Jak już zapewne słyszeliście, studio Hi-Rez, odpowiedzialne za dość znane tytuły free-to-play Smite oraz Tribes: Ascend postanowiło stanąć w szranki z potężnym Blizzardem i stworzyć swoją wersję połączenia gry MOBA ze strzelanką z perspektywy pierwszej osoby. Chociaż jestem pewien, że sam producent odżegnuje się od takiego porównania to jest ono nieuniknione. Dlaczego? Zaraz wszystko będzie jasne.
Jeśli graliście już w Overwatch to poniższy tekst przysporzy wam silne uczucie deja vu. A będzie tak dlatego, że Paladins czerpie garściami z tytułu Blizzarda. Na początek naszej przygody, możemy uruchomić samouczek. Proste wytłumaczenie zasad rozgrywki nie będzie raczej nikomu potrzebne. Bardziej przyda się do zapoznania ze wszystkimi 20 postaciami (zwanych Czempionami). Oczywiście każda z postaci ma inne zastosowanie, mamy tutaj tanki, postacie leczące, atakujące itp. Każda dysponuje kilkoma zdolnościami oraz posiada umiejętność specjalną, która ładuje się podczas gry. Kiedy jest gotowa możemy uruchomić ją naciskając „trójkąt” na padzie PS4. Brzmi znajomo? To jeszcze nic. To, że niektóre zdolności i umiejętności będą się powtarzać z Overwatchem, było do przewidzenia. W końcu trudno wymyślić same nowe rzeczy dla takiej ilości postaci. Ale fakt, że niektóre z nich są wręcz bliźniaczo podobne do oryginału to już lekkie przegięcie. Sprawdźcie np. kogo może przypominać Barik. Szok, prawda? A zgadnijcie jakie ta postać ma umiejętności. Szok drugi – może stawiać wieżyczki. Torbjorn ma brata bliźniaka i nawet o tym nie wie!
No dobrze, jesteśmy po samouczku. Wybierzmy więc teraz tryb gry. Hmm.. skąd ja znam to menu. Wybór gry normalnej (dobrze, że nie „Szybka gra” bo ktoś by mógł się zrobić podejrzliwy), tryb rankingowy (zablokowany), trening oraz „Niestandardowe” gdzie możemy tworzyć własną grę. Nawet ekran wygląda tak samo jak w grze na literkę „O”. Tryb gry, który możemy sprawdzić w becie polega na zajęciu punktu przez odpowiednio długi czas. Jeśli nam się to uda, to otrzymujemy specjalny pojazd (maszyna oblężnicza?), który musimy „przepchnąć” do bazy przeciwnika. Na pewno z niczym się wam to nie kojarzy.
Pewnie zadajecie sobie więc pytanie czy jest to bezczelna zrzynka z Overwatch’a i nic ponad to? Nie da się ukryć, że Paladins posiada zdecydowanie zbyt dużo podobnych (identycznych!) rzeczy jak w hitcie Blizzarda. Jednak pojawiają się tam też interesujące różnice. Wybór postaci który odbywa się przed meczem jest ostateczny. W trakcie trwania rozgrywki nie możemy już zmienić raz wybranego Czempiona. Dlatego nasz wybór musi być przemyślany. Czy to dobry mechanizm to na razie trudno ocenić. Dla przyzwyczajonych do mechanizmu Overwatch może być ciężko. Drugą dużą zmianą jest wybór „perków” po każdej rundzie pojedynku. Są one symbolizowane przez karty, a my możemy dokupić nowe umiejętności (lub zwiększyć działanie obecnych). Oczywiście działa to tylko w kolejnych rundach. Wnosi to spore urozmaicenie do gry i jest zdecydowanie potrzebne w przypadku braku możliwości zmiany bohaterów.
Jednak kluczowym pytanie jest następujące – jak w to się gra? Otóż zaskakująco przyjemnie. Gra jest szybka (choć nie aż tak jak w Overwatch), bez dobrej współpracy możecie zapomnieć o wygranej. Grafika utrzymana jest (nie zgadniecie…) w stylu produkcji Blizzarda czyli lekko kreskówkowa. Do dźwięku także nie mogę się przyczepić (rewelacyjny motyw w menu głównym!). Chociaż „lektor” komentujący podczas rozgrywki od razu skojarzył mi się z głosem z Quake’a. Może tylko ja tak mam.
Czy warto więc czekać? Z jednej strony jest to kalka Overwatcha ustępująca mu pod praktycznie każdym względem. Z drugiej gra się mimo wszystko przyjemnie i pamiętajcie, że będzie to pozycja free-to-play. Nad ostatecznym wnioskiem trzeba poczekać do wydania pełnej wersji. Jednak wszystko wskazuje na to, że jeśli ktoś nie chce płacić 200zł za Overwatch będzie miał interesującą alternatywę. Wcale nie taką kiepską jak myślałem.













Dodaj komentarz