Japoński indyk przeniesiony z PC na konsole. Brzmi jak oksymoron, jednak tak w wielkim skrócie możemy powiedzieć o recenzowanej dzisiaj grze. Czym dokładnie jest i jak się w to gra?
Mitsurugi Kamui Hikae to skillowy hack’n’slash. Niestety fabuły w nim nie uświadczycie w prawdziwym tego słowa znaczeniu. Wiemy, że gramy uczennicą z kataną, która próbuje uratować swoją najlepszą przyjaciółkę przed klątwą drzemiącą w mieczu. Tyle, żadnej długiej historii, co to za szkoła, gdzie to się właściwie dzieje i – przede wszystkim – skąd one mają w ogóle te miecze?
Po krótkim i opcjonalnym tutorialu zostajemy od razu wrzuceni na głęboką wodę. Naszym zadaniem jest pokonywanie kolejnych fal przeciwników, którzy pojawiają się na niewielkim obszarze gry. Kilka fal, boss i tak w kółko. Całość podzielona jest na 5 rozdziałów i produkcję na najniższym poziomie trudności można spokojnie skończyć w mniej niż godzinę.
Dla niektórych to może już skreślić tę pozycję. Ja jednak nie odpuściłam. Nie dlatego, że gra ma New Game+ i z wykupionymi ulepszeniami kolejne poziomy trudności nie powinny frustrować. Gram dalej bo, moim zdaniem, Mitsurugi Kamui Hikae ma w sobie trochę ducha starych produkcji rodem z salonu gier.
Na początku tekstu użyłam słów „skillowy hack’n’slash”. Zrobiłam to z premedytacją, bo choć daleko temu tytułowi do mechaniki i dynamiki znanej nam z DMC czy gier od Platinum Games to jest to pozycja, która nie wybacza. Na poziomie trudności wyższym niż easy należy obserwować przeciwników i nauczyć się ich ruchów. Warto też przyswoić kiedy wyprowadza się dobrą kontrę czy używa uników, inaczej jesteśmy łatwym celem dla bossa. Do pełni szczęścia i dopięcia takiej konwencji brakuje mi jedynie punktów i ocen na końcu potyczek. Myślę, że gdyby zostało to zaimplementowane, to znalazłyby się rzesze graczy, które maksowałyby tę grę zupełnie jak za czasów „przejdę to na jednym żetonie”.
Mitsurugi Kamui Hikae pozostawia pewien niedosyt. Małą przestrzeń i niewielką różnorodność przeciwników można było uratować ciekawym systemem czy też arcadową konwencją. Niezbyt rozbudowany system można było zamaskować dłuższą historią, która sprowadziłaby tę grę do poziomu np. takiego Dante’s Inferno. Oprawa audiowizualna nie dodaje tej produkcji dodatkowych punktów. Wygląda ona jakby powstała z myślą o konsolach poprzedniej generacji, a audio woła o pomstę do nieba.
Całościowo dostaliśmy średniaka. Krótką grę, w której fani szybkiego reagowania i poznawania ruchów przeciwnika na pewno się odnajdą. Niestety nie mogę jej za to polecić szerszemu gronu odbiorców. Nie posiada ona żadnego elementu wybitnego, który pozwoliłby wybaczyć jej rzesze niedoróbek.
Grę do recenzji dostarczył wydawca: Playism









Dodaj komentarz