Niedawno na gogle wirtualnej rzeczywistości od Sony zostało wydane I’m Hungry. Czy warto zainteresować się tym tytułem?
Postawione w tytule recenzji I’m Hungry pytanie jest oczywistym odwołaniem do hasła reklamującego sieć restauracji McDonald’s. Takie odniesienie bynajmniej nie jest przypadkowe. W najnowszej produkcji od studia Winking Entertainment wcielamy się bowiem w pracownika budki z fast-foodem. Gra należy do bardzo popularnego na urządzeniach przenośnych (choć tytuły takie jak Overcooked ukazują się również na konsolach) gatunku – symulatora gotowania bądź symulatora prowadzenia restauracji. Trzon rozgrywki jest zgodny z kanonem gatunku.
Po wstępnej kalibracji wita nas menu, w którym mamy do wyboru kilka opcji. Najważniejszymi z nich są tryb kariery, wyzwań i rozwijania wyposażenia naszej budki. Są też opcje – jednak poza dostosowaniem głośności i wybrania naszej pozycji (siedzącej bądź stojącej) nie znajdziemy tu właściwie niczego ciekawego. Pozostając jeszcze przy naszej postawie, od razu zaznaczę, że zdecydowanie lepiej grało mi się stojąc. Siedzenie burzyło złudzenie faktycznego działania w budce z jedzeniem. Z kolei gdy będziemy grali w I’m Hungry na stojąco, immersja ulega odczuwalnemu i zauważalnemu polepszeniu. W menu możemy sprawdzić też naszą pozycję na tabeli rankingowej, więc miłośnicy prześcigania się w klasyfikacji z pewnością znajdą motywację dla grania.
Założenia rozgrywki są proste. Do naszego food trucka podchodzą klienci, kompletujemy ich zamówienia, po czym inkasujemy należność za przygotowane danie i tak w kółko. Tym jednak, czym I’m Hungry broni tę, wydawać by się mogło, mało wymagającą formułę jest tempo rozgrywki połączone z jasnym procesem szykowania potraw. Gdy do naszej ruchomej restauracji podchodzi klient, zastanawia się przez chwilę, po czym składa zamówienie. Jest ono przedstawiane jako szereg obrazków, a każdy z nich jest przypięty do górnej części food trucka. Oczywiście im więcej składowych zamówienia, tym bardziej musimy się nagimnastykować przy przygotowaniu zestawu. Do naszej dyspozycji zostały oddane cztery stanowiska – przy jednym przygotowujemy napoje, przy drugim frytki, przy następnym burgery, a przy kolejnym – lody. W początkowych etapach naszym głównym przeciwnikiem jest czas. Każde danie wymaga odpowiednio długiego okresu oczekiwania na przygotowanie. O ile z lodami jest najmniejszy problem – podstawiamy kubek pod maszynę, pociągamy za wajchę i zajmujemy się innymi zamówieniami – o tyle na przykład burgerom musimy poświęcić nieco uwagi. Najpierw czekamy aż odpowiednio podpiecze się bułka, następnie nakładamy sałatę, mięso, sosy (ostry lub łagodny, zależnie od preferencji klienta), by ostatecznie zwieńczyć tę kanapkę również podgrzaną bułką.
Wydawać by się mogło, że nalewanie napojów dzieje się błyskawicznie i nie musimy go pilnować. Cóż… I tak, i nie. Owszem, wystarczy podstawić kubek pod dystrybutor i nacisnąć przycisk, a wybrany sok, czy cola same się naleją. Trwa to jednak bardzo długo i oczekiwanie aż wybrany płyn wyląduje w kubku, a potem zostanie przykryty wieczkiem często dłuży się nam w nieskończoność.
Ciekawie zrealizowano smażenie frytek – chwytamy kosz na frytki, po czym pociągamy za wajchę, aby wleciały do niego obrane i pokrojone ziemniaki. Następnie maczamy je w gorącym oleju (co trochę oczywiście trwa), a po minięciu odpowiedniego czasu wysypujemy gotowe frytki do końcowego miejsca, w którym zostaną zapakowane.
Pozostając jeszcze właśnie przy pakowaniu, nie mogę nie wspomnieć o bardzo fajnym sposobie na podawanie całości zamówienia klientowi. Musimy chwycić zawieszoną przy kasie torbę i jednym dynamicznym ruchem wpuścić do niej powietrze. Następnie przesuwamy torbą nad przygotowanymi przez nas do wydania potrawami i podajemy gotowy zestaw klientowi. Przyznaję, że była to jedna z moich ulubionych czynności, jakie wykonywałem, ogrywając I’m Hungry. Po odbiorze zamówienia bierzemy od klienta pieniądze, które następnie wkładamy do kasy. Początkowo uważałem, że niepotrzebnie musimy je odebrać, by zamówienie się zakończyło, ale później przyzwyczaiłem się do tego i ostatecznie stwierdzam, że bez tego rozgrywka wiele by straciła.
Na karierę składają się dwie lokacje – Small Town i Winking Park. Pierwsza z nich to małe osiedle, pełne wolno-stojących domów, natomiast druga jest parkiem rozrywki. Small Town jest zdecydowanie łatwiejszym miejscem niż Winking Park. Nie znaczy to, że wszystkie 18 poziomów były bezproblemowe, co to, to nie. Od mniej więcej 10 poziomu poziom trudności odczuwalnie wzrasta – klienci zamawiają coraz więcej dań, częściej też w trakcie przygotowywania innych ich życzeń dochodzi kolejne zamówienie. Musimy uwijać się jak w ukropie – tu przygotowujemy burgera, tam smażymy frytki, tu nalewamy colę. A, i jeszcze lody! I dodatkowa porcja frytek! Zdecydowanie jest co robić w I’m Hungry. Prostota rozgrywki wcale nie odejmuje jej dynamiki i gwarantuję Wam, że bardzo często poczujecie, jak struga potu spływa Wam po czole. W związku z tym nie dziwi mnie dodanie do produkcji licznika spalonych kalorii. Bez wątpienia można trochę ich zrzucić, grając w recenzowaną produkcję. I nie miałbym prawie żadnych zastrzeżeń, gdyby nie przesadnie trudne zadania w Winking Park. Im dłużej grałem w tej lokacji, tym mniej I’m Hungry mnie bawiło. Powód jest bardzo prosty – tutaj zamówienia, a dokładnie kartki z nimi, wypalają się. Oznacza to, że jeśli nie zapamiętamy dań, które życzy sobie klient zaraz po przyjściu, nie będziemy mieć jak odgadnąć, czego dokładnie chciał. W moim odczuciu to niepotrzebne utrudnienie i powinno być dostępne jedynie jako opcja, którą włączamy w menu. Wymuszenie na graczu szybkiego śledzenia zamówień nie wychodzi na korzyść tytułowi. Ostatecznie nie byłem w stanie ukończyć wszystkich dań w Winking Park przez gasnące zamówienia oraz ich ilość.
Grając w trybie kariery, zdobywamy pieniądze, które możemy następnie wydać na rozwijanie naszego food trucka. Za 10,000$ możemy wykupić na przykład lepszy dystrybutor napojów, czy bardziej profesjonalną frytownicę. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby nie to, że kończąc pierwszą lokację, Small Town, zgromadziłem zaledwie około 11,000$. Muszę jednocześnie zaznaczyć, że większość misji skończyłem na 3 gwiazdki, nie stroniłem też od przyrządzania złotych potraw (odblokowywanych na 7 poziomie – odpowiednie trzęsienie gotowym daniem przed nosem klienta sprawia, że zamienia się ono w złoty, droższy wariant). Gdy ulepszyłem mój dystrybutor do 2 poziomu, okazało się, że rozwinięcie go do 3-ego (maksymalnego) kosztuje kolejne 50,000$! Konieczność wydania prawie ćwierci miliona dolarów do maksymalnego ulepszenia czterech sprzętów kuchennych w porównaniu ze stosunkowo niewielkimi zarobkami jest dla mnie kompletnym absurdem.
Na spragnionych w miarę bezstresowego przygotowywania zamówień czekają dwa tryby wyzwań. Mamy w nich nieograniczony czas i przyrządzamy nasze lody, czy inne burgery tak długo, aż nie pomylimy się za dużo razy. I wszystko byłoby naprawdę fajnie, gdybyśmy zdobyte w tym trybie pieniądze mogli wydać na rozwinięcie elementów food trucka. Niestety nie jest tak i zgromadzone tu środki finansowe nie wliczają się do ogólnej puli. Po opuszczeniu wyzwania zwyczajnie przepadają.
I’m Hungry może się za to pochwalić bardzo dobrą warstwą techniczną. Kontrolery PlayStation Move są śledzone idealnie i operowanie urządzeniami w naszej polowej kuchni nie sprawia żadnego problemu. Oprawa graficzna również jest całkiem niezła. Oczywiście styl wizualny jest dość specyficzny i nie każdemu musi przypaść do gustu. Ja jednak polubiłem ten przerysowany, nieco karykaturalny wygląd świata i postaci. Z pewnością dzięki niemu gra dość powolnie będzie się starzała.
Nie mogę natomiast wysoko ocenić udźwiękowienia. O ile same odgłosy towarzyszące tworzeniu potraf są przyzwoite, o tyle muzyka jest niezwykle oszczędna. Czasem nie usłyszymy jej wcale, a innym razem non-stop będzie się włączał jeden z dwóch przypisanych do lokacji motywów. Niestety, Winking Entertainment musi się na tym polu sporo nauczyć.
W ogólnym rozrachunku jednak I’m Hungry to udana propozycja na PlayStation VR. Nie jest idealna (brakuje mi choćby miejsca do odstawiania błędnie przygotowanych dań – możemy je jedynie wyrzucić), ale potrafi sprawiać przyjemność i nie wiedziałem nawet kiedy zleciały mi godziny spędzone w wirtualnej restauracji. Cena, jaka widnieje przy produkcji w PlayStation Store – 71 złotych – jest według mnie adekwatna do oferowanej zawartości. Jeśli lubicie gatunek, do którego należy recenzowana produkcja, powinniście dobrze się bawić, serwując coraz to nowe dania. Ja na pewno nieraz będę wracał do tej gry.
Dziękujemy Winking Entertainment za dostarczenie kodu recenzenckiego.







Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.