Kiedy usłyszałem o niezależnej skradance na dzikim zachodzie, wiedziałem że trzeba będzie ten tytuł sprawdzić.
Skradanka z dzikiego zachodu
Przyznam szczerze, że jestem fanem skradanek jak również gier niezależnych. Nieczęsto się zdarza, aby powstała gra niezależna, której główną mechaniką będzie właśnie unikanie wykrycia przez przeciwnika. El Hijo: A Wild West Tale opowiada historię rodem z dzikiego zachodu, robi to przy tym bez użycia jakichkolwiek słów. Poznajemy chłopca, żyjącego na fermie wraz ze swoją mamą. Ojciec chłopca zmarł, nie trzeba więc długo czekać, żeby na posiadłość napadli bandyci. Młody bohater trafia do zakonu, jednak od razu postanawia wrócić do swojej matki. Po drodze zobaczymy skorumpowany świat dzikiego zachodu, do którego wniesiemy trochę światła, dzięki inspirowaniu innych dzieci przetrzymywanych w niewoli… no ale spytacie pewnie, jak to wszystko wygląda?
Obraz i dźwięk
W grze napotkamy filmiki z kreską jak z animowanego filmu, które wyglądają bardzo dobrze. Grafika podczas gry wygląda również dobrze. Jest nisko poligonowa, postaci przeciwników są trochę przerysowane, teren widzimy zaś w izometrycznym rzucie, czego nie zmodyfikujemy. Część historii opowiedziano na podstawie animacji na silniku gry. Nie wyglądają to już tak dobrze jak wspomniane wcześniej animacje, ale nie jest to też strasznie odpychające.
Co się tyczy muzyki, to jest ona w grze obecna, jednak mało wyrazista. Nie wpadł mi przez to w ucho żaden zaprezentowany w grze motyw muzyczny, a klimat dzikiego zachodu aż się o to prosi. Oprócz tego nie usłyszymy w grze dialogów. Emocje postaci wyrażane są za pomocą westchnięć czy chrząknięć – jest to oczywiście świadomy zabieg, i jako taki go zaakceptowałem. Podsumowując, gra wygląda dobrze, a w warstwie dźwięku nie ma się do czego przyczepić, ale również nic mnie tam nie zachwyciło.
Jak się skradać na dzikim zachodzie?
W tym miejscu przejdę do samej mechaniki skradania. W grze kierujemy głównie małym chłopcem, nie ma więc mowy o zabijaniu przeciwników. Co ważne, przeciwnicy gdy nas zauważą, wystrzelą w górę, a następnie nasza postać się podda. Jest to bardzo dobry zabieg, trochę przywykliśmy w grach do bezsensownej przemocy, tutaj mamy zaś zdrową odskocznię.
Cień jest naszym przyjacielem, El Hijo jest w nim niewidzialny. Nawet gdy zostaliśmy odkryci i ktoś próbuje nas złapać, wbiegając w cień możemy go zgubić. Wygląda to czasem absurdalnie, przeciwnik stoi metr przed nami, ale nas nie widzi. Czy to problem? To po prostu coś co musimy zaakceptować, żeby cieszyć się grą. Nasz bohater ma możliwość popatrzenia na plansze z widoku ptaka, dzięki czemu zobaczymy wtedy pole widzenia bandziorów, czy dzbany w których możemy się ukryć. Zobaczymy też przedmioty, które możemy stłuc i narobić hałasu, albo ograniczyć pole widzenia przeciwników.
Naszym atutem będzie nie tylko umiejętność wtapiania się w cień. Pomocą w naszej podróży będzie arsenał przeróżnych zabawek. Wystrzelony z procy kamień odwrócić uwagę przeciwnika hałasem. Możemy też nakręcić maszerującego żołnierzyka. Gdy ten przemieści się parę metrów, odciągnie na jakiś czas stojącego na posterunku strażnika. Do tego możemy ukryć nasze ruchy bombą dymną, czy wystrzelić fajerwerki i wrogów zwyczajnie ogłuszyć. Do swojej dyspozycji dostaniemy też sombrero, w którym możemy się ukryć, coś jak tekturowa skrzynka z Metal Gear Solid. Mamy do dyspozycji całkiem przyjemny wachlarz sprzętu, który zarazem jest klimatyczny i pasuje do naszego młodego bohatera.
W trakcie gry napotkamy na duże, świetnie zaprojektowane lokacje. Aby pokonać niektóre odcinki będziemy musieli rozwiązać zagadki logiczne, przesuwając skrzynie, drabiny, czy planując nasze ruchy między patrolami przeciwnika – to co w skradankach lubimy najbardziej. Coś co zostało bardzo dobrze pomyślane, to duża liczba punktów kontrolnych. Gdy przejdziemy przez niebieską mgiełkę, przy złapaniu zaczniemy z ostatniego takiego miejsca. Mgiełki nie znikają, więc możemy dowolnie przemierzać mapę.
Na początku planszy nie znamy punktu końcowego, jest to dosyć realistyczne, ponieważ trzeba go znaleźć, unikając wykrycia. Gra też jakoś wyraźnie nie informuje, gdy na poziomie jest coś co musimy zrobić przed dojściem do końca. Musiałem powtarzać całą planszę ponieważ nie uzbroiłem ładunków wybuchowych, po prostu je mijając w drodze do detonatora – teraz przynajmniej nie popełnicie tego samego błędu. Co warto podkreślić to fakt, że do celu możemy dość często różnymi ścieżkami. Nie jest to zupełnie otwarty świat, jednak mamy pełną dowolność w wykorzystaniu z metod, jak i dróg pokonania poziomu.
Wrażenia
Jak widzicie, miałem dla gry dosyć wysokie oczekiwania, a na pierwszy rzut oka jest tutaj wszystko, czego chciałbym od niezależnej skradanki, ze świeżym pomysłem na siebie. Fajna fabuła umieszczona na dzikim zachodzie, co nie jest wbrew pozorom częstą praktyką. Młodego bohatera w roli głównej, dysponującego osobliwym arsenałem i grę, która nie epatuje przemocą. W przypadku El Hijo: A Wild West Tale mamy jednak diament, który miejscami wymaga silnego doszlifowania.
Zaczyna się już od samego ładowania gry, która każe nam czekać więcej niż minutę, nieco lepiej jest między poziomami, ale i tak uważam, że jak na swoją wielkość, czekamy na El Hijo zdecydowanie za długo. Kolejny problem z optymizacją pod przenośną platformę widać, kiedy naciskamy widok z lotu ptaka. Musimy robić to dosyć często, żeby zobaczyć zasięg wzroku przeciwników. Gra wyraźnie zwalnia w tych momentach, przycina się nawet muzyka.
W samej rozgrywce też doszło do paru przykrych incydentów. Kontrola El Hijo nie zawsze bywa płynna. Miałem wrażenie że bohater nie wykonał czynności, mimo że wciskałem przycisk akcji w odpowiedniej chwili. Napotkałem również na takie błędy jak zablokowanie się bohatera na planszy. Skutkowało to potrzebą zrestartowania poziomu od początku (wyraźnie brakuje opcji wczytania ostatniego punktu kontrolnego). Nie był to niestety pojedynczy incydent. Gra również parę razy sama skapitulowała i wyrzuciła mnie do menu głównego.
Przygoda w El Hijo: A Wild West Tale zajęła mi około 6 godzin, co jest całkiem w porządku jak na grę niezależną. Tytuł pobawi i dłużej, gdyż możemy postarać się o dodatkowe osiągnięcia. Aby je zdobyć musimy zainspirować wszystkie dzieci na danej planszy, albo nie dać się ani razu złapać. W produkcji widać zalążki geniuszu jeżeli mówimy o poziomach i mechanice rozgrywki. Niestety również brakuje jej ostatniego szlifu jeśli chodzi o błędy. Wszystko to w odniesieniu do ceny (obecnie 89zł na eShop) skłania mnie do zalecenia aby wypatrywać promocji. Jeśli emocjonujące skradanki to wasz kawałek chleba, to El Hijo: A Wild West Tale zapewni Wam rozrywkę, której potrzebujecie.
Kod recenzencki dostarczyło Dead Good Media
Dodaj komentarz