Taktyczne gry jRPG pokochałem w chwili pierwszego uruchomienia Vandal Hearts, jeszcze na pierwszym PlayStation. Później poszło już lawinowo. Fire Emblem poznałem jednak dopiero po latach i było ono dla mnie objawieniem w znanym, jak wówczas myślałem gatunku. Seria dostępna jest jedynie dla posiadaczy konsol z rodziny Nintendo, więc nie dziwi, że pozostali gracze patrzą w jej kierunku z zazdrością. Unicorn Overlord przybywa im z odsieczą.
Mamy Fire Emblem w domu
Unicorn Overlord od studia Vanillaware to gra taktyczna, która garściami czerpie właśnie z Fire Emblem. Jednocześnie zachowuje przy tym swoją tożsamość i wybija gatunek na kolejny poziom. Nieco przekornie mógłbym napisać, że jest to najlepsza odsłona Fire Emblem od lat, jednak nie mija się to aż tak bardzo z prawdą. Grze bliżej do starszych części, ale wykonaniem i złożonością mechanik z powodzeniem może stawać w szranki nawet z najlepszymi jej odsłonami.
Bo i muszę wam powiedzieć, że jest to gra pod wieloma względami niemal perfekcyjna. Jest to również jak do tej pory chyba największe zaskoczenie roku. Unicorn Overlord jest wszystkim czego mogą oczekiwać po grze fani taktycznej rozgrywki. Jednocześnie doskonale odnajdą się tutaj koneserzy klasyków takich jak Final Fantasy Tactics, czy Vandal Hearts właśnie. Duch owych tytułów jest tu wyczuwalny w każdym aspekcie. Począwszy od złożoności fabuły, poprzez narrację, a na kreacji postaci kończąc. Zresztą nawet nastrój, którego dużą zasługą jest obraz i dźwięk oraz design poszczególnych elementów świata gry sprawia, że szybko poczujecie się jak w domu.
Mnie tytuł oczarował bez reszty. Już w chwili pierwszej bitwy, która stanowi wprowadzenie w opowieść. Sama historia natomiast szybko przybiera bardzo poważny ton. Choć nie brakuje w niej humoru tak kryjący bohaterów całun zagrożenia jest niemal cały czas namacalny. Fabuła skupia się na księciu Alainie, który za młodu zmuszony jest uciekać ze swojego królestwa. Choć uciekać to nieco za dużo powiedziane, bo tak naprawdę królowa w czasie najazdu powierza ochronę syna swojemu najbardziej zaufanemu rycerzowi Josefowi. Lojalny obrońca spełnia obietnicę i w tajemnicy wychowuje, oraz szkoli chłopca. Znane zagrożenie jednak powraca…
Tak w dużym skrócie rozpoczyna się gra. Alain zmuszony jest podjąć walkę i zgromadzić siły by odzyskać utracony tron i królestwo. Droga do celu będzie jednak trudna i wyboista bo wszystkie pięć, sąsiadujących ze sobą królestw zostały już dawno opanowane przez wroga.




Dobry i zły władca
Alain rozpoczyna mając u swojego boku zaledwie kilka przyjaciół. Szybko jednak, zaczyna gromadzić wokół siebie coraz większą ilość sojuszników. Nowe postacie rekrutujemy głównie w czasie misji pobocznych i wydarzeń fabularnych. Co jednak ważniejsze, często od naszych decyzji zależy czy daną postać pozyskamy. Około połowę z dostępnych jednostek jesteśmy w stanie… cóż, skrócić o głowę. Oczywiście bycie dobrym, pobłażliwym władcą jest bardziej opłacalne. Ma też większy fabularnie sens, bo Alain próbuje stworzyć królestwo oparte na zaufaniu i przyjaźni. Jednocześnie nic nie stoi na przeszkodzie byście pokazali nieco bardziej mroczne oblicze bohatera.
Budowanie armii jest najważniejszym aspektem gry, więc im więcej jednostek pozyskamy tym większy wachlarz możliwości w jej kreowaniu mieć będziemy. Początkowo możemy walczyć jedynie oddziałami złożonymi z dwóch postaci. W późniejszym czasie liczba ta wzrasta do pięciu. Każdy bohater może zostać przydzielony jako lider oddziału, co niesie ze sobą różnego rodzaju korzyści. Przykładowo rycerze na koniach szybciej poruszają się po placu boju, natomiast kapłani czy czarodzieje swoimi zaklęciami mogą wspierać inne jednostki na odległość. Kluczowym staje się tak dobranie grupy by ta uzupełniała się zarówno zdolnościami i synchronizowała charakterami. Same walki bowiem rozgrywają się automatycznie. A więc po dobraniu odpowiednich żołnierzy, zdolności i sprzętu możemy podziwiać efekt naszej ciężkiej pracy na ekranie.
Przyjaźń i miłość w czasie wojny
Wspomniałem też o synchronizacji. Idąc śladem nowszych części Fire Emblem walczące obok siebie postacie zyskują punkty przyjaźni, które przekładają się na wzrost niektórych statystyk. Mówiąc prościej, im dane osoby częściej walczą u swojego boku tym silniejsze się one stają.
Przyjaźń poza statystykami odblokowuje także ciekawe fabularne rozmowy, z których możemy więcej dowiedzieć się o danych postaciach. Oczywiście przy takiej ilości żołnierzy nie wszyscy są jednakowo rozbudowani fabularnie, aczkolwiek polecam odkrywać nowe przyjaźnie, bo często to właśnie z nich dowiadujemy się nieco więcej o swoich ulubieńcach. Twórcy zresztą nieco ułatwili poruszanie się po tym zagadnieniu dodając opcję biesiadowania w tawernach. Znacząco podnosi to przyjaźń u spędzających wspólnie czas postaci. Dodam jeszcze tylko, że Alain z czasem może wejść w relację romantyczną z postacią, z którą osiągnie maksymalny poziom zaufania.




Ponętne czarodziejki i piękni rycerze
Vanillaware przyzwyczaiło już swoich fanów do pięknie wyglądających gier. Począwszy od Dragon’s Crown na 13 Sentinels: Aegis Rim skończywszy. Wszystkie ich tytuły są szczytem dwuwymiarowego stylu. Nie inaczej jest w przypadku Unicorn Overlord. Gra jest zwyczajnie przepiękna i nie można oderwać od niej wzroku. Studio znane jest także z bardzo uwydatnionych kształtów u kobiet i fantazyjnych zbroi. Na szczęście twórcy nie zrezygnowali z obranego lata temu stylu artystycznego. Dla niektórych osób, powabne sylwetki, obwite kształty, czy też przerośnięci mięśniami wojownicy mogą wydać się przesadzone. Ja jednak uwielbiam ten styl i zakochałem się w nim już wiele lat temu.
Wiele postaci, głównie tych z pierwszego królestwa będziemy mogli podziwić zarówno w klasie podstawowej jak i ich zaawansowanej wersji. Tu muszę przyznać nieco mnie boli, że późniejsi bohaterowie są już po awansie. Jest to jednak tylko moje marudzenie, ot chciałbym zwyczajnie podziwiać postacie w różnych wersjach. Jest bowiem kogo podziwiać. Animacje są bardzo drobiazgowe i nawet mając opcję szybkiego rozgrywania walk najczęściej oglądałem je w całości. W ogóle powiem wam, że patrząc jak odpowiednio zebrani bohaterowie ze sobą współpracują daje niesamowitą frajdę i satysfakcję. Dzięki temu jeszcze bardziej chce się grzebać w zdolnościach, taktykach i ekwipunku. Powiedziałbym, że jest to takie dążenie do doskonałości. Wracając jednak do świata.




Pięć królestw
Mapa Unicorn Overlord jest obszerna i możemy poruszać się na niej teoretycznie bez przeszkód. W praktyce wstrzymują nas jednak poziom doświadczenia. A więc ogólnie zarys kanonicznej ścieżki istnieje. Nic nie stoi jednak na przeszkodzie by spróbować swoich sił i pójść w groźniejszy obszar. Sam zrobiłem tak wielokrotnie, dzięki temu udawało mi się pozyskać postacie z innego królestwa, które wspierały mnie w boju. W praktyce wygląda to nieco tak, że nasza armia działa na wielu frontach i nie mamy poczucia, że przeskakujemy w fabule.
Poza walkami w świecie gry jest co robić. Pochłonięte wojną krainy zostały pozostawione w zgliszczach. Otrzymujemy zatem możliwość odnawiania odwiedzanych miast, wsi oraz portów. Przynosi to nie tylko efekty wizualne, odbudowane miasto świadczy różnego rodzaju usługi, przykładowo z portu jesteśmy w stanie dostać się w sekretne miejsca, a stolica oferuje nam nowe potrawy w tawernie. Otrzymujemy także możliwość pozostawienia postaci jako strażnika, co generuje zdobyte dobra za walki w danym regionie. Taka postać cały czas jest dla nas dostępna więc w zasadzie tylko na tym zyskujemy.
Podróżując w zasadzie co rusz napotykamy na ciekawe miejsca. Co ciekawe niektóre z pozoru zwyczajne elementy wizualne okazują się być interaktywne w momencie gdy dołączamy do armii danego bohatera. I tak przykładowo nasz przyjaciel z dzieciństwa Lex, potrafi wdrapywać się na wieże i pozyskuje z nich przedmioty – najczęściej ekwipunek. Elf Ithilion odprawia szybki rytuał w kamiennych kręgach, a czarodziejka Yahna odkryje z wami tajemnice magicznych tablic. To tylko kilka z licznych przykładów. Dzięki takiemu zabiegowi mamy poczucie, że wiele postaci jest potrzebnych, nawet jeśli nie miały one kluczowej w fabule roli.




Ostatni jednorożec?
Oczywiście jak przystało na grę jRPG tak i tu wykonujemy liczne zadania poboczne. Te najczęściej polegają na odbudowie mostu w danym regionie, udzielenia pomocy w danym mieście czy po prostu rozbudowie naszej armii. Tytuł oferuje także minigrę w postaci wykopalisk. Ta przypomina nieco kopanie chocobo w Final Fantasy IX, i głównie zyskujemy w niej mapy skarbów danego regionu. Dodatkowo z czasem możemy wziąć udział także w walkach w Koloseum, które za wygrane oferuje bardzo dobre nagrody i możliwość przyłączenia do armii jednej z potężniejszych postaci Amalii. Ogólnie na mapce jest co robić i kompletnie nie miałem wrażenia, że jest ona pusta.
Jednocześnie niektóre z wątków w grze zostały potraktowane pobieżnie za sprawą dużej ilości postaci. Pamiętajmy, że nie jest to typowe jRPG jak Suikoden, gdzie mamy czas ekranowy niemal na każdą postać. Tu główne skrzypce grają walki taktyczne i przez to mimo wszystko niektórzy bohaterowie wydają się być pozbawieni głębi. Niestety nierówny pozostaje także poziom trudności tytułu. Oczywiście, że ostatnie walki powinny być trudne, ale głównie ostateczny boss staje się nagle koszmarem pomimo mocno napakowanych oddziałów. Wyzwanie wyzwaniem, ale… No właśnie. Przeskok jest wręcz za duży.
Wiele z ogromu zdolności jest też z czasem nieprzydatnych i tyle dobrego, że możemy je wyłączyć w ustawieniach taktyki. Przypominam, że walki są automatyczne, jeśli więc nie poświęcicie temu czasu bohaterowie mogą robić niezbyt przemyślane akcje. Z czasem okazuje się też, że mimo iż ciekawe, poboczne aktywności jedynie zapychają nam plecak nowymi mieczami, których i tak mamy już za wiele. Są to jednak szczegóły, które w żaden sposób nie rzutują na dobrze spędzony czas z tytułem.




Niech żyje król!
Unicorn Overlord jawi się więc jako taktyczna gra idealna, no prawie. Przyznaję, że przez ponad 80 godzin bawiłem się w tytule rewelacyjnie, na tyle dobrze, że nawet wbiłem platynę. Jest to też niewątpliwie spełnienie marzeń wszystkich fanów spoglądających w stronę Fire Emblem, jednak nie posiadających konsol wielkiego N. Trudno też przyczepić się do pięknej oprawy audiowizualnej, bo zarówno obraz jak i dźwięk stoją tutaj na najwyższym poziomie. Aktorzy głosowi w obu wersjach gry, zarówno angielskiej jak i japońskiej spisali się po mistrzowsku i muszę przyznać, że trudno wybrać mi w chwili obecnej swoją ulubioną wersję.
Unicorn Overlord to taktyczne jRPG, na które wielu – również moja skromna osoba – czekało. To rozbudowana pozbawiona technicznych błędów gra, która dodatkowo zachwyca swoim pięknem. Jeśli podobnie jak ja wałkowaliście bez końca tytuły takie jak Fire Emblem, Final Fantasy Tactics czy Vandal Heart to nawet nie myślcie dłużej i biegnijcie do sklepu. Cieszmy się, że nie mieszkamy w Japonii, tam gra jest praktycznie niedostępna. Zaraz po premierze zyskała ona bowiem tak wielką popularność. I wiecie co? Mnie to absolutnie nie dziwi. Podróż Alaina po utracony tron na pewno zaliczę do najpiękniejszych i najważniejszych opowieści w tym roku. To nie tyle czarny rumak, co jednorożec, którego zdecydowanie każdy chce pochwycić.
Za kod do recenzji dziękujemy firmie CENEGA
Dodaj komentarz