Battlefield 6 to jedna z najbardziej wyczekiwanych premier tego roku. Jak DICE poradził sobie z nową odsłoną kultowej strzelanki?
Oczekiwania odnośnie tego tytułu były ogromne, a wczesne recenzje krzyczały, że Battlefield 6 jest wreszcie grą wartą ustawienia obok Battlefield 3 czy 4. Jak wygląda to jednak miesiąc później? Gdy emocje opadły, a twórcy wypuścili pierwszy sezon kwartalnych aktywności? Sprawdźmy.
Pierwsze wrażenia
Już pierwsze kilka dni z grą powiedziały mi, że przez najbliższe lata będę się w niej dobrze bawić. Bronie z masą zamiennych części pozwalały na dostosowanie czegoś do swojego stylu gry — świetnie, naprawdę. Już stare części Battlefielda mocno mnie tym do siebie zachęciły (by w przypadku 1 i V mnie znów rozczarować), przywitałam to więc z ogromną radością (i ulgą).
Mapy wyglądały dobrze. Jestem fanką walk w zwarciu, więc dla mnie miejskie mapy to gwarancja dobrej zabawy. Większe mapy to szansa na odkurzenie moich nowoodkrytych umiejętności inżyniera, grającego drugie skrzypce jako pasażer w czołgu, wysiadający głównie po to, by go naprawić. I czasem zostawić miny na drodze, na które nieuważny przeciwnik najedzie kilka minut później. Pełno snajperów było dość łatwe do przewidzenia, ale mimo wszystko był w tym jakiś balans, a dymne granaty pozwalały na dotarcie do celu, zazwyczaj.
Szeroki wachlarz gadżetów (do odblokowania), akcesoriów do broni (do odblokowania), cztery jasno zdefiniowane klasy, nowe tryby gry (!) i dość zróżnicowane mapy. Dużo powodów do grania i szukania idealniej kombinacji. A wszystko to jeszcze przed startem kwartalnych aktualizacji wprowadzających nowe treści.
Bronie
Arsenał dostępny w Battlefield 6 jest ogromny, z aż 45 różnymi brońmi dostępnymi w dniu premiery. Podzielone one są na kilka grup, gdzie karabiny szturmowe, SMG, LMG i snajperki przypisane będą do konkretnych klas i dadzą bonusy przy połączeniu ich. Oprócz tego mamy też karabiny wyborowe, strzelby i karabiny bojowe (battle rifle).
Każda z broni ma kilka dostępnych wariantów, które odblokowujemy poprzez postęp na koncie czy wykonywanie zadań i przyjdą one wyposażone w unikatowy skin, a także dobrze dobrane akcesoria. Na starcie gry będą one bardzo przydatne, bo pozwolą korzystać z lepszej niż bazowa wersji broni, często oferując większy magazynek, lepszą optykę czy bardziej ergonomiczny uchwyt.
Nie wszystkie bronie będą odblokowane już na starcie, czego można było się spodziewać. Znowu, część odblokujemy po prostu grając i nabijając kolejne poziomy na koncie, w innym przypadku najpierw będziemy musieli wykonać szereg zadań.
System ten jest ciekawy i zdecydowanie motywuje do grania konkretną klasą czy typem broni. I szczerze nie ma tu chyba totalnie złych opcji, a pierwszy odblokowany karabinek może być ulubioną bronią całej społeczności. Przynajmniej w tym tygodniu.
Z fajnych detali w sekcji broni, niektóre poziomy mastery broni pozwolą nam na odblokowanie skórek, które dostępne będą później dla każdej broni. Oprócz tego, bronie możemy także personalizować przez naklejki i zawieszki.
Budowanie broni w Battlefield 6
Gra przedstawia nam zupełnie nowy sposób budowania broni. W zależności od modelu, dostępnych mamy kilka różnych części, które możemy zmienić lub dodać. Od magazynków, przez optykę, po uchwyty czy nawet lufę, a nawet rozdzaj amunicji. Nie zabraknie także tłumików czy kompensatorów, a także latarek czy laserów.



Każda z części będzie miała przypisaną wartość punktową, a nasz „budżet” to 100 takich punktów. Staniemy tu więc przed wyborem ciut mniejszego magazynka, na rzecz lepszego uchwytu, czy lasera, zamiast regulowanej optyki. Wciąż pozwala to stworzyć naprawdę dobre bronie, dopasowane do naszego stylu gry. Tylko może nie na samym początku, bo części odblokowuje się poprzez granie daną bronią. Nie ma tu losowości, jak w Battlefield 4 z paczkami zawierające przypadkowe akcesoria do przypadkowych broni. Wszystko odblokowuje się przez zdobyte punkty doświadczenia.
Zaznaczę jednak, że liczą się punkty zdobyte w całej grze, a nie tylko te za obrażenia czy zabicia z danego karabinku. Jeśli więc gracie w Podbój, przejęcie flagi liczyć się będzie do postępu broni.
Całość ciut przypomina tutaj Call of Duty, łącznie z możliwością zmiany swojego ekwipunku w pierwszych chwilach po pojawieniu się fizycznie na mapie.
Klasy
Na pierwszy rzut oka wygląda to fajnie. Mamy Szturmowców, Inżynierów, Żołnierzy Wsparcia i Snajperów. Każda z klas ma swój „dedykowany gadżet”, czyli adrenalinę, spawarkę, torbę z amunicją i medykamentami, a także T-UGS, czyli urządzenie oznaczające przeciwników w zasięgu rozstawionego gadżetu. Każdy z nich już trochę mówi nam o klasie, jednocześnie gwarantując nam, że inżynier może pomóc naprawić czołg, a wsparcie będzie miało dla nas amunicję i apteczki.
Z cudownych rzeczy — jeśli medyk ociąga się w rzucaniu Wam medykamentów, stojąc „za nim”, możecie sami wyciągnąć od niego co potrzeba przytrzymując przycisk interakcji. Nawet zapominalscy żołnierze Wsparcia mogą więc być przydatni.
Na osobną wzmiankę zasługuje też oczywiście możliwość (wreszcie) odciągania reanimowanych żołnierzy. Możemy wlec ich za sobą, powoli reanimując, wyciągając z najgorszego ognia i przemieszczając się we względnie bezpieczniejsze miejsce. System ten działa bardzo fajnie.



Każda z klas ma też swoją specjalizację. Na ten moment każdy ma dwie do wyboru, róźniące się pasywnymi perkami i główną umiejętnością (o której większość graczy raczej nie pamięta). Drugą specjalizację trzeba jednak odblokować przez szereg klasowych zadań, teraz znacznie łatwiejszy.
Otwarte i zamknięte bronie
Podczas ostatniej bety Battlefield 6 gracze dostali dwie playlisty: otwartych i zamkniętych broni. Zamknięte bronie limitowały dostęp do różnych typów dla konkretnych klas. Nie-snajperzy nie mogli więc wybrać snajperek, a dostęp do LMG miało tylko wsparcie. Takie podejście do klas było bardzo ciepło powitane przez wokalną część Battlefieldowej społeczności, ale… nie przetrwało.
Otwarte bronie są ideą, która według DICE lepiej wpisuje się w Battlefielda, którego chcieli teraz stworzyć. Każdy może więc latać ze snajperką czy SMG, chociaż przypisane im klasy wciąż będą miały lekko poprawione statystyki. W przypadku takiego Wsparcia i LMG — wyciągnięta broń tej klasy będzie ich mniej spowalniać, a do tego będziemy mieć krótszy czas animacji ADS.
Sama nie wiem, czy podoba mi się to rozwiązanie. Jest „fajne”, bo można szybciej wykonać dzienne wyzwania czy misje na koncie. Z drugiej strony pozwala to na trochę nie-fair zachowania, jak „medyk” ze snajperką na skraju mapy, z nieskończoną ilością amunicji i medykamentów. Nie jest to wciąż otwartość z Battlefielda 2042, ale nadal klasy nie są aż tak dobrze zdefiniowane, jak były w starszych tytułach.
Personalizacja żołnierzy
Żołnierze w Battlefield 6 podzieleni są na dwie grupy: NATO i Pax Armada. Każda ze stron będzie miała inne mundury, a gra pozwoli nam na dostosowanie ich jeszcze osobno dla każdej klasy.


Pomimo wizualnych różnic jednak, ich wyposażenie będzie takie samo. Jeśli tęskniliście za rozwiązaniem z Battlefield 3 — no cóż. Pozostajemy dalej „w tęsknocie”.
Opcji personalizacji jest tu całkiem sporo, a klikania cała masa. Każda strona, każda klasa, później konkretny żołnierz, a dopiero później „skinek”. Zazwyczaj po wybraniu żołnierza (spomiędzy kilku różnych frakcji), zobaczymy mundury dla niego w kilku różnych kolorach, choć czasem będą to zupełnie inne ubrania.
W pierwszych dniach skórki zdobywało się przez wykonywanie zadań w grze, z paroma unikatowymi za ukończenie Road to Battlefield 6 czy zakup wersji Phantom.
Aktualnie sytuacja wygląda o wiele inaczej, bo wraz z przepustką sezonową pojawiło się kilkanaście nowych mundurów, a do tego jeszcze orwarty został sklep pełen kolejnych opcji.
Oprócz skórek żołnierzy, mamy jeszcze spadochrony i naszywki, a także skiny czy kamuflaże na pojazdach i dekoracyjne „naklejki”.
Pomimo przedpremierowego nabijania się ze skórek w Call of Duty, w Battlefield 6 nie brakuje jaskrawych mundurów. Żółta odblaskowa taśma? Jadowicie zielone czy pomarańczowe wzory? Wszystko jest. Eh. A znowu, pierwsze tygodnie Battlefielda wyglądały tak obiecująco!
Tryby gry i rozgrywka online
Najważniejsza część każdej odsłony Battlefielda, prawda? Przynajmniej dla mnie jest to miejsce, gdzie spędzę większość godzin przez kolejne kilka lat i wątpię, że wiele osób kupiłoby Battlefield 6 dla kampanii. Nie za takie pieniądze.
Jak więc prezentują się rozgrywki online?
Przede wszystkim, Battlefield 6 przedstawił nam parę nowych trybów gry. Zarówno nowych we franczyzie, jak i w ogóle. Oprócz klasyków więc jak Podbój, Szturm czy Przełamanie, mamy też Dominację i dwa rodzaje Deathmatchu. Wśród nowości mamy King of the Hill z serią „wygasających” celów do przejęcia, a także Eskalację, która jest świetnym wariantem Podboju i opowiem Wam o niej więcej za chwilę.
Niektóre mapy są malutkie i nie zobaczymy ich w „dużych” trybach gry. Dominacja czy King of the Hill pozwolą nam jednak na eksplorację wszystkich oferowanych przez grę map.
Duże tryby gry
Podbój wrócił do typowych zasad, bez sektorów i przejmowania punktów-w-punktach, jak kazał nam to robić Battlefield 2042. Każdy punkt jest teraz tak samo istotny, a kupony zmniejszają się sukcesywnie, aż do wyczerpania. Na ich liczbę wpływa zarówno przewaga na polu bitwy, jak i zabicia czy reanimacje. W tych grach spędziemy zazwyczaj około 30 minut, mając szansę na zagranie każdą z klas oraz całym szeregiem pojazdów. Do naszej dyspozycji są czołgi i wozy opancerzone, do tego helikoptery, a nawet odrzutowce. Jak w przypadku broni jednak, większość ciekawych opcji odblokujemy dopiero spędzając w nich trochę czasu.
Eskalacja to zupełna nowość, dość zbliżonwa do Podboju, ale z nutką szaleństwa. W trybie tym obie strony konfliktu nadal walczą o punkty na mapie, ale docierając do punktu znaczącej przewagi, najbliższy bazie punkt zostaje w nią wcielony. Jednocześnie oczywiście samo pole walki zostaje zmniejszone. Wraz z postępem gry (a walka toczy się do trzech punktów), mamy więc coraz mniej punktów i celów. Wciąż mamy tu dostępne pojazdy, jest więc nie tylko ciekawie, ale i intensywnie. Tryb ten szybko stał się moim ulubionym i większość „weteranów”, uwielbiająca Podbój, powinna dobrze się bawić i tutaj.
Przełamanie to tryb polegający na przejmowanie sektorów, który pojawił się w grze po raz pierwszy w Battlefield 1. To walki na wielką skalę, choć na mniejszym obszarze, gdzie tak naprawdę będzie wiele okazji do walki w zwarciu. Choć z helikopterem nad głową i czołgiem za ścianą.
Każdy z dużych trybów to zabawa na 20-40 minut, gdzie zbalansowane składy pomogą w wydłużeniu rozgrywki. Battlefield 6 nie ma jednak systemu balansowania gry w trakcie jej trwania. Czasem więc zdarza się tak, że runda trwa tylko kilka minut, bo jedna strona zupełnie sobie nie radziła.
Gra ze znajomymi
Do czasu startu pierwszego sezonu było w tej kategorii… nieźle. Co prawa przy większości gier musieliśmy wyjść do lobby, by dołączyć do kolejnego serwera, bo z jakiegoś powodu u mnie na konsoli matchmaking prawie nie chce działać. Nawet grając solo często mam problem zostać na serwerze czy bezpośrednio przejść do kolejnej gry. Zamiast tego gra zostaje mi na ekranie podsumowania i nawet kilka minut czekania nie potrafi jej ruszyć.
Od 28 października, czyli pojawienia się zarówno trybu Battle Royale, jak i innych kwartalnych aktywności (w tym nowej mapy), gra ze znajomymi jest dla mnie praktycznie niemożliwa. Dołączenie do składu skutkuje błędem, który nikomu nie pozwala wystartować wyszukiwania gry. „Rozwiązanie” to restartowanie gry albo urządzenia, kilkukrotnie, przez obie strony. W poszukiwaniu tego małego okienka, kiedy wszystko działa. Najprawdopodobniej coś się jednak znowu pochrzani, zmuszając nas do odtworzenia tego cyklu (cyrku*) po zakończonej rundzie.
Poza tym, chętnie ponarzekam też na system oznaczania przeciwników. Który po pierwsze, częściej nie działa niż działa, a po drugie w ogóle nie wydaje dźwięku. O ile częste pingi mogą być wkurzające, o tyle jednak przyciągają one uwagę! Grając z sensownym składem są też niezwykle pomocne. W tej odsłonie Battlefielda jest z nimi jednak naprawdę słabo i na ekranie powalenia, czekając na reanimację, oznaczenie osoby, która nas zabiła graniczy z cudem.
Kolejną rzeczą, dzięki której nominowałabym grę do złotej maliny świata gier, jest kompletny brak oznaczenia, kto siedzi z nami w pojeździe. Myślisz, że masz ze sobą swojego znajomego, bo jedna z kropek w czołgu jest zielona? Cóż, loteria. Gra nigdy nie wyświetla ich imion. Podobnie rozczarowujące jest oznaczenie dowódcy składu, którego nawet nie można poprosić o rozkaz. Pomimo tego, że gracze prosili o to jeszcze przed premierą gry.
Wyszukiwarka serwerów?
W teorii DICE Wam powie, że jest. I w praktyce coś takiego faktycznie znajduje się w grze. Działa on jednak tylko dla serwerów z Portalu, a nie normalnych oficjalnych gier.
Na pocieszenie jest jednak opcja zaawansowanego szukania gry, która pozwala na wybranie trybu (lub trybów) gry i zaznaczenie interesujących nas map. Rozwiązuje to chociaż problem grania non stop w tych samych miejscach.
Wyzwania i motywacja do grania
Powiem Wam, że wyzwania w tej grze robią robotę. Przynajmniej moim zdaniem. Dają mi one cel i nakierunkowują na konkretne bronie, tryby gry czy zachowania. Dają powód by przetestować konkretną broń czy klasę, nauczyć się grać z konkretnym gadżetem, czy sprawdzić w kilku grach czy Dominacja to coś dla mnie, czy nie. Dodatkową motywacją są oczywiście odblokowywane nagrody, czy to skórki, tagi graczy czy nowe „blachy”, czyli nieśmiertelniki. Obok oczywiście samych punktów doświadczenia i premii do nich.
Teraz, jeszcze nie miesiąc po premierze gry, sporo z tych wyzwań zostało uproszczonych. Zamiast 300 asyst trzeba teraz zrobić tylko 10, a zamiast 200 killi jedynie 5. Nie jestem fanką, choć oczywiście pomogło mi to szybciej odblokować KTS, na który czekałam od pierwszych dni pełnej gry (LMG ten dostępny był w otwartej becie). Wyzwania w tej grze to dla mnie była zabawa na długo. Wcale nie planowałam (i nie chciałam!) mieć prawie wszystkich gotowych tak wcześnie, bo odebrało mi to trochę motywacji do codziennego grania.
I ja wiem, że mamy teraz przepustkę sezonową i wyzwania tam, ale są one tylko tygodniowe, jest ich tylko 10, a większość i tak zmuszać mnie będzie do grania w Battle Royale… Nie jest to więc zamiennik, a jedynie „rozpraszajka”. Wszystko przez to, że społeczność chciała już teraz mieć wszystko, zamiast faktycznie spędzić czas w grze. Gdzie sens? Gdzie logika?
Kampania
W Battlefield 6 powraca kampania! Tryb dla jednego gracza to 9 misji, cztery poziomy trudności, kilkanaście wyzwań i nieśmiertelników do zebrania.
Historia w grze rozpoczyna się w roku 2027 i przez kolejne miesiące oprowadzać nas będzie po nowych realiach świata. Wśród dostępnych tam lokacji mamy Gibraltar, Egipt, a nawet Stany Zjednoczone, a fabuła przedstawi nam wydarzenia z perspektywy kilku różnych postaci. Dzięki temu, mamy szansę zaznajomić się z klasami i ich gadżetami, czasem działając jako zwiadowca, innym razem wrzucając nas w sam środek walki z karabinem i C4.






Ogólnie rzecz biorąc: super, że kampania w Battlefield 6 jest. Mamy tam szansę pobawić się różnymi brońmi, wypróbować gadżety i „przyzwyczaić” do gry. Dodatkowo, wykonywanie misji i wyzwań w trybie dla jednego gracza odblokuje też pewne elementy personalizacji w trybie multiplayer i oczywiście osiągnięcia. Zaskakująco, wcale nie diamentowe — czyli ponad 10 procent graczy, przynajmniej na konsolach Xbox, ukończyło kampanię! A szczerze mówiąc, myślałabym, że wyraźna większość jest tam dla gry sieciowej.
Same misje są intensywne. I nie chodzi tu już nawet o samo strzelanie, jak o wpływ na naszą… psychikę? Kilka scen powinno zostawić po sobie głębszy ślad w Waszej głowie. I to już od samego początku i więcej, niż raz.
Przejście trybu fabularnego to kwestia kilku godzin. Pewnie takich dwóch typowych wieczornych sesji. Trochę dłużej zejdzie nam, jeśli skupimy się na szukaniu wszystkich „znajdziek”. Starałam się przy tym nie korzystać z przewodników online, ale przyznam, że poległam. Nieśmiertelniki do zebrania znajdują się w mocno przypadkowych miejscach i niestety w żaden sposób nie dają nam znać o tym, że są blisko. Wiecie, jak w niektórych grach pojawi się jakiś dźwięk w tle – tu niczego takiego nie usłyszałam.
Różny poziom trudności pozwoli na dopasowanie intensywności, gdzie w trybie hardcore pozbawimy się szansy bycia reanimowanym przez członka zespołu.
Wydajność w trybie kampanii
Co zaskoczyło mnie ogromnie w kampanii w Battlefield 6 to wydajność. A w zasadzie to ogromne problemy z nią. Screen-tearing (widoczny na ostatnim zrzucie ekranu w powyższej galerii) był na porządku dziennym. Pomimo poprawnych ustawień, przez które nic się nie działo w trybie sieciowym. Fascynujące, ale nieszczególnie przyjemne. Łatwiej byłoby się spodziewać problemów w wersji dla wielu graczy, niż w czymś tak… liniowym.
Ogólne wrażenia
Nie wiem totalnie, jaki ton ma ta recenzja. Informacyjny z narzekaniem? Przez pierwsze dwa tygodnie od premiery byłam zachwycona i pełna nadziei. Później emocje trochę opadły, a na horyzoncie ukazały się inne gry, które realnie przyciągały mnie do siebie na więcej godzin. Na ten moment Battlefield 6 to dla mnie gra codzienna, ale tylko dla zrobienia wyzwań i nabicia jakichkolwiek postępów w przepustce sezonowej. Gram sama, zamiast w składzie, bo dopóki nie zostanie poprawiony problem z matchmakingiem, nie mam zamiaru restartować gry kilka razy, tylko po to żeby zagrać jedną, 20-minutową rundę, a potem powtarzać wszystkie kroki. Fakt, że problem jest w grze już od 10 dni, a dalej nie ma poprawki, wcale mnie też nie zachęca.
Sam Battlefield 6 jednak, w swojej koncepcji, różnorodności broni, powrocie do sensownych klas, ma spory potencjał. Jeśli sobie przypomnicie starty poprzednich gier w serii, jest i tak lepiej, niż było zazwyczaj. Chętnie więc wrócę do tej recenzji za pół roku i opowiem Wam, jak długą drogę przeszedł tryb multiplayer i ile jeszcze społeczności udało się zmienić. I oby jedną z tych rzeczy było zmuszanie posiadaczy pełnej wersji gry do darmowego Battle Royale. Bo wiecie, tylko w darmowym trybie możemy ukończyć bonusową misję tygodniową dającą aż cały poziom w przepustce. A choć jestem „dzieckiem Battle Royale”, wychowanym na PUBG i Apex Legends, jakoś nie kręci mnie Redsec i jeszcze nie spróbowałam.
Podsumowanie
Battlefield 6 już teraz jest ogromnym sukcesem, ale świetny start został chwilowo zagłuszony problemami i słabą pierwszą nową mapą. Miejmy nadzieję, że zespół Battlefielda wie jednak, co robi, albo niedługo się dowie. Potencjał jest tu ogromny, pole do popisu też. Różne tryby gry pozwalają na grę fanom walk w zwarciu i wojny totalnej. Zapowiedź nowych map, gadżetów i broni w każdym kwartale na pewno pomoże grze dłużej czuć się świeżą. Oby tylko team za mocno nie kombinował z TTK (time to kill) i meta broni, kompletnie zmieniając zachowanie gry pomiędzy aktualizacjami. Choć przyznam, że trochę balansu by się przydało. Nie-raz człowiek ma wrażenie, że zginął w sekundę z SMG, najlepiej jeszcze z dystansu. Aktualnie jest to chyba jeden z największych „zarzutów” wobec gry. Jeśli usłyszeliście niedawno, że Battlefield 6 jest „trudny”, to właśnie o to chodzi.




Mam nadzieję, że aktualizacja naprawiająca grę w zespole za niedługo się pojawi, a ja będę wreszcie mogła wrócić do gry. Chociaż Redsec jakoś nie specjalnie mnie interesuje, na pewno cieplej do tego podejdę w duo z moim ulubionym drugim graczem, niż z przypadkowo znalezionym mi przez grę partnerem.
Battlefield 6 od 10 października dostępny jest na konsolach Xbox Series i PlayStation 5, a także na PC. 28 października w grze wystartował pierwszy sezon kwartalnych aktywności, a wraz z nim darmowy Redsec. W tej wersji gry dostępny jest tryb Battle Royale oraz Gaultnet, a także Portal ograniczony do tych dwóch trybów gry. Tej części możecie więc spróbować za darmo, na każdej z platform, gdzie gra jest obecna! Może przekona Was to do zakupu pełnej gry?
Grę do recenzji dostarczyło EA Polska.

Dodaj komentarz