Ostatni epizod Life is Strange: Before the Storm za nami. To była duża dawka bardzo różnych emocji, jak zawsze genialna muzyka i trudne decyzje.
Czekając na „Hell is empty” obawiałam się, że historia Chloe i Rachel zostanie spłycona i że ciężko będzie znów zrobić na mnie takie wrażenie, jakie miałam po pierwszym epizodzie. Na szczęście byłam w błędzie. Pierwsza scena trzeciego epizodu mocno przypominała mi jedną z ostatnich scen w pierwszym Life is Strange, ku mojej radości pojawiło się też kilka innych nawiązań. Muszę przyznać, że uwielbiam takie zabiegi w grach – przez to zaczęłam porównywać pierwowzór z prequelem. Nadal historia nastolatek porusza nasze serca, zmusza do refleksji i wspomnień. Historia jest podobnie rozbudowana, rozwiązujemy zagadki i poznajemy tajemnice Arcadia Bay.
Muzyka w każdym z trzech epizodów była klimatyczna i świetnie dopasowana – miała w sobie coś z Life is Strange, ale była także „z pazurem”, bardziej w stylu Chloe. Jeśli chodzi o jej postać, to od pierwszego do ostatniego epizodu widzimy jej przemianę z dziewczyny, która miała wszystko gdzieś i buntując się przeciwko wszystkiemu radziła sobie ze stratą ojca – który był dla niej przyjacielem. Chloe przemienia się w osobę, która za wszelką cenę chce pomóc bliskim i zaczyna wierzyć w siebie i swoje możliwości. Jej więź z Rachel jest bardzo bliska, podczas gdy Max Caufield odchodzi w zapomnienie i przestaje reagować na wiadomości od Chloe. Dużym plusem jest to, że w końcu mamy wpływ na relacje z Davidem. Poprzednio w każdej z rozmów Chloe była negatywnie do niego nastawiona bez względu na nasz wybór, teraz możemy w tej kwestii sami zdecydować.
Wracają sny z Williamem i ku uciesze wielu osób, jeśli podjęliście odpowiednie decyzje w poprzednim epizodzie – będzie szansa na jeszcze jedną partyjkę ze Steph i Mikey’em. Tak samo jak w podstawie w Before the Storm z czasem mamy poczucie, że nasze decyzje są mniej znaczące i przestajemy mieć większy wpływ na fabułę, mimo to ciężko jest się oderwać od gry. Za to echem odbiją się nasze decyzje z Brave New World dotyczące Nathana i Samanthy (zwiedzajcie dobrze wszystkie miejsca), Mikeya i jego brata, a nawet mają wpływ na to, czy uda nam się zobaczyć ukryte zakończenie związane z Rachel. Ostatnie sceny (po napisach końcowych) wywołują na chwilę uśmiech i są łącznikiem prequela z podstawą w pewien sposób zamykając wszystko w całość.
Czekając na prequel nastawiałam się na nieścisłości z podstawką, obawiałam się słabej strony graficznej i oprawy muzycznej. Mimo wielu obaw dostaliśmy kawał dobrej historii, w której mieliśmy szansę budować różne relacje i tą najważniejszą z Rachel Amber, która staje się bliska sercu zagubionej Chloe. Gra jest dopieszczona pod wieloma względami, zafunduje nam śmiech, łzy i chwile, gdy wstrzymamy oddech. Po Before the Storm historia z udziałem Max jeszcze bardziej łamie nam serce i pozwala zrozumieć czemu Rachel była tak wyjątkową osobą dla Chloe. Before the Storm zdobyło wielu fanów, tych którzy już dobrze znają Life is Strange, jak i tych, którzy, mam nadzieję sięgną po podstawę już teraz lub po przejściu bonusowego epizodu, w którym już niedługo posiadacze edycji Deluxe będą mogli wcielić się w postać Max Caufield.
– Igu




Dodaj komentarz