Jotunnslayer: Hordes of Hel to nowa gra z gatunku survivor, w której odeprzemy zastępy wrogów. Czy twórcy dali radę wyróżnić się z tłumu?
Twórcy z Game Farm i ARTillery po roku w systemie wczesnego dostępu wreszcie udostępnili pełną wersję swojej nowej gry. Czy Jotunnslayer: Hordes of Hel to nowy tytuł obowiązkowy dla każdego fana gatunku survivor? Przekonajmy się.
Nordyckie piekło


Twórcy zdecydowali się na osadzenie gry w realiach mitologii nordyckiej. Wcielamy się w jednego z przeklętych wojowników, którzy muszą udowodnić swoją wartość przed bogami, by zasłużyć na Valhallę. Jak to przystało na grę z tego gatunku – fabuła nie jest zbyt rozbudowana. Nie znajdziemy tu obszernego wątku narracyjnego z dramatycznymi dialogami i głębokimi postaciami. Nordycki klimat daje jednak dobrą motywację do działania. Zwłaszcza biorąc pod uwagę popularność tej tematyki w grach wideo.
Topory, łuki i groźne wilczury


Rozgrywka Jotunnslayera polega na pokonywaniu kolejnych fal przeciwników, wykupywaniu ulepszeń i mocy za zdobyte doświadczenie i wykonywaniu specjalnych zadań podczas każdej wyprawy. To standardowa formuła dla tego gatunku, jednak twórcy zdecydowali się na kilka ważnych zmian wyróżniających ich grę.
Przed każdą ekspedycją musimy wybrać jednego z sześciu grywalnych bohaterów. Każdy z nich wprowadza sporą różnorodność w stylu gry. Postaci nie ma zbyt wiele, jednak twórcy próbują nadrobić to dodatkowymi podklasami, które wybieramy po osiągnięciu dziesiątego poziomu. Ich wpływ na rozgrywkę jest jednak dość nierówny. Niektóre są naprawdę użyteczne, a inne wymagają dość drastycznej zmiany stylu grania.



Wyprawy trwają średnio 15 minut, co jest przyzwoitym wynikiem jak na roguelike’a. Dobrym systemem są tu też zadania, które pojawiają się po określonym czasie runa. Zdobywamy za nie złoto, które możemy potem przekuć w stałe ulepszenia, które wspomogą nas w każdej kolejnej ekspedycji. Na koniec poziomu zmierzymy się natomiast z wielkim bossem, który przetestuje, czy wybrane umiejętności są wystarczająco potężne.
Ciekawym aspektem w kontekście gatunku są zdolności specjalne każdego z bohaterów, Zazwyczaj są one długo ładowanym mocnym uderzeniem, aczkolwiek niektóre podklasy mogą je modyfikować, przykładowo skracając czas ładowania po użyciu uniku. No właśnie – mamy tu też unik, którym dysponuje każda postać. Pozwala on ominąć groźne ataki i przemieścić się w bezpieczne miejsce, kiedy znajdziemy się w tarapatach. Wspomnę, że umiejętność ta ma dość niejasne działanie w kontekście obrażeń, jakie przyjmujemy. Nie zawsze wiedziałem, czy mogę bezpiecznie odskoczyć, czy może kontakt z przeciwnikiem na linii uniku skończy się niefortunną śmiercią.
Przetrwanie w piekielnie dobrym stylu


Jotunnslayer prezentuje się naprawdę ładnie – zwłaszcza w porównaniu z innymi grami tego gatunku. Do naszej dyspozycji twórcy oddają pięć map, które są mocno zróżnicowane pod kątem stylistyki. Silny akcent na oddanie nordyckiej stylistyki wraz z licznymi efektami wizualnymi kreuje grę, która cieszy oko. Nie zabraknie tu również wielkich i efektownych eksplozji.
W warstwie graficznej kryje się niestety największa bolączka produkcji Game Farm i ARTillery. Hordes of Hel działa naprawdę kiepsko na PlayStation 5. Wybuchy i efekty cząsteczkowe w połączeniu z hordami przeciwników na ekranie bardzo źle wpływają na płynność rozgrywki. Już przy pierwszym uruchomieniu gry było widać, że coś jest nie tak, co sprowokowało mnie do poszukania przełącznika liczby wyświetlanych klatek na 60. Po wejściu w ustawienia takowej opcji niestety jednak nie spotkałem.
Czy powinniśmy szukać Valhalli?


Jotunnslayer: Hordes of Hel to solidna pozycja dla fanów gatunku survivor oraz roguelike’ów. Twórcy zadbali tu o świetny klimat, całkiem satysfakcjonującą walkę i rozbudowany system błogosławieństw i progresji między wyprawami. Mimo widocznych starań gra nie wybija się jednak zbyt mocno nad typowych przedstawicieli gatunku, których nieustannie widzimy coraz więcej. Dokładając do tego problemy z wydajnością na PS5, moja rekomendacja jest optymistyczna, jednak leciutko zabarwiona zawodem.
Egzemplarz gry do recenzji dostarczyło Grindstone Games
Dodaj komentarz