Contagion VR: Outbreak to kolejna produkcja pozwalająca walczyć z zombiakami. Sprawdźmy, czy warto zainteresować się dziełem studia Monochrome.
Contagion VR: Outbreak jest jeszcze jedną grą stawiającą nas w roli zwykłego człowieka mierzącego się z napierającymi na nas zombie. Tego typu gier tytułów jest cała masa – wystarczy wspomnieć o serii Resident Evil, czy Dying Light. Jednak produkcja Monochrome wyraźnie różni się od wspomnianych gier. Niniejsza recenzja opisze te odmienności i odpowie na pytanie: czy warto wydać ponad 160 złotych na ten tytuł?

Contagion VR: Outbreak już w samej nazwie jasno określa wsparcie dla wirtualnej rzeczywistości. Nie jest to jednocześnie opcjonalna obsługa gogli Sony i w recenzowaną produkcję trzeba grać po podłączeniu do konsoli PlayStation VR. Trzeba też zaznaczyć, że niezbędne są dwa kontrolery PlayStation Move – pad DualShock 4 na nic nie się tu nie zda. O ile niektórych z Was takie podejście może zrazić, o tyle jestem w stanie zrozumieć taką decyzję twórców. Pad nie byłby w stanie tak oddać kierowania losami i poczynaniami kierowanej przez nas postaci, jak wspomniane kontrolery ruchowe. W Contagion VR: Outbreak nieustannie operujemy rękoma. Czy to wysuwając szuflady, czy to otwierając drzwi, czy podnosząc przedmioty w świecie gry. Możliwości wchodzenia w interakcje są bardzo liczne i pozwalają wczuć się w naszego bohatera, bardzo korzystnie wpływając na immersję.

Jednak najlepszym zastosowaniem Move’ów jest walka. Czy walczymy wręcz – korzystając z toporów, kluczy francuskich, gitar i właściwie wszystkiego, co tylko znajdziemy, czy używając broni palnej, poczucie faktycznego zanurzenia się w świecie opanowanym przez nieumarłych jest silne. Pozostając jeszcze przy broni palnej, należy wspomnieć o zadbaniu o odpowiednie przeładowywanie i strzelanie z karabinów i pistoletów. Broń i sprzęt nosimy na sobie – czy to w plecaku, czy kaburach, zależnie od naszych preferencji. Sięgając po broń i przybliżając ją do oczu, będziemy celować, natomiast naciśnięcie spustu na kontrolerze Move sprawi, że strzelimy. Po opróżnieniu magazynka musimy, oczywiście o ile mamy zapasowe pociski, uzupełnić poziom amunicji. Podczepiamy nowy magazynek do broni, chwytając go za pomocą drugiego Move’a i wsuwając w odpowiednie miejsce broni, po czym wprowadzamy pocisk do komory, przesuwając stosowny element w naszą stronę. Możemy też dodatkowo ustabilizować celowanie z broni białej, chwytając od dołu jej lufę. Interakcje z bronią w Contagion VR: Outbreak są tak naturalne, że mamy wrażenie bycia rzeczywista ceną opanowanego przez nieumarłych miasta i za to dzieło Monochrome dostaje ode mnie ogromnego plusa.

Słowa uznania należą się też warstwie wizualnej. Contagion VR: Outbreak nie jest co prawda najlepiej wyglądającą grą dostępną na PlayStation VR i często w oczy rzuca się brak wygładzania krawędzi, ale mimo wszystko jakość grafiki jest całkiem zadowalająca. Na pochwałę zasługuje wiarygodność miejsc, które odwiedzamy. Widać, że ludność opuściła miejsce swojego pobytu w pośpiechu – znajdziemy porozrzucane pranie, niedojedzone pożywienie i niedopakowane walizki oraz torby. Realizm świata jest jedną z największych zalet recenzowanej produkcji. Muszę jednak skrytykować udźwiękowienie – jest ono bardzo oszczędne i w żadnym stopniu nie wpływa na emocje. To ogromna strata, która sprawia, że potencjał oddziaływania na uczucia gracza działającego we wrogim otoczeniu jest niewykorzystany. Stoi ono w ostrej sprzeczności z dobrą grą aktorów podkładających głosy postaciom i sprawia, że mamy wrażenie obcowania z niedokończoną produkcją.

Pozostając jeszcze przy technicznej stronie Contagion VR: Outbreak, nie mogę nie wspomnieć o często problematycznym śledzeniu kontrolerów PlayStation Move i naszego położenia. Sterowanie jest zrealizowane bardzo podobnie do tego, z którym mieliśmy do czynienia w przypadku The Elder Scrolls V: Skyrim. Analogicznie jak we wspomnianej produkcji, tak i w Contagion poruszamy się do przodu, naciskając spust na jednym z Move’ów, natomiast spust na drugim kontrolerze oznacza cofanie się. Istotne jest jednak to, że możemy sami zadecydować, czy może nie wolimy zamienić jednego ze spustów na kucanie, a swobodnego poruszania się na teleportowanie się z miejsca na miejsce. Możliwości personalizowania sterowania są bardzo istotną zaletą opisywanej produkcji. Niemniej ważne jest częste gubienie naszej pozycji. Nie jestem w stanie zliczyć, ile razy poruszałem się z wirtualną głową nieco przesunięta na bok. Niczego nie dawały próby zresetowania pozycji (standardowe przytrzymanie START). Bardzo często też wirtualne ręce napotykały na nieznaną przeszkodę, przez co musiałem mocno się wyginać, aby dosięgnęły do upragnionego i upatrzonego przedmiotu albo zatapiać się w podłodze, czy wynurzać się wręcz pod sufit. Na szczęście twórcy zawarli bowiem opcję zmiany wysokości, na której jesteśmy nawet w trakcie rozgrywki. Naciskamy START na lewym kontrolerze Move, po czym wybieramy, czy chcemy być wyżej, czy niżej, ale doprowadza to do kuriozalnego kombinowania z naszą wysokością na kilka chwil, aby dosięgnąć do przedmiotu, z którym musimy wejść w interakcję, aby po chwili wrócić do normalnego poziomu. Nie jest to rozwiązanie problemu ze śledzeniem pozycji, a jedynie jego obejście.

Nie wspomniałem jeszcze o fabule – ta jest zaskakująco przyzwoita. Nie spodziewałem się wiele po opowieści przedstawianej w Contagion VR: Outbreak, ale historia bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Wcielamy się w mężczyznę, który nagle znajduje się w opanowanym przez nieumarłych budynku mieszkalnym. O realiach, w których przyszło mu żyć dowiaduje się z telewizji (telewizor sami włączamy pilotem, który oczywiście musimy zlokalizować i chwycić). Kolejnym krokiem jest – bardzo sensowne – zadzwonienie do żony i próba dostania się do niej. Nie będę zdradzał całej fabuły, ale jest ona dobra i wiarygodna – spora w tym zasługa aktorów, którzy właściwie odegrali swoje role. Napotykani bohaterowie niezależni, mimo że nie ruszają ustami, brzmią przekonująco i można uwierzyć, że takie osoby żyłyby faktycznie w czasie apokalipsy. Niektórzy dbają tylko o siebie, inni chcą pomóc ocalałym – bardzo mi się to spodobało.

Contagion VR: Outbreak niestety nie jest długą produkcją. Ukończenie kilku misji, jakie oferuje tytuł nie powinno zająć więcej niż 4 – 5 godzin. Należy jednocześnie pochwali studio Monochrome za oddanie nam wyboru, jaką misję chcemy wykonać w jakiej kolejności. Poziom wybieramy ze swojego rodzaju centrum dowodzenia, dotykając ekranu z interesująca nas misją, a następnie dotykając leżącej nieopodal, na blacie, myszki. Warto zaznaczyć, że misje możemy wykonywać tak od początku, jak i od punktu kontrolnego. Szkoda jednak, że nie ma tu żadnych znajdziek i misje są do bólu liniowe. Na szczęście rozgrywka jest niekiedy urozmaicana przez zagadki, które powodują, że można poczuć się, jakbyśmy byli w produkcji typu escape room. Szkoda jednak, że takich momentów jest dość mało i naszym głównym zajęciem jest pozbywanie się sunących w naszym kierunku bezmózgich zombie.

Contagion VR: Outbreak to w ogólnym rozrachunku dobra propozycja dla fanów gier akcji z zombie w roli głównej. Nie jest ona bynajmniej mesjaszem gatunku i ma kilka odczuwalnych wad, ale mimo nich bawiłem się całkiem nieźle, ogrywając grę od studia Monochrome. Mnogość możliwości wchodzenia w interakcje oraz system korzystania z broni palnej sprawiają, że w Contagion VR: Outbreak aż chce się grać. Nawet mimo niedługiego czasu rozgrywki i kilku niedociągnięć natury technicznej warto zainteresować się recenzowanym tytułem, ale na pewno nie za 164 złote. Cena jest stanowczo za wysoka jak na oferowaną zawartość.
Dziękujemy studiu Monochrome za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dodaj komentarz