Na jesień spadają nie tylko liście, z wielkim hukiem spadła też forma Call of Duty. Black Ops 7 to najsłabsza odsłona uznanej serii. Szczegóły w naszej recenzji.
„Ile dałbym, by zapomnieć Cię, Wszystkie chwile te…” Po ukończeniu kampanii Black Ops 7 w głowie grały mi słowa piosenki zespołu Jeden Osiem L, za którym w 2003 roku oszalała cała Polska. Gdybym najnowsze Call of Duty miał tylko z Xbox Game Pass, to nawet nie skończyłbym pierwszej misji, tylko strzelał sobie bezmyślnie do zombie lub ginął w trybie wieloosobowym. Jednak jak co roku los chciał, że wybrałem do recenzji Call of Duty na PS5. Jak to mówią, chciałeś konia, to jedziesz ze stajnią i to stajnią Augiasza, ponieważ w kampanii BO7 burdel jest niesamowity.

Black KL(ops)
Tu nawet nie ma co przybliżać historii, tu po prostu trzeba ostrzec wielu graczy, że kampania jest fatalnie skonstruowana, choć na pierwszy rzut oka brzmi zachęcająco. Zachęcająco, ponieważ twórcy gry oferują tryb kooperacji dla czterech graczy. I tu tak naprawdę kończą się plusy tego trybu. Pierwszy poważny minus kampanii BO7, to możliwość grania tylko online. Bez podpięcia do internetu nie zagracie w kampanię i nie ma to znaczenia czy chacie grać sami, czy ze znajomymi. Nie ma internetu, nie ma kampanii. Jednak to jeszcze nie koniec frustracji. Z pojedynczej misji nie można wyjść, ponieważ po powrocie do gry… trzeba grać ją od nową i co gorsze oglądać wszystkie filmiki przerywnikowe.
Wiąże się to nawet z chwilowym rozłączeniem z internetem, wyrzuci was z misji i musicie całą zaczynać od nową. Punkty kontrolne w samych misjach są, ale obowiązują one, dopóki gramy, możemy padać i odradzać się do woli. Jednak po wyjściu z misji, jak już wspomniałem, musimy zaczynać od nowa. Do tego nawet grając solo, nie ma aktywnej pauzy, nie możesz wyjść sobie w czasie misji na obiad, ponieważ gra wyrzuci cię do menu za nieaktywność i całe granie trzeba zaczynać od nowa. Jak więc widzicie od strony mechaniki kampania BO7 jest absolutnie nie przyjazna dla pojedynczego gracza.


Tło fabularne
Niestety sama konstrukcja misji również może być nieprzyjazna, a nawet wręcz obca dla pojedynczego gracza, jeżeli nigdy nie graliście w Battle Royal lub DMZ. Bronie podnosimy tylko ze skrzynek, podobnie amunicje, z przeciwników nic nam nie leci. Do tego płyty pancerza używamy podobnie, jak w Battle Royal, co nawet mnie bardzo irytowało, gdyż dużo traci się czasu na te animacje. Jeżeli chodzi o tło fabularne, to także szału nie ma.
Kampania w Call of Duty: Black Ops 7 rozpoczyna się 10 lat po wydarzeniach z Black Ops 2 wydanego w 2012 roku. Mamy rok 2035, świat stoi na krawędzi chaosu. Tym razem mierzymy się z powracającym zagrożeniem w postaci słynnego złoczyńcy Raula Menendeza przywódcy Cordis Die. Do gry wchodzi także nowa organizacja nazwana The Guild. To globalny koncern technologiczny, który narodził się z chaosu wywołanego przez Menendeza i jego populistyczny ruch. I jak się domyślasz, tak, walczymy z robotami, z całą masą coraz silniejszych robotów, które pociski chłoną niczym gąbka. Do tego jako żołnierz przyszłości możemy korzystać z wielu zdolności i super zdolności. Wcielisz się w Davida Masona, syna Alexa Masona z pierwszej części Black Ops, który wraz ze swoim zespołem JSOC bada zaskakujący powrót Menedeza.




Gra końcowa
Po ukończeniu jedenastu misji odblokujemy grę końcową (end game). Trafiamy wraz z 31 graczami do rozległych terenów Avalonu i mamy 50 minut na, aby zlikwidować ostatnie centra dowodzenia The Guild. Na mnie wrażenia ten tryb absolutnie nie zrobił, to nic innego, jak granie w ekstrakcję współpracując z innymi graczami. Możemy stworzyć trzyosobowy zespół, jednak nie ma tu rywalizacji PvP. Ogólny przebieg rozgrywki został dodatkowo uproszczony. Zamiast gromadzenia potężnego arsenału, głównym celem jest budowanie mocy. Wystarczy wykonać zadania, zdobyć moc, wybrać jedno z dwóch ulepszeń postaci i tak w kółko. Krótko podsumowując, kampania w Black Ops 7 jest do bani, end game również. To najgorsza odsłona w całej historii serii.




Zombie
Tegoroczna edycja Zombie oferuje nowe doświadczenie. Trafiamy na ogromną mapę Ashes of the Damned. Wraz z drużyną przemieszczamy się po niej za pomocą pojazdu, starego pick-upa o nazwie „Poczciwa Tereska”. Gracze mogą korzystać z Tereski zarówno jako mobilnego transportu, jak i przenośnej stacji do ulepszania broni, co wprowadza ciekawy aspekt strategiczny i zmienia dynamikę rozgrywki. Tło fabularne prezentuje się następująco. Starcie na szczycie siedziby Projektu Janus zamienia się w przerażającą podróż do wymiaru Mrocznego Eteru. Po burzliwej walce na szczycie Janus Towers nie było czasu na świętowanie, ponieważ Grigori Weaver, dr Elizabeth Grey, major Mackenzie „Mac” Carver i Maya Aguinaldo zostają przeniesieni do wymiaru Mrocznego Eteru. Ekipa nie ma nawet czasu, aby podnieść się z ziemi, zanim zaskakuje ich przybycie komitetu powitalnego.
Wrogowie w trybie Zombie są zróżnicowani, pojawia się m.in. nowy przeciwnik typu „Zursa”. To zombie – niedźwiedź ze szczelinami na plecach, które generują śmiercionośne… „zombees”! Natomiast w arsenale znajdziemy nową broń Necrofluid Gauntlet. Mistyczna rękawica, która może zadawać obrażenia zarówno w zwarciu, jak i na dystans. Twórcy wprowadzili też nowy perk „Wisp Tea”, który przywołuje eterycznego pomocnika. Tryb Zombie w Black Ops 7 to solidne, bogate doświadczenie, które oferuje klasyczne elementy znane z serii, ale wzbogacone o nowe mechaniki i większą skalę. Dla fanów współpracy i wyzwań PvE będzie to jeden z najciekawszych trybów w tym roku, choć gracze oczekujący rewolucyjnych zmian mogą pozostać nieco zawiedzeni.




Tryb wieloosobowy
Multiplayer w Call of Duty: Black Ops 7 oferuje solidne połączenie klasycznej strzelanki z nowoczesnym designem. Bez wątpienia jednym z jej najmocniejszych atutów są mapy. Należy pochwalić tu różnorodność i dobrze przemyślane układy, które wspierają dynamiczną i taktyczną rozgrywkę. Spośród 16 map 6 vs 6, kilka wyróżnia się szczególnie. Toshin to futurystyczne centrum handlowe z zawaloną koleją jednoszynową, idealna dla szybkich starć z SMG i płynnych flankowań. Flagship to mapa portowa, gdzie walki wybuchają wokół centralnego obszaru. Obszar ten wymaga współpracy i kontroli środka.
Imprint to przemysłowa lokalizacja położona w zaśnieżonym terenie, z wieloma flankowymi ścieżkami. Gracze z pewnością docenią ją za równowagę między bliskim walkami a bardziej otwartymi przestrzeniami. The Forge i Blackheart również wydają się wystarczająco ciekawe, zachowują przyzwoity balans między rozmiarem a widocznością. Mapy w BO7 zdecydowanie stanowią krok naprzód w porównaniu z zeszłym rokiem. Strzelanie jest szybkie, wręcz szalone i wciąż najlepsze w swoim gatunku. Co chwile wpadają do koszyka nowe perki, czy dodatki do broni, a to tylko zachęca do wyszukiwania kolejnego meczu.






Podsumowanie
W tym roku mamy bardzo silną rywalizację, jeżeli chodzi o tytuły wieloosobowe. Po kilku latach nieobecności wrócił Battlefield, który mimo mieszanych opinii zbudował sobie ogromną bazę graczy. Świetnie na rynku radzi sobie też ARC Riders, czyli bardzo udana strzelanka z ekstrakcją. Fani kooperacji z pewnością dobrze się bawią w Borderlands 4. A jak w tym wszystkim wypada Call of Duty: Black Ops 7? Cóż… mamy tu okropną, wręcz najgorszą kampanię z całej serii Black Ops. Bardzo rozczarowujący i nudny End Game. Przyzwoite, ale niczym wybitnym (oprócz Poczciwej Tereski) nie wyróżniające się Zombie. No i tryb wieloosobowy, który na szczęście cały czas jest na wysokim poziomie. Jednak to tylko jeden stabilny z czterech filarów gry kosztującej 349 zł. Jeżeli kupujecie co roku Call of Duty dla samego trybu wieloosobowego i zamierzacie długo grać, wypełniając na sto procent każdy sezon, to oczywiście będziecie zadowoleni. W przeciwnym wypadku nie macie tu czego szukać.
Grę do recenzji dostarczyła CENEGA
Dodaj komentarz