Walhalla jest to miejsce do którego w mitologii nordyckiej trafiają wojownicy, którzy ponieśli chwalebną śmierć na polu walki. Do miejsca wiecznego szczęścia zostawało się zabranym dzięki walkiriom, które były pomniejszymi bóstwami oraz córkami samego Odyna. Czy jednak walhalla to miejsce za które warto ginąć w walce? Na to pytanie stara się odpowiedzieć gra poznańskiego studia Monster Couch pod tytułem ,,Die for Valhalla”. Czy udaje się jej obronić słuszność oddawania życia za miejsce wiecznego szczęścia? Po tą odpowiedź zapraszam do poniższej recenzji.
,,Die for Valhalla” jest to tytuł z gatunku beat’em up stworzony przez Monster Couch i wydany na Nintendo Switch, PlayStation 4, Xbox One oraz PC. Fabuła nie należy do zbyt skomplikowanych. Ot Midgard (w mitologii nordyckiej tak określa się świat ludzi) jest zagrożony za sprawą nagłej inwazji potworów. Żeby obronić ludzkości, Odyn zsyła na Ziemię walkirie, która ma za zadanie użyć całej swojej mocy żeby odepchnąć inwazje potworów. W tym celu będzie musiała wskrzeszać duszę umarłych wojowników by za ich pomocą uratować ludzki świat przed zagładą. Podczas trwającej 9 godzin historii pojawiają się dwa całkiem solidne lecz trochę przewidywalne zwroty akcji. W mojej opinii prostota historii jest siłą omawianej produkcji, ponieważ nie odciąga naszej uwagi od dania głównego, którym jest radosne mordowanie hord przeciwników. Wesołej anihilacji wszystkiego co istnieje jako potwór w popkulturze (gra posiada taki wrogów jak Cthulu, zombie czy kozy z rakietami) pomagają nam czwórka wojowników, których możemy wskrzesić. Nasza walkiria jest w stanie wcielić się w łucznika czy osobnika dzierżącego dwa masywne topory. Na zakończenie każdej potyczki oraz po ukończeniu poziomu otrzymujemy punkty, za które będziemy rozwijać naszą walkirie. To właśnie jej ulepszenia wpływają na efektywność mordowania przeciwników. Poza intuicyjnym systemem walki oraz systemem wskrzeszania wojowników nasza, córka Odyna może przejmować kontrolę nad przeciwnikami oraz elementami otoczenia takimi jak beczki czy skrzynie. Umiejętność ta jest jednak mało efektywna podczas walki więc nie będzie nam dane często z niej korzystać.
Produkcja od strony wizualnej prezentuje się przepięknie. Ręcznie rysowana grafika cieszy oko i pozwala zachwycać się nad pracą grafików odpowiedzialnych między innymi za lokacje, które przyjdzie nam zwiedzać. Muzyka natomiast przygrywa nam w tle potęgując radość z pokonywania kolejnych poziomów. Zasadę tą najlepiej widać podczas walk z bossami. Od strony technicznej również mamy do czynienia z solidnie wykonanym tytułem. W wersji na Nintendo Switch gra praktycznie zawsze utrzymuje stabilne 60 klatek na sekundę. Wyjątkiem mogą być momenty gdzie na ekranie dzieje się odrobinę za dużo, na szczęście są to jednak sporadyczne przypadki. W grze nie uświadczymy głosów postaci ale moim zdaniem jest to jak najbardziej na plus ponieważ fabuła jest na tyle zwięzła, że same napisy w zupełności wystarczą. Na osobną pochwałę zasługuje poczucie humoru, którym tytuł został obdarzony bardzo hojnie. Żarty towarzyszą nam podczas krótkich przerywników filmowych, w których obserwujemy dzielnych wikingów rozważających na takie tematy jak ten czy skała to tak naprawdę potwór oraz opisów napotkanych stworzeń. Moim zdaniem te opisy są najlepszą rzeczą jaką mogły przytrafić się produkcji poznańskiego studia. Zazwyczaj są to jednozdaniowe żarciki które idealnie opowiadają o tym z czym będziemy musieli się zmierzyć, biorąc garściami z poczucia humoru znanego fanom grupy Monty Pythona.
Niestety ,,Die for Valhalla” nie ustrzegło się pewnych wad. Na pierwszy ogień idzie coś co dotknie głównie graczy, którzy planują ratować Midgard w pojedynkę. Przez swoją prostotę gra może szybko znużyć ponieważ wszystkie mechanizmy poznajemy od razu, a walki z bossami mają ten sam schemat. Na ratunek tutaj może przybyć tryb kooperacji do czterech graczy na jednej konsoli (tutaj błyszczy edycja na Switcha gdzie bez problemu można grać na przykład z drugą osobą za pomocą Joy-Conów). Na drugim uplasował się poziom trudności. Chodzi tutaj o fakt, że w grze często zdarza się, że przez połowę poziomu przemy jak taran, a od połowy ilość przeciwników i niekontrolowanego chaosu skutkuje najczęściej ekranem game over. Na sam koniec muszę dodać, że czasami można odczuć wrażenie, że wszystkie punkty które inwestujemy w naszą walkirie idą w błoto, bo w nie widać jakiegokolwiek progresu naszej postaci co można dostrzec najlepiej podczas finałowej walki z szefem wszystkich potworów.
Odpowiadając na pytanie z początku recenzji, warto umrzeć za Walhalle. Jedyna rzecz jaka będzie nam potrzeba do tej misji to zabranie kilku znajomych ponieważ samemu może się to szybko znudzić. Osobiście polecam zakup wersji na Switcha ze względu na to, że ta platforma oferuje najlepszą kooperacje z uwagi na dwa Joy-Cony, które dają możliwość grania we dwójkę w każdym miejscu. Reasumując, jeśli jesteś fanem mitologii nordyckiej oraz dobrych gier do kooperacji to ,,Die for Valhalla” czy po prostu lubisz beat’em up to jest to tytuł obowiązkowy. Jeśli natomiast planujesz granie samemu to od oceny końcowej musisz niestety odjąć jeden punkt.
Grę do recenzji dostarczyło Monster Couch
Dodaj komentarz