynącą z kupna Crimsoland panowie z 10tons wrzucili do gry aż 5 trybów polegających na jak najdłuższym przeżyciu z masowo nadciągającymi wrogami. Pierwszym z nich jest tradycyjny survival, w którym za zabijanie potworków dostajemy punkty doświadczenia, dzięki którym możemy awansować. Przy wbijaniu każdego levelu możemy wybrać sobie jeden z 4 perków przedstawionych nam losowo przez grę, których ogółem jest aż 55. Niektóre nas leczą, niektóre sprawiają, że przeładowywanie broni będzie szybsze, obrażenia większe, a nawet są też i takie, które sprawiają, iż wokół naszej postaci niektórzy kosmici sami umierają.
Drugi tryb nosi nazwę Rush, w którym to jesteśmy rzuceni w sam środek wielkiej chmary robali, a do walki mamy tylko AK47 z nieskończoną ilością amunicji. Wygląda na bardzo prostą i przyjemną zabawę, lecz tak nie jest. Nawet sami twórcy stworzyli do niego taki oto opis: „Myślisz, że mając swoją ulubioną zabawkę możesz przetrwać? Nie, nie możesz.”.
W dalszej kolejności jest Weapon Picker, gdzie każdą broń możemy używać do momentu, aż wyczerpie nam się magazynek. Następnie musimy poszukać kolejnego narzędzia mordu. W trybie Nukefism mamy do dyspozycji tylko i wyłącznie ulepszenia, o których pisałem na początku. Czyli zamrożenie, rozproszony ognisty strzał, ognista spirala pocisków i kilka innych.
Ostatnim z nich jest Blizt, który jest praktycznie tym samym co misje w kampanii połączone z trybem Survival.
O oprawie audio wizualnej nie da się zbyt dużo powiedzieć. Grafika jest… jaka jest, nawiązuje do czasów jeszcze sprzed ery PSX-a, zaś udźwiękowienie można przyrównać do niektórych strzelanek z lat 90 – Quake, Doom, a nawet Disruptor. Nawet po wciśnięciu przycisku Start słyszymy charakterystyczny dźwięk, stylizowany na te, znane z 5 generacji konsol. Ciekawostką jest to, że główny obrazek widniejący na ekranie tytułowym jest zainspirowany okładką Duke Nukem 3D.
Grę można ukończyć w raptem 4- 5 godzin, jednak dzięki dodatkowym wyzwaniom można przy niej spędzić, co najmniej drugie tyle doskonaląc swoje umiejętności. Polecam starym wyjadaczom i osobom lubiącym bardzo wysoki poziom trudności. Na sam koniec wspomnę tylko, że dzisiejszy Crimsoland nie jest nową grą, a zwyczajnym remasterem produkcji z 2003 roku, wzbogaconym o 4 bronie i dwa tryby Przetrwania.
Plusy
- Miód wylewający się z ekranu
- Poziom trudności
- Styl
Minusy
- Nijakie mapy
- Krótka
Dodaj komentarz