Pod koniec minionego tygodnia ukazała się gra Terminator 2D: No Fate. Przekonajmy się, jakie są jej najważniejsze wady i zalety.
Terminator to marka, której – wydawać by się mogło – nie trzeba nikomu przedstawiać. Pierwszy film z tego cyklu zadebiutował już w 1984 roku. Od tego czasu mogliśmy oglądać 5 kolejnych pełnometrażowych produkcji. Nie brakowało też komiksów czy gier i bardzo przyzwoitego serialu. Mam naturalnie na myśli Kroniki Sary Connor, który niestety nie jest dostępny na żadnym VOD w Polsce. Warto jednak zainteresować się grą Terminator: Resistance, którą już dla Was recenzowaliśmy na portalu. Do odpowiedniego artykułu możecie przejść z poniższego odnośnika.
Warto także wspomnieć o Terminatorze: Survivors. Na przyszły rok planowany jest wczesny dostęp tego tytułu. Charakterystyczny android pojawił się również w grze Mortal Kombat jako DLC z grywalną postacią. Jak więc widać, T-800 i jego pobratymcy niejeden raz występowali w popkulturze. Czy najnowsze dzieło studia Bitmap Bureau powinno pojawić się w kolekcji graczy? Odpowiedź na to pytanie jest nieco złożona, a lektura niniejszej recenzji może ułatwić Wam podjęcie decyzji. Tyle tytułem wstępu – zapraszam do zapoznania się z moimi wrażeniami po przejściu opisywanej gry.
Wydarzenia




Jako że tytuł recenzowanej dziś produkcji jest taki, jak widać, nie powinno dziwić nastawienie producenta na historię zaserwowaną w Dniu Sądu. Nawiasem mówiąc, uważam taki wybór za bardzo dobry. Film z 1984 roku jest dla mnie zdecydowanie najlepszą częścią filmowej serii i uważam, że wcale nie byłoby źle, gdyby to na „dwójce” zakończyła się ta seria. Odłóżmy jednak tę dygresję na bok i wróćmy do samej opowieści. Podstawowa opowieść wiernie śledzi losy kilkorga postaci, nie zbaczając z toru obranego przez film. Z jednej strony – dla nas, fanów Dnia Sądu – jest to z pewnością spora zaleta. Z drugiej strony jednak gra często posługuje się sporymi skrótami. Sprawia to, że o ile osoby znające film na pamięć bez problemu odnajdą się w wydarzeniach, o tyle absolutnie nie uważam, że takie samo zdanie będą mieli niezaznajomione z wizją Jamesa Camerona osoby.




Z tego powodu mocno polecam obejrzenie Dnia Sądu przed sięgnięciem po No Fate. Sama fabuła gry nie jest długa – zależnie od wybranego poziomu trudności można dotrzeć do napisów końcowych nawet w nieco ponad pół godziny. Jednak po przejściu opowieści zyskamy możliwość delikatnego modyfikowania wydarzeń. Pierwsza kampania musi być kanoniczna, ale w następnych możemy postawić na alternatywne rozwiązania. Co się na przykład stanie jeśli wyślemy T-800, aby zabił Dysona? Czy nadal bohaterowie zyskają wtedy wiedzą na temat procesora pierwszego Terminatora? Jak wpłynie to na przyszłość? Przyznaje, że zainteresowało mnie rozwinięcie opowieści w taki sposób. Zwłaszcza, że odblokowuje to alternatywne poziomy i wpływa na zakończenie. Nie zawsze potencjalnie sensowna decyzja pociąga za sobą lepszy finał.
Rozgrywka
Jak możecie się domyślać po zrzutach ekranu – oraz po powyższym materiale filmowym – rozgrywka w Terminator 2D: No Fate jest nastawiona na akcję. Nie powinno być w tym niczego dziwnego. Przecież oryginalny materiał źródłowy obfitował w wysokooktanowe sekwencje. Przeniesienie ich na poletko gier powinno więc gwarantować sukces. Cóż, nie mogę się niestety zgodzić z taką tezą. Nie mam bynajmniej niczego przeciwko koncentracji na akcji – jak najbardziej rozumiem to, że nasze postaci przez większość poziomów chodzą z bronią i strzelają właściwie do wszystkiego, co się rusza. Gorzej natomiast, że wymiany ognia nie są na ogół niczym trudnym. W zasadzie poza starciami z bossami wystarczy w większości przypadków kucać i strzelać. Nasze bronie mają nieograniczony zapas amunicji – co jest w moich oczach zaletą – a co jakiś czas możemy znaleźć lepsze uzbrojenie. Na korzystanie z niego będziemy mieć pół minuty. Po upływie tego czasu wracamy do poprzedniej domyślnej broni.




Nie mogę niestety nie zapisać do minusów dość wolnego tempa akcji. Nigdy nie mierzymy się w wieloma przeciwnikami, co w przypadku strzelanki – a taką jest Terminator 2D: No Fate – jest sporym niedopatrzeniem. Właściwie jedynie na dwóch najwyższych poziomach trudności przeciwnicy potrafią stanowić wyzwanie. Notabene przeskok między poziomami normalnym, a trudnym jest bardzo odczuwalny. Można też odblokować jeszcze wyższy poziom trudności, a to nie jedyne, co jest początkowo zablokowane. Wspominałem już wcześniej, że za przejście gry w kanonicznym stylu odblokujemy alternatywne ścieżki. Można też aktywować tryb walki z bossami oraz oszustwa i tryb Matki Przyszłości. W tym ostatnim mierzymy się z czasem, w jakim musimy ukończyć dany poziom. Za przejście całej gry jako Matka Przyszłości odblokujemy najwyższy poziom trudności.
Z jednej strony podoba mi się to, że możemy odblokować nowe tryby, a ponadto za kończenie poziomów dostajemy oceny (od E do S). Niemniej jednak nie mogę przejść obojętnie obok w zasadzie zerowej różnicy między poziomami. Przez 75% etapów po prostu idziemy przed siebie i niszczymy co się da. Pozostałe 25% stanowi kilka etapów nastawionych na poruszanie się pojazdami i jednoczesną walkę z oponentami oraz etap skradankowy jako Sara. Dodajmy do tego jeszcze brak możliwości zapisywania gry między poziomami, a otrzymamy bardzo specyficzną produkcję. Zdecydowanie nie jest ona dla każdego.
Grafika i udźwiękowienie




Na pewno zgodzicie się ze mną kiedy napiszę, że oprawy wizualnej w Terminatorze 2D: No Fate bynajmniej nie można określić jako fotorealistyczna. Nie taki jest jednak jej zamysł – tytuł ten ewidentnie wzoruje się na klasycznych grach z automatów i należy go rozpatrywać pod takim względem. Podoba mi się możliwość włączenia w dowolnym momencie w opcjach filtra CRT, zniekształcającego nieco obraz wyświetlany w naszych telewizorach i monitorach. To fajny smaczek, który na pewno doceni niejeden fan retro. Nie mogę natomiast pochwalić głośności gry. Bardzo często musiałem ściszać głośniki podłączone do mojego monitora, kiedy chciałem grać w No Fate. Ogólna głośność jest zbyt wysoko ustawiona. Po zakończonej sesji przeciwko Skynetowi musiałem za to zwiększyć głośność, bo na przykład moje mecze w NHL 26 były zbyt ciche. Oczywiście można jednorazowo zmniejszyć ogólną głośność w ustawieniach Terminatora, ale kto by o tym pamiętał 😉
Podoba mi się za to zastosowanie oryginalnej muzyki filmowej skomponowanej przez Brada Fiedela. Dla równowagi za to nie jestem fanem słyszalnych przeróbek zmieniających te klasyki na nieco nowoczesne, nieco zbyt techno, kawałki. Podobają mi się za to animacje oraz wizerunki postaci znanych z filmów. Z niestety jednym „ale” – ale studiu nie udało się zabezpieczyć prawa do wizerunku Arnolda Schwarzeneggera. Przez to jego portret jest na różne sposoby maskowany i nie przypadło mi do gustu to rozwiązanie.
Podsumowanie




Terminator 2D: No Fate to dobra gra, która potrafi wciągnąć nawet pomimo niedługiego czasu rozgrywki. Takie produkcje nastawione są na parokrotne przechodzenie i zwolennicy odblokowywanej zawartości oraz dodatkowych trybów rozgrywki na pewno przyjemnie spędzą tu kilka godzin. Doceniam też polską wersję językową (napisy), w której nie zauważyłem błędów i innych literówek. Spodobało mi się również wykorzystanie oficjalnych nagrań – nie tylko głównego motywu, ale i na przykład Bad to the Bone z baru, gdzie swój strój zdobył T-800. Szkoda jednocześnie, że dosłownie na 2 czy 3 etapach możemy grać jako tytułowa postać.
W pozostałych wcielamy się w Sarę Connor i jej syna, Johna, co moim zdaniem stanowi spory niewykorzystany potencjał. Zwłaszcza, że nie pozwolono nam na granie jako T-1000, co byłoby interesującym zabiegiem. Zamiast tego dostaliśmy fajną grę dla zagorzałych fanów filmu, ale absolutnie nie jest ona w mojej ocenie warta premierowych 130 złotych. Jeśli jednak znajdziecie ją kiedyś mniej więcej połowę tej kwoty, to jak najbardziej warto dodać ten tytuł do swojej biblioteki.
Kod recenzencki zapewniła agencja Glomerk SA.
Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.