Call of Duty: WWII zostało w listopadzie 2017 roku bardzo dobrze przyjęte przez graczy i media. Po trzech miesiącach od premiery debiutuje pierwszy dodatek, który dostarcza nam cztery mapy do trybu wieloosobowego oraz nową przygodę do trybu Nazi Zombie.
Nowa dywizja – Ruch Oporu
Tydzień przed premierą dodatku wszyscy otrzymaliśmy za darmo nową dywizje inspirowaną polskim Ruchem Oporu. Dywizja ta dodała do gry nowe bronie oraz mundury z polskiego podziemia. Pojawil się także irytujący nowy trening – „sabotażysta”, gracze mogą nosić przy sobie dwa granaty ofensywne, coś strasznego, szczególnie w trybie wojna. Ruch Oporu charakteryzuje się czterema, moim osobistym zdaniem bardzo kontrowersyjnymi postępami, które gracze zdobywają wraz z poziomem doświadczenia dywizji. Na początku gracze otrzymują pistolet i nóż taktyczny, wyobraźcie sobie, jakie piekło działo się na serwerach, gdy w wyzwaniu tygodniowym pojawiło się zadanie zabicia 100 przeciwników nożem taktycznym i 50 headshotów z pistoletu. Koszmar! Zazwyczaj wszystkie takie zadanie realizuje się w trybie Wojna, ponieważ raz, że ten tryb nie zalicza się do kill ratio, a dwa tam właśnie można uzyskać najwięcej zabić. W każdej drużynie było po kilku graczy, którzy zamiast wykonywać cele misji, tylko biegali i atakowali wszystkich nożami lub próbowali zabijać z pistoletu. Drugi postęp także jest koszmarny, ponieważ wszyscy gracze z ruchu oporu, którzy go mają zakłócają przeciwnikowi mini mapę na małym obszarze. Trzeci poziom, to dodatkowy gadżet do broni, a na czwartym mini mapa pokazuje wszystkich pobliskich wrogów graczom Ruchu Oporu. To tyle słowem wstępu o nowej dywizji, zajmijmy się teraz mapami z dodatku The Resistance.
Wojna – Operation Intercept
W mojej recenzji bardzo zachwycałem się nowym trybem wojna, który został dodany do Call of Duty: WWII, wszyscy zainteresowani znają już jego zasady, więc nie ma sensu tutaj go opisywać, a tych którzy jeszcze nie grali odsyłam do mojej recenzji. Operation Intercept ma miejsce na obrzeżach miasta St. Lo we Francji. Zadaniem atakujących Aliantów jest uwolnienie sześciu członków Ruchu Oporu, zakładnicy są przejmowani w dwóch pokojach po trzy osoby. Zarówno otwarcie drzwi, jak i uwolnienie zakładnika trwa kilka sekund (gracz musi przytrzymać kwadrat) więc, aby cel ten został wykonany, współpracować musi ze sobą kilku graczy, a jak wiemy w Call of Duty bywa z tym bardzo rożnie. Pierwszy cel tej misji oceniam bardzo pozytywnie, ponieważ wymaga ścisłej kooperacji i współpracy od graczy, trzeba szybko podjąć decyzje, czy dzielimy się na dwie trójki i atakujemy oba cele, czy większością idziemy na punkt A, a dopiero potem na B. Niestety Operation Intercept nie wnosi żadnych innowacji do trybu wojny, bo atak na dwa pokoje, to nic innego, jak przejmowanie bunkrów w Operation Neptun. Dalej jest niestety tylko gorzej i deweloper umieścił kolejne kalki z podstawki w swoim dodatku.
W wspomnianej Operation Neptun po zdobyciu dwóch bunkrów atakowaliśmy kolejny w którym było 10 stacji radiowych do zniszczenia. Po uwolnieniu zakładników, drugim celem w nowej wojennej misji jest zniszczenie 25… stacji radiowych. Czujecie to? Nie 10, ale już 25. Stacje są różnych wielkości, małe radia na stolach lub wielkie szafy, które są rozmieszczone na parterze i pierwszym pietrze zniszczonego budynku. Jednak to nie ilość stacji potrzebnych do zniszczenia, ale ich odnalezienie jest największym problemem. Stacje mienią się na zielono lub czerwono (te uszkodzone) gdy jesteśmy w budynku i patrzymy na nie. Straszny kocioł robi się i wkrada się dezorientacja, gdy do wykonania celu zostają dwie lub jedna do zniszczenia, a gracze biegają po tym budynku i nie mogą ich znaleźć. Przy tak dużej ilość sprzętu do zniszczenia i tylko czterech minutach na wykonanie zadania deweloper jednak powinien lepiej oznaczyć radia zarówno dla drużyny broniącej, jak i atakującej. Trzecim etapem jest… a jak! eskortowanie czołgu! Coś co dobrze znamy z trzecich etapów Operation Breakout i Gryffin. Naprawdę pukam się w czoło i próbuje zrozumieć, po co trzeci raz na czterech mapach w trybie wojny umieszcza się to samo zadanie. Tym razem czołg który eskortujemy musi zatrzymać, właściwie zepchnąć z torów lokomotywę z wagonami wypełnionymi amunicją i uprowadzonymi członkami Ruchu Oporu. W tym miejscu chciałbym zaznaczyć, że animacja prezentująca wypchnięcie pociągu z torów po pomyślnym wykonaniu misji jest naprawdę słaba. Słabe jest także to, że drużyna atakującą jest mocno ograniczona i nie może wybiegać przed czołg, aby flankować drużynę biorącą między wagonami (finał jest na stacji kolejowej). Podobnie, jak w Operation Gryffin i tutaj drużyna broniąca ma do dyspozycji kilka LKMów, które musi zbudować, a atakujący tylko wąską drogą muszą przemieszczać się za czołgiem Końcówka to jeden wielki chaos, deszcze granatów i ostrzałów z LKMów. Podsumowując jestem bardzo rozczarowany Operation Intercept, nie ma tutaj żadnych innowacji, a jedynie kalki pomysłów z poprzednich map, nie tego się oczekuje po nowej zawartości do gry, która przecież w Call of Duty do tanich nie należy.
Dodatek The Resistance wnosi do gry trzy nowe mapy do trybu osobowego. Standardowo mapy są w osobnej zakładce, niestety nie możemy sobie wybrać ulubionego trybu rozgrywki, tylko musimy oczekiwać jednego z czterech podczas losowania w tzw. młynie. Na nowych mapach zagramy tylko w deatchmatch drużynowy, dominacje, umocniony punkt i zabójstwo potwierdzone.
Zacznę od mapy, która najbardziej mi się podoba i rozgrywka na niej zawsze była wielką przyjemnością. To Valkiria, mapa inspirowana Wilczym Szańcem, kwaterą główną Adolfa Hitlera podczas Operacji Barbarossa w mazurskich lasach. To mapa średniej wielkości, która jest wypełniona samochodnymi opancerzonymi oraz kilkoma budynkami, takimi jak biura, czy garaże. Świetna mapa do każdego trybu, szczególnie: umocniony punkt i dominacja. To mapa, na której rozmieszczono wiele budynków drewnianych, czy betonowych oraz bunkier z rampą załadunkową dla samochodów dostawczych. Kluczowym miejscem jest budynek z komorą wentylacyjną, który znajduje się na środku mapy i są do niego trzy wejścia. Całości dopełnia las, który do okola pokrywa mapę wraz z niewielką mglą.
Occupation, to mapa umieszczona na ulicach Paryża, w której także walki toczymy na średni i bliski dystans. Miejsce walk inspirowane popularną mapą Resistance z Call of Duty: Modern Warfare 3. Mamy tutaj plac i drogę główną, a w bocznych rejonach umieszczono zniszczone sklepy, czy garaże, przez które możemy flankować przeciwników. To także całkiem dobra mapka do trybów dominacja,czy umocniony punkt. Wspomniane sklepy, czy garaże pomogą także nam także w chwilach niebezpieczeństwa, możemy schować się przed atakiem przeciwników, czy wyczekiwać odnowy zdrowia.
Ostatnią i najmniej udaną mapą pod względem rozgrywki jest Anthropoid, która umiejscowiona została w czechosłowackiej Pradze. Na pierwszy rzut oka mapa jest naprawdę ładna, to kolejna miejska miejscówka. Jednak tutaj nie wbiegamy do budynków, tylko walki toczymy miedzy pomnikami, czy straganami z owocami. Jest tutaj także kanał z wodą, w której możemy zanurkować. Mapa naprawdę pokazuje całe piękno Pragi, nie tylko zabytkowe kamienice, ale także wiele wspaniałych posągów, czy budynków. Aż szkoda, że dookoła są szlabany, czy inne blokady przejścia, bo chętnie przyjrzałbym się budynkom i pomnikom w niedostępnych rejonach. Wracając do samej walki, to mapa fatalnie prezentuje się w trybie dominacji. Punkt B jest tak źle pomyślany, że z jednego i drugiego punktu odradzania gracze bez problemu mogą zabijać nie tylko siebie, ale co najgorsze ludzi przejmujących ten punkt. Więc z jednej strony, to jedyna mapa w której mogą poszaleć snajperzy, ale z drugiej ich pole widzenia jest na tyle duże, że potrafią popsuć nie jedna rozgrywkę. Zdecydowanie najprzyjemniej gra się tutaj w zwykły deatchmatch drużynowy.
Podsumowując wszystkie trzy mapy nadają się bardzo dobrze do popularnego deatchmatchu drużynowego oraz zabójstwa potwierdzonego. Valkiria oraz Occupation są świetne do dominacji i umocnionego punktu, natomiast do tych trybów kompletnie nie nadaje się Anthropoid z powodu zbyt dużego pola widzenia dla snajperów.
Zombie – na brzegu mroku.
Po mrocznych wydarzeniach w Mittelburgu nasi śmiałkowie Marie, Drostan, Olivia i Jefferson trafiają na tajemniczą wyspę na północy od wybrzeży Niemiec w poszukiwaniu dr. Strauba. Zmagania zaczynają się bardzo nietypowo, nasza drużyna po wylądowaniu na brzegu jest od razu atakowana przez hordę zombie, która wychodzi na nich z wody. Przyznam, że taki początek bardzo mnie zaskoczył, na tyle, że LKM, który był zamontowany w oddali dostrzegłem dopiero po uporaniu się z pierwszą falą przeciwników z pistoletów. Wyspa na której się znaleźliśmy wypełniona jest działami przeciwlotniczymi oraz dokiem dla U-Botów. Standardowo na całej wyspie znajdują się bramy, które blokują drogę w głąb nowej krainy, nie brakuje automatów z dodatkowymi perkami, pancerzami oraz oczywiście pułapek. Na szczycie niewielkiego wzgórza umieszczono bunkier, w którym musimy włączyć zasilanie, a one odblokuje nam kilka bram oraz wagonik górski, ten z kolei zabierze nas do wnętrza wzgórza oraz na jego drugą stronę. Osobiście z przypadkowymi graczami udało mi się dotrzeć do 29 fali. W tym czasie cały czas biegaliśmy po wyspie i uruchamialiśmy kolejne urządzenia. Niestety zagadki są dużo trudniejsze niż podstawowej przygodzie, ale za to nowa wyprawa nie jest niestety mroczna. Tak naprawdę strasznie robi się tylko, gdy wyspę co kilka fal pokrywa mgła i praktycznie nic nie widać. Wtedy można poczuć nutkę strachu i dezorientacji, ale nic więcej, poza tym odniosłem wrażenie, ze zombie we mgle także poruszają się wolniej i w mniejszej grupie łatwiej ich zabić. Przygoda „na brzegu mroku” nie jest zła, ale jednak nie wciąga tak bardzo i nie jest tak mroczna, jak ta dostarczona z pełną wersją gry.
The Resistance jest niestety średnio udanym dodatkiem, mamy nadzieję, ze to tylko pierwsze śliwki robaczywki, bo sam tryb wieloosobowy w Call od Duty: WWII potrafi wciągnąć i zasługuje na dużo lepszej zawartości, niż tylko kopiowanie i wklejanie tych samych interakcji z podstawowego trybu wojny do najnowszej Operation Intercept. Do tego otrzymaliśmy dwie bardzo zbliżone do siebie miejskie mapy Occupation i Anthropoid (ta druga ma szczególnie piękną architekturę) oraz fantastyczną mapę zlokalizowaną w mazurskich lasach – Valikirie, która jest inspirowana Wilczym Szańcem. Sam deweloper także musi szybko się ogarnąć i lepiej planować dzienne zadania, ponieważ zlecanie 100 zabójstw z noża, czy 50 headshotów z pistoletu potrafi mocno popsuć rozgrywkę, szczególnie właśnie w trybie wojna.
Grę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Activision

































Dodaj komentarz