Black Mirror odkryłam bardzo dawno temu. Miałam pierwszą i drugą część w pudełku, zaraz obok Art of Murder. Na Steamie mam wszystkie trzy części i nawet niedawno próbowałam wrócić, ale grafika mnie trochę odepchnęła – z ogromną radością przywitałam więc informację o nowej części, która pojawi się również na konsolach!
Fabuła
Protagonistą historii jest David Gordon, a gra przenosi nas do Szkocji w roku 1926. Mieszkańcy nazywają posiadłość Scáthán Dubh, czyli Black Mirror po gaelicku (uroczy akcent dla kogoś, kto mieszka w Irlandii) chociaż w szkockiej wersji, nie irlandzkiej. Języki są jednak na tyle podobne, że przynajmniej tu, nie ma różnicy.
David Gordon nigdy nie był w rodzinnym domu, wychowując się w innych krajach, a dzieciństwo spędzając w Indiach. W Black Mirror pojawił się dopiero po śmierci swojego ojca, gdyż posiadłość została mu zapisana w spadku i całość papierologii związanej z testamentem wymagała jego obecności na miejscu.
Rozgrywka
Start historii, to pół-reżyserowana scenka, w której ojcem protagonisty uciekamy przed… czymś. Z latarnią w dłoni przemierza on pustkowia typowe dla ex-celtyckich krajów, jest ciemno, klimatycznie, a gra nie pozostawia nam wyboru, musimy biec ku przeznaczeniu naszego bohatera.
Później już wcielamy się w Davida, odkrywamy sekrety zostawione bohaterowi przez jego ojca, rozgrzebujemy rodzinne tajemnice i legendy krążące wokół całego rodu Gordonów, sięgające zamierzchłych czasów.
Gra wymaga logicznego myślenia, spostrzegawczości i czasem nawet kartki papieru, by zapisać istotne informacje bądź dokonać obliczeń. Kocham ten moment, kiedy nie dostajemy wszystkiego na tacy, tylko trzeba coś samemu sobie narysować i przemyśleć. Przejście gry bez solucji jest trudne, podczas pierwszych dwóch z pięciu nocy już kilka razy zdarzało mi się utknąć w martwym punkcie i tylko duma nie pozwalała zerknąć na wskazówki. Nie po to przecież wychowałam się na Black Mirror, żeby się poddać. Na razie ja wygrywam, uff.
Sterowanie
Same klawisze nie pozostawiają nic do życzenia. Pod A
mamy wszelkie akcje, w menu pod RB
/LB
możemy poruszać się po dzienniczku czy ekwipunku. Wybieranie aktywnych elementów może czasem przyprawić o ból głowy, ale można z tym dojść do wprawy.
Problemem w odbiorze sterowania to kamera, która w teorii pozwala nam trochę sobą manipulować, choć nie zawsze uda nam się osiągnąć planowany efekt. Problem, jest wtedy, kiedy idziemy po pokoju, a kamera nagle nam się sporo oddala i obraca o kilkadziesiąt stopni. Trzeba zdjać wtedy na chwilę palce z analogów i skorygować „kurs”. Kolejnym problemem kamery jest to, że w wąskich korytarzach zdarzy nam się zobaczyć naszego bohatera od frontu, więc ruszać się on będzie w naszym kierunku.
Muzyka
Tylko w tle, bardzo dobrze. Black Mirror to dla mnie zawsze była dobra muzyka, obok wciągającej mrocznej historii i wymagających zagadek. Nie zawiodłam się. Jest odpowiedni klimat, podoba mi się inspiracja celtyckimi brzmieniami, co nie pozwala nam zapomnieć, że znajdujemy się w Szkocji.
Grafika
Ugh. Nie jest dobrze. Zacznijmy od tego, że postacie są brzydkie, po prostu brzydkie. Nie tyle nawet źle wymodelowane, co sam „zamysł” na twarze jest straszny. David ma mocno podkrążone oczy i wygląda przerażająco, pomarszczona ciotka sprawia wrażenie, jakby miała ze 150 lat. Później dochodzą błędy w teksturach, które sprawiają, że czyjeś włosy potrafią zniknąć.
Pomieszczenia na szczęście są niezłe, meble bogate w detale, a światło wprawiło mnie w osłupienie – jest świetne. Sam zamek Black Mirror jest prześliczny, a tereny wokół niego bohate w detale (choć trawa wokół bohatera ładuje się tylko do odległości około trzech metrów od postaci).
Ogólnie
Jeśli graliście w oryginalne Black Mirror, musicie pamiętać, że to niby ten sam zamek, ale nie do końca. W holu głównym, na samym środku, dalej stoi globus, a w kuchni znajdują się drzwi do piwnicy (choć w innym miejscu) i na podwórze. Szklarnia jest prawie identyczna, choć nie zobaczymy fontanny, czy bramy wejściowej.
Jest to jednak gra, w którą fani zagrają z przyjemnością, a nowi gracze, jeśli przymkną oko na te kilka mankamentów, będą mogli wysilić szare komórki i przenieść się na trochę do deszczowej Szkocji, by eksplorować przepiękną posiadłość.
Największy problem…
jest taki, że to gra, w której ekrany ładowania doprowadzą Was do szału. Ja naprawdę jestem cierpliwym człowiekiem, wiem, ile ładują się mapy do Battlefielda 1 i wiele jestem w stanie znieść i zrozumieć. Ale nie tutaj, nie tym razem.
Każdy loading screen to kilkadziesiąt sekund, jeśli nie więcej. Wejście do każdego pomieszczenia to kolejna plansza ładowania. Nie ma znaczenia, że przed chwilą byliśmy na tym korytarzu, albo że weszliśmy do pokoju, z którego są tylko jedne drzwi – więc logiczne, gdzie za chwilę się udamy. Uprzykrza to rozgrywkę, sprawiając, że trochę trudniej wsiąknąć w tę historię.
Z bugów mamy jeszcze pomieszane napisy – kilka razy wyświetliły mi się angielskie, mimo ustawionych polskich.
Ocena portalu: 7.8
Gra pojawiła się 28 listopada na Xbox One, PlayStation 4 i komputerach z systemami Windows, MacOS i Linux.
Za grę dziękujemy polskiemu wydawcy, CDP.
Dodaj komentarz