Painkiller to marka, która zapadła w pamięć kilku pokoleń graczy, czy powrót jest udany? Tego dowiesz się z naszej recenzji.
I tu już na wstępie muszę rozczarować fanów oryginału, bowiem z poprzednimi odsłonami tę produkcję łączy kilka modeli broni, przeciwników, oraz ogólny zarys fabuły. A tak to bezczelna zrzyna z coop shooterów, w szczególności drugiego Vermintide i innych produkcji ze stajni Fatshark. I to naprawdę bezczelna, ponieważ sama sekwencja otwierająca to wręcz kalka wspomnianego tytułu i tylko właściwie zamieniono skavenskie więzienie na Czyściec. I przyznam, że byłbym w stanie to jeszcze wybaczyć. Sam bowiem mam setki godzin spędzonych czy to w Vermin czy Darktide. Jednak żeby to zrekompensować, gra polskiego studia musiałaby być dobra. A zwyczajnie taka nie jest, właściwie pod żadnym względem z wyjątkiem jednego.


Zarys fabularny
Fabuła, o ile tak to w ogóle można nazwać, przenosi nas do Czyśćca, gdzie jako jeden z czwórki antybohaterów będziemy stawiać czoło zastępom kierowanym przez upadłego anioła. Sęk w tym, że gra jest makabrycznie krótka, z zaledwie dziewięcioma poziomami. Każdy do skończenia poniżej kwadransa i to nie jakoś szczególnie się spiesząc. Schemat zawsze jest ten sam – gracz z dwójką towarzyszy (żywych lub kierowanych przez sztuczną głupotę, bo inaczej ciężko to określić) trafia na arenę, gdzie morduje setki mniej lub bardziej potężnych demonów. Czasem wykona jakiś cel, otrzymuje punkty, przechodzi korytarzem, po drodze słuchając wypowiadanego bez krzty gry aktorskiej czerstwego humoru na poziomie gimnazjum, kolejna arena… i tak trzy do sześciu razy na misję. Czasem się trafi jakiś boss, który oczywiście jest gąbką na pociski.


Arsenał
Nie pomaga fakt, że arsenał jest bardzo ubogi. Poza kołkownicą i kuszą na piły tarczowe, które dostajemy już w samouczku. Reszta to absolutny standard gry FPS, jak pistolet maszynowy, strzelba, czy rewolwer. Odrobinę zmiennej wprowadza fakt, że każda giwera ma tryb alternatywny i kilka ścieżek ulepszeń. Jednak nie zmieniają one znacząco stylu gry i przyznam, że całość ukończyłem ze startowym ekwipunkiem, lekko go tylko modyfikując. Nieco lepiej wypada Tarot, który kupujemy w boosterach niczym karty Pokemonów czy innego MTG, a który służy do modyfikowania parametrów misji. Takich jak zadawane obrażenia czy pozyskiwane surowce ulepszeń. Jednak i ten aspekt ma sporą wadę, mianowicie karty są jednorazowe, paczki z nimi (z których wybieramy tylko jedną) bardzo drogie. A i naprawa zniszczonej karty nieopłacalnie droga.


Kim zagramy?
Jest jeszcze kwestia wyboru postaci, którą będziemy grać. Twórcy reklamują to jako niezwykle ważną decyzję. A tak naprawdę różni je jedynie głos i dosłownie JEDEN modyfikator, taki jak kilka procent obrażeń czy punktów życia więcej. Nic czego nie dałoby się offsetować dużo potężniejszymi kartami. To wszystko owocuje tym, że Painkiller to po prostu bezmózga młócka, bardzo dynamiczna i miejscami z fajnie zaprojektowanymi lokacjami. Jednak to nic więcej niż wyżywanie się na hordach mało zróżnicowanych demonów. I oczywiście takie tytuły też są potrzebne, ale jest mnóstwo na rynku takich, które robią to nieskończenie lepiej.

Oprawa audiowizualna
Oprawa graficzna Painkillera jest co najwyżej przeciętna. Wspomniałem wcześniej, że niektóre lokacje są ciekawie zaprojektowane i to zdanie podtrzymuję. Jednak nie zmienia to faktu, że o ile można się na nich bawić szybkim tempem gry. Tak już tekstury i oświetlenie pozostawiają sporo do życzenia. Jedynym aspektem gry, który od początku do końca jest na wysokim poziomie, jest ścieżka dźwiękowa. Ciężkie, metalowe riffy świetnie pasują do klimatu i tempa gry. Jeśli jesteś fanem ciężkiego brzmienia, to bardziej w mojej opinii warto kupić album ze ścieżką dźwiękową (o ile taki zostanie wydany) niż samą grę.
Podsumowując, Painkiller to bezmózga młócka, przy której można się zrelaksować, ale dla mnie polegało to bardziej na skupianiu się na muzyce niż samej rozgrywce. A to chyba nie o to chodzi. Szkoda, bo oryginał, choć również był tytułem prostym, to o wiele lepiej zrobionym.
Grę do recenzji dostarczyło Anshar Studios.
Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.