Czy nowy Need for Speed przynosi jakieś innowacyjne rozwiązania, których nie widzieliśmy we wcześniejszych odsłonach gry?
Odpowiedź na to pytanie brzmi: nie. Wszystko, czego już doświadczyliśmy w poprzednich wersjach NFS jest i w NFS: Rivals – jest to tylko powtórka z rozrywki. Nowo powstałe studio Ghost Games nie pokusiło się niestety o dodanie czegoś niepowtarzalnego, a szkoda. Może kolejna, zapowiadana na rok 2015, odsłona będzie tą oczekiwaną „wisienką na torcie”? Okaże się w przyszłym roku.
Po pierwszym uruchomieniu produkcji gracz dostaje możliwość wyboru jednej z dwóch ścieżek kariery, znanej już z Hot Pursuit. W pierwszym przypadku wcielamy się w rolę kierowcy rajdowego, dla którego nie ma żadnych ograniczeń, a zakazy w ogóle nie istnieją, natomiast w drugim przypadku, w rolę policjanta, stróża prawa, dla którego priorytetem jest punktowanie poprzez wyłapywanie piratów drogowych urządzających sobie nielegalne wyścigi. Warto zaznaczyć, że podczas pokonywania kolejnych etapów kariery w dowolnym momencie możemy zmieniać obraną przez nas ścieżkę, niemniej jednak każda z nich tworzy odrębny rozdział gry.

Z mojego punktu widzenia rola kierowcy rajdowego jest znacznie trudniejsza, aniżeli policjanta.
Składają się na to dwie rzeczy. Pierwszą z nich jest oczywiście nieustanna ucieczka przed stróżami
prawa, co na samym początku może być trochę uciążliwe. Rzecz jasna, że na całym rozbudowanym
obszarze miasta znajdują się stacje naprawcze, z których w dowolnym momencie możemy
skorzystać. Ale…
W tym momencie zbliżamy się do drugiej rzeczy, utrudniającej karierę rajdowca. Podczas wyścigów, czy nawet jazdy swobodnej po mieście, w żadnym momencie nie mamy możliwości zastopowania, ani wstrzymania naszej rozgrywki. Dzieje się to za sprawą łączenia online z innymi „żywymi rivals” co w wolnym tłumaczeniu oznacza rywali. Wszystko to sprawia, że w momencie, gdy nasza ukochana mama czy babcia, z kuchni woła nas na obiad, my z drugiego pokoju wykrzykujemy: „Za sekundę przyjdę! Nie mogę przerwać gry!”. A co, jeśli akurat jesteśmy przy końcu naszej kariery i rozpoczęliśmy właśnie wyścig z policją (Hot Pursuit – Grand Tour), który trwa około 15 minut, gdyż do pokonania mamy aż 54 punkty kontrolne? Albo wyłączamy nerwowo grę, albo kończymy wyścig i jemy zimny obiad.
Kolejna dość komiczna sytuacja ma miejsce wówczas, gdy nasz samochód woła o pomoc i konieczne jest udanie się do najbliższej stacji naprawczej. Za nami „setki radiowozów”, a my – chcąc poznać drogę do najbliższego warsztatu – wywołujemy nasz system EasyDrive, cały czas prowadząc auto i wyszukujemy drogi do Car Rapair. Kosmos! Nie wspomnę już, co dzieje się, gdy chcemy odszukać jakiś punkt na mapie.
Słów kilka odnośnie samych etapów kariery. Każda z nich tworzy odrębne 20 rozdziałów. Na każdy z nich składają się 3 wyzwania, tak zwane listy prędkości (speedlists), a te z kolei składają się z kilku zadań. Gracz wcielający się w rolę rajdowca ma do wyboru trzy różniące się od siebie listy prędkości:
• Lista Race (wyścigów), w której większość zadań dotyczy wygrywania zawodów,
• Lista Pursuit (pościgów), w której gracz bierze zazwyczaj udział w wyścigach z udziałem
policji lub też ma do wykonania inne zadania, ale również związane z policją, dla przykładu:
rozbicie określonej liczby radiowozów,
• Lista Drive (jazdy dowolnej), w której gracz ma do wykonania zadania związane głównie z
jazdą po mieście, a są to między innymi skoki na określoną odległość.
Po wybraniu interesującej nas listy prędkości zaczyna się jazda po mieście, branie udziału w wyścigach czy wydarzeniach (eventach). Jeżeli nie uda się nam wykonać wszystkich zadań przed złapaniem nas przez policję, to nic takiego się nie dzieje. Przenosimy się do kryjówki i rozpoczynamy dalszą jazdę. Na uwagę zasługuje jednak fakt, że w przypadku zadania, w którym mamy do zebrania określoną ilość gotówki (speedpoints) złapanie przez policję jest równe utracie całej zdobytej kasy. Trzeba, więc uważać. Notabene, jeżdżąc w roli policjanta zdobyte przez nas punkty nie przepadają, nawet w przypadku kraksy. Policja… Po ukończeniu danej listy wracamy do kryjówki i zaczynamy kolejny rozdział, czyli dokonujemy kolejnego wyboru listy prędkości.
W karierze kierowcy rajdowego mamy do wyboru cztery rodzaje zawodów:
• Races – zwykłe wyścigi na zasadzie „kto pierwszy, ten lepszy” (za zajęcie 1 miejsca
otrzymujemy złoty medal),
• Time Trials – czyli walka z czasem (za dotarcie do mety w określonym czasie otrzymujemy
odpowiednio medal brązowy, srebrny lub złoty – w zależności od uzyskanego czasu),
• Hot Pursuits – wyścigi z udziałem policji, która niekiedy skutecznie potrafi nam przeszkodzić
w zdobyciu 1 miejsca (złoty medal otrzymujemy za ukończenie wyścigu na 1 miejscu i
analogicznie kolejne medale za kolejne dwa miejsca),
• Interceptors – walka z czasem, ale z udziałem policji. Po prostu mamy określony czas,
aby pozbyć się „ogonka” (medale zdobywamy na tej samej zasadzie jak w przypadku Time Trials).
Dodatkowo gra oferuje nam możliwość brania udziału w wyścigach Head to Head z przypadkowo napotkanymi kierowcami. W przypadku kariery policjanta poszczególne zawody są analogiczne.
W ramach postępów w karierze odblokowują się kolejne, coraz to lepsze samochody, które za odpowiednie kwoty możemy wykupić. Do dyspozycji mamy różne marki pojazdów – począwszy od Fordów i Mercedesów, przez BMW, aż po Porshe i Ferrari. Dodatkowo twórcy zaoferowali nam możliwość wyposażenia naszego auta w różne ciekawe gadżety; zaczynając od min, a na systemach samonaprowadzających ESP kończąc. Dzięki temu możemy skutecznie radzić sobie z goniącymi nas radiowozami lub z niesfornymi kierowcami. Kolejną rzeczą, jaką możemy manipulować, jest zwiększanie możliwości technicznych naszego samochodu – przyspieszenie, osiąganie maksymalnej prędkości, wytrzymałość i kilka innych.
Niestety, to, za co pokochałam Need for Speeda poległo w czeluściach Hadesu. Brak możliwości
tuningowania aut. Owszem, możemy zmienić kolor naszej bryki, pomalować felgi, dodać
jakieś fikuśne wzorki (ale i to nie wszędzie można zrobić) czy przyciemnić szyby. Ale to nie to samo. Pamiętam, ile to godzin spędziłam w garażu w jednej z wcześniejszych części NFSa przy tuningowaniu swojej fury. Dobór spoilerów, progów, dodawanie kolorowych neonów, to było to. Sprawiało to wrażenie, że możliwości designowe auta są nie do okiełzania. Need for Speed: Rivals pod tym względem niestety mnie rozczarował. Co więcej, nawet nie miałam większej ochoty, aby cokolwiek zmienić przy aucie, bo co to za zmiany?

Dosyć tych kontemplacji na temat rozgrywki. Skupmy się teraz na samym modelu jazdy, który mi osobiście bardzo się spodobał. Sterowanie jest wręcz banalne, aby nie powiedzieć dziecinnie proste.
Każdy kolejny zakręt pokonuje się bez większych problemów. Delikatne naciśnięcie przycisku L2 odpowiadającego za hamowanie, a nasze auto płynnie pokonuje kolejne przeszkody. Niestraszne też są nam uderzenia przez inne auta. Nie ma wręcz możliwości, aby stracić panowanie nad kierownicą, gdyż nasz pojazd jest niemalże przyklejony do jezdni. Prędkość w przypadku NFS Rivals nie odgrywa, więc praktycznie żadnej roli. Ale czy na pewno tego właśnie oczekują dzisiejsi gracze od gier wyścigowych? Czy takiego modelu jazdy właśnie potrzebują? Modelu, który polega na nieustannym przytrzymywaniu przycisku R2 odpowiadającego za gaz? Nad tym bym się jednak
troszeczkę zastanowiła…
Od strony audiowizualnej produkcja prezentuje się świetnie. Modele aut są bardzo dobrze odwzorowane (przynajmniej te, które ja znam), a najmniejsze detale w ich wyglądzie potrafią zaskoczyć. Mnie osobiście zadziwił Bugatti Veyron i jego wysuwający się przy większych prędkościach tylny spoiler. Piękny i miły dla oka bajer.
Jak już wcześniej wspomniałam miasto jest ogromne i, śmiem twierdzić, dobrze dopracowane.
Efekty przy łamaniu szlabanów czy innych przeszkód też prezentują się dość dobrze. Na mniejszą pochwałę zasługują natomiast imitacje poważnych stłuczek, podczas których nasze auto wypada poza barierki. Niekiedy akrobacje te wyglądają wręcz kuriozalnie. Co więcej, naszej auto niespecjalnie reaguje na jakiekolwiek uderzenia w bandę czy w inne samochody. Jednym słowem jest oporne na różnego rodzaju wypadki. Pomimo wymienionych wyżej niedociągnięć, które być może są tylko moimi narzekaniami, to i tak uważam, że pod względem graficznym NFS Rivals zasługuje na plus. Podobnie wygląda sprawa z dźwiękiem. Odgłosy naszych maszyn, dźwięki syren czy uderzeń zostały dobrze nagrane. Wszystkiego dopełniają grające w tle dubstepowe kawałki.
Podsumowując, nowy Need for Speed przeznaczony jest dla osób chcących po prostu pobawić się i powariować trochę dobrymi brykami, ponieważ te pod względem wizualnym prezentują się naprawdę dobrze. Spodoba się wtedy także model jazdy, który nie wymaga od gracza większych umiejętności. Wszystko to okraszone świetną ścieżką dźwiękową sprawi, że niezbyt wymagający gracz spędzi przy nowej produkcji studia Ghost Games wiele godzin i myślę, że nie będzie to zmarnowany czas.












































Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.