Zapraszam do recenzji polskiej gry – My Memory of Us, której twórcy w fenomenalny sposób przekazują niezwykłą historię przyjaźni w czasie II wojny światowej.
Gdy słońce zachodzi już około godziny osiemnastej, to chętnie sięgam po ciepły koc (i kota), dobrą książkę czy wzruszający film. Ale jeszcze chętniej biorę pada do ręki i spędzam czas przed konsolą. Tym razem wybór padł na My Memory of Us i była to bardzo dobra decyzja.
Fabuła
Od dawna na rynku nie pojawiła się gra platformowa, która nie tylko zadowoliła by mnie świetną rozgrywką, ale również wciągnęła w opowiadaną historię. Co prawda przyjemnie jest skakać po planszy, zbierać elementy kolekcji i głowić się nad zagadkami, ale jeszcze przyjemniej jest, gdy za tym wszystkim kryje się wzruszająca opowieść.
Tak jest w przypadku My Memory of Us, platformówki 2D, w której wcielamy się w dwoje uroczych przyjaciół. Z każdym kolejnym etapem przygody poznajemy wzruszającą historię, która miała miejsce podczas II wojny światowej. Przede wszystkim twórcy w cudowny sposób ukazują nam prawdziwą, dziecięcą przyjaźń, której nie może zniszczyć nawet wroga armia. Ale nawiązują również do wydarzeń historycznych, na przykład antysemityzmu (niedosłownie) ze strony okupantów, który dotknął naszą bohaterkę. I to właśnie ten element fabuły wywarł na mnie największe wrażenie. Co prawda dziecięca wyobraźnia sprawia, że wątek ten nie jest tak drastyczny jak w znanych nam filmach czy książkach, ale i tak jest bardzo smutny.
Liczne nawiązania do historii
Poza wątkiem prześladowań ludności żydowskiej, spotkamy się w grze z innymi nawiązaniami do historii. Duże znaczenie ma tutaj lokalizacja, która inspirowana jest Warszawą. Dzięki niej natrafiamy na znane z historii postacie, a także bierzemy udział w ważnych wydarzeniach. Na naszej drodze pojawia się na przykład Janusz Korczak, który w latach 1913-1942 prowadził Żydowski Dom Sierot. I najlepsze jest w tym wszystkim to, że nie jest to rzucona „przy okazji” informacja, która nie ma znaczenia. Nasi bohaterowie chcą pomóc osieroconym dzieciom, więc ryzykując życiem zdobywają potrzebne im leki. I to właśnie sukces tej misji sprawia, że natrafiamy na kolejne, znane z historii wydarzenie. Nasz wyczyn docenia Irena Sendlerowa, dzięki której stajemy się członkiem Podziemia i po zachodzie słońca rozwieszamy patriotyczne ulotki.
Jedyne, do czego ktoś mógłby się przyczepić, jeśli chodzi o wątki i postacie historyczne to nienazywanie po imieniu oprawców. Ale tak na dobrą sprawę, uważam, że zupełnie nie ma takiej potrzeby. Każdy dobrze wie, kto wtargnął do Polski 1 września 1939 roku. Poza tym, twórcy świetnie wytłumaczyli się z pominięcia „antybohaterów” w znalezionym w grze wspomnieniu:
„W tym miejscu chcemy przybliżyć ci naszych zapomnianych bohaterów. Zły Król to ktoś zupełnie inny, to antybohater, który nie zasługuje na przedstawienie tutaj z imienia i nazwiska. Wolelibyśmy o nim zapomnieć i na zawsze założyć mu maskę robota…”
Rozgrywka
My Memory of Us to na szczęście nie tylko świetna fabuła, ale też przyjemna rozgrywka. Podczas naszej czterogodzinnej przygody natrafiamy nie tylko na typowe dla gier platformowych skakanie po planszy, wspinanie czy uciekanie przed robotami. Nasi bohaterowie posiadają dwie umiejętności, dziewczynka potrafi szybko biegać, a chłopiec skradać. Złapanie się za ręce sprawia, że we dwoje mogą korzystać z jednego atrybutu (w zależności od tego, kto prowadzi). W późniejszym etapie, przyjaciele otrzymują kolejną umiejętność. Chłopiec może oślepiać przeciwników za pomocą lusterka, a dziewczynka strzelać z procy.
Twórcy w fajny sposób wykorzystali to wszystko podczas naszej przygody. Trzeba zrzucić jabłka z drzewa? Nie ma problemu, dziewczynka bierze proce w rączki i po chwili nasz koszyk jest pełen owoców. Potrzebujemy alkoholu, który właśnie spożywa jakiś jegomość siedzący na rusztowaniu? Oślepiamy go przy pomocy naszego lustereczka, a ten wypuszcza butelkę.
Jedyne czego nie potrafię zrozumieć do tej pory to pewne zadanie, przy którym oczywistym wydawało mi się skorzystanie z procy, jednak gra mi na to nie zezwoliła. W pewnym momencie nasi bohaterowie chcieli zrzucić piłkę, która utknęła na gałęzi wysokiego drzewa. Udaliśmy się na balkon, dzięki czemu znajdowaliśmy się prawie na równi, od razu wyjęłam procę, wystrzeliłam w stronę piłki i… nic. Musiałam wrócić do domu, znaleźć jakiś dłuższy przedmiot, po czym wychylić się z balkonu i stuknąć piłkę. Moim zdaniem było to zrobione na siłę, bo oczywiście potrzebny mi przedmiot nie leżał sobie na korytarzu, ale w zamkniętym pokoju. Musiałam znaleźć sposób by się tam dostać, a potem wrócić na balkon i zepchnąć piłkę.
Brak nudy
Twórcy przygotowali także mnóstwo zagadek, które co prawda nie były zbyt skomplikowane, ale osobiście przy niektórych spędziłam nieco dłuższą chwilę. Moim zdaniem najciekawsza była ta z kośćmi, w której trzeba było przesunąć wskazówkę w odpowiednie miejsce. Było też kilka takich, przy których wystarczyło, że wpisałam losowe cyferki, ale nie uważam by była to wada tej gierki. Dzięki temu mogliśmy bardziej skupić się na fabule, a do tego dało się ukończyć tę grę za pierwszym podejściem.
Poza tym, uzupełnieniem zagadek były zadania wymagające zręczności. Najciekawsze było te, w którym musiałam prowadzić samochód i omijać przeszkody by dogonić pociąg, w którym znajdowała się moja przyjaciółka. Twórcy przygotowali też nieco trudniejsze zadanie, w którym trzeba było uciekać przed robotem i przy okazji nie dostać w głowę gruzem. Ogólnie rzecz biorąc jestem mile zaskoczona różnorodnością, dzięki której nie było mowy o nudzie.
Ale spokojnie, nie będzie tylko wychwalania, pora trochę ponarzekać na My Memory of Us. Nawet nie trochę, bo to o czym zaraz przeczytacie sprawiło, że miałam ochotę wyrzucić pada za okno. Lubię wymagające gry, ale w momencie, gdy trafia się gra ze świetną, wciągającą fabuła, która nie ma zbyt wielu trudnych zagadek, to człowiek się nastawia na lekką, przyjemną rozgrywkę. Natomiast niestety w tej grze istnieje duży problem. Twórcy byli bardzo oszczędni, jeśli chodzi o punkty kontrolne. Bywało, że byłam przy końcu jakiegoś etapu i niestety, wykonując zrzut ekranu puszczałam na chwilę przycisk odpowiadający za skradanie się naszych bohaterów. I wtedy przerzucało mnie na samiuśki początek zadania. Skończyłabym tę grę z pół godziny wcześniej, gdyby nie tego typu sytuacje.
Oprawa audiowizualna
My Memory of Us prezentuje się po prostu dobrze, zastosowano tutaj w głównej mierze kolor czarny, biały i szary, wyjątkiem jest czerwony. Użyto go do wyróżnienia ludności żydowskiej, a także zaznaczenia potrzebnych w zadaniu przedmiotach. Postacie, lokalizacje są wykonane świetnie, mam jedynie zastrzeżenie do mimiki bohaterów. Wiele razy podczas smutnych sytuacji rzucał mi się w oczy uśmiech na twarzach naszej pary przyjaciół. Wydaje mi się, że byłoby o wiele lepiej, gdyby podczas np. ucieczki przed robotami nasi bohaterowie wyglądali na wystraszonych, a nie najszczęśliwszych na świecie.
Jeśli chodzi o ścieżkę dźwiękową, to nie mam ani zastrzeżeń ani też nie jestem w stanie jej jakoś pochwalić. Jest okej, nie przeszkadzała mi i pasowała do sytuacji w grze, jednak nie ma się nad czym rozpisywać.
Podsumowanie
Recenzowanie My Memory of Us było bardzo przyjemne i z miłą chęcią sięgnę po kolejne produkcje Juggler Games. Bez wahania polecam wam dać się wciągnąć w historię prawdziwej przyjaźni i wzruszających przygód, które przytrafiły się bohaterom.
Dziękujemy Cenega S.A. za dostarczenie gry do recenzji.
Dodaj komentarz