Od PortalCon22 minął już prawie rok, a jedną z gier, która wpadła mi wtedy w oko, był Oath. Czy warto było na nią tyle czekać?
Pierwsze co zdecydowanie rzuca się w oczy, już przy oględzinach samego pudełka Oath, to nietypowa szata graficzna. Omówię ją bliżej w dalszej części recenzji przy opisie klimatu gry. Za kreskę odpowiada rysownik Kyle Ferrin, który współpracował już z Colem Wehrlem (designerem Oath) nad grą Root. W tę ostatnią niestety nie dane mi było zagrać. Z tego co zdążyłem sprawdzić, różni się ona znacząco od recenzowanego tutaj tytułu. Sam widzę w Oath liczne podobieństwa do szczególnie lubianych przeze mnie gier, które określam mianem „łamaczy małżeństw”. Rozumiem przez to produkcje, które powodują przy stole silne emocje (często wśród siedzących tam par). Sama rozgrywka toczy się nie tylko na planszy, ale również w rozmowach między uczestnikami. Powstawanie sojuszy, ich łamanie czy klasyczne ciosy w plecy występują tam nader często. Do tych gier zaliczam między innymi Wojnę Szeptów czy Grę o Tron. Zanim jednak porównam Oath ze wspomnianymi tytułami, pora wreszcie zajrzeć do pudełka!



Jest ono słusznych rozmiarów, jednak bliżej mu do dużej gry euro (którą nomen omen jest) niż do ogromnego ameritrashowego pudła. Karton ma rozmiar 40,5cm x 27,5cm x 7,5cm (jeśli zastanawiacie się, czy powinniście go obok innych gier na półce). Po zdjęciu wieka jako pierwsze rzuca się w oczy duża liczba materiałów służących do nauki gry, ale do tego przejdę w osobnej sekcji mojej recenzji. Teraz skupię się na pozostałych elementach, a jest tego w pudełku sporo.
Komponenty
Przede wszystkim jest tu przeszło 250 kart ze wspomnianymi grafikami Kyle Ferrina. Składają się na nie 23 duże karty obszarów, standardowe karty 203 mieszkańców i 6 budowli oraz 21 mniejszych kart reliktów. Jeśli myślicie o zakoszulkowaniu gry, przygotujcie protektory 23 x 115x89mm, 209 x 57x89mm, 21x 57x57mm. Co ważne, gra pomieści się w pudełku nawet z kartami w ochronie. Do pudełka dołączono separatory, które pozwolą w przejrzysty sposób posegregować karty w specjalnej przegródce.
Oprócz tego w grze znajduje się 100 przyjemnych w dotyku drewnianych pionków w 6 różnych kolorach (dla kanclerza i 5 innych graczy) wraz z workami strunowymi do ich przechowywania. Z wyprasek wyjmuje się żetony przychylności (wyglądają jak monety), sekrety (księgi) oraz całą masę plansz (tablice aktywnego celu, tytuł wiernego przysiędze, sztandary, plansze graczy oraz znaczniki bandytów i automy). Trzeba docenić, że już na samych wypraskach znajdują się informacje, jakie elementy gry właśnie z nich wypychamy, co już wspiera naukę jej zasad.



Nie sposób przemilczeć mapy, na której prowadzane będą rozgrywki. Zamiast tektury dostarczono ją w formie neoprenowej maty. Jest podgumowana i obszyta na krańcach. To pierwszy raz, kiedy widzę tak dobrze wykonaną matę do gry, a to przecież standardowa edycja Oath! Cieszy też fakt dołączenia dodatkowej wypraski, w której zmieści się 16 kości ataku i obrony oraz 1 kość testową, a także wybrane przez nas żetony (naturalnie proponuję chować tam przychylność i sekrety). Ostatnim nietypowym elementem gry jest pudełeczko do samodzielnego złożenia. Będziemy w nim przechowywać wynik ostatniej rozgrywki, co stopniowo będzie zmieniać świat gry. Chcę podkreślić i pochwalić to, że wszystko w pudle gry ma swoje miejsce. Nie potrzebujemy do tego żadnych dodatkowych organizerów poza tym, co już znajdziemy w Oath. Wydanie stoi na najwyższym poziomie.
O co tu chodzi? Nauka gry
Na początku liczba materiałów do nauki może przytłoczyć. Jest to główna instrukcja, dodatkowa Księga Praw (opisująca szczegółowe zasady), plansze pomocy gracza oraz plansza Zapisu Kroniki po rozgrywce. Jeśli jesteśmy zainteresowani grą solo, przewidziano również planszę zasad do tego trybu wraz z Mapą Myśli „Mechanicznego Księcia”. Oczywiście w tym miejscy nie będę nawet próbował tłumaczyć dokładnie zasad. Chcę się jednak skupić na głównych założeniach Oath i ocenić jej przystępność. Ogólnie rzecz biorąc, mamy tu do czynienia z asymetryczną grą o władzę, gdzie zwycięzca może być tylko jeden. Jednak dróg do zwycięstwa jest bardzo wiele, a niektóre wiodą nawet przez zmianę statusu z banity na obywatela rządzonej przez kanclerza krainy…
Wracając jednak do nauki, wielki napis na instrukcji skłania, żeby zacząć lekturę właśnie od niej. Po krótkim wstępie zachęca się nas do rozłożenia gry dla 4 osób. Rozpakowując talie, na osobnych kartach wewnątrz stosów znajdziemy polecenia krok po kroku, gdzie położyć dane karty. Dlaczego właśnie tak? W instrukcji znajduje się sekcja bardzo przejrzyście omawiająca przykładową pierwszą turę każdego z graczy. Oczywiście nie są to pozbawione sensu decyzje i już później możemy kontynuować rozgrywkę. W tych pierwszych ruchach opanujemy jednak podstawowe akcje, które opisałem poniżej.



Jedną z nich jest oczywiście podróż pomiędzy trzema głównymi obszarami podzielonymi na dodatkowe lokacje. Niezmiernie ważne będzie tam używanie akcji przeszukania świata gry. Zrobimy to w celu stworzenia swojej ręki doradców bądź osiedlenia mieszkańców na posiadanych terytoriach. W czasie przeszukania możemy również natrafić na wizje, które pozwolą dodać kolejne warunki zwycięstwa. Inną akcją jest werbowanie armii, a następnie wysyłanie chorągwi w bój podczas akcji najazdu. Oczywiście niemniej ważne będzie zdobywanie kapitału, poprzez handlowanie, a także pozyskiwanie reliktów podczas akcji odzyskiwania.
Muszę przyznać, że na tle Gry o Tron Oath wydaje się być jeszcze bardziej złożoną grą, z drugiej jednak strony dosyć szybko możemy w nią wskoczyć podczas wspomnianej uproszczonej rozgrywki, bez potrzeby wertowania Księgi Praw. Po prostu pominiemy część zasad.
Ekonomia wojny
Zanim przejdę do omówienia klimatu rozgrywki, muszę wyrazić moje uznanie w kierunku samej mechaniki gry. Mamy tu elementy area control, tworzenia ręki (w ograniczonym stopniu, ale zawsze), a także konstruowania małego silniczka do zarabiania zasobów (dopóki inni gracze go nie popsują). Samo zarządzanie zasobami zasługuje jeszcze na uszczegółowienie, ponieważ możemy zbierać wpływy (pieniądze), sekrety (książki), a także odnawiać zaopatrzenie. Ten ostatni zasób wydajemy na przeprowadzenie akcji, więc jest bardzo ważny. Jednak w przypadku posiadania dużej armii, będziemy mogli odnowić mniej zaopatrzenia na koniec rundy (przejadają je nasze wojska).



Element ten bardzo mi się spodobał, jednak nie mniej niż kolejny. W grze występują mieszkańcy i budowle odpowiadające jednej z sześciu frakcji: Waśni, Magii, Domu, Ładu, Bestii i Nomadów. Każda z nich ma swój bank z pieniędzmi (wpływami), a liczba tego zasobu w grze jest ograniczona. Handlując z mieszkańcami danej frakcji na planszy, zasilimy więc ich skarbiec. Tworzy to wrażenie żywej ekonomii podczas gry i pokazuje, którzy mieszkańcy bogacą się, a którzy biednieją podczas konfliktu o władzę.
Klimat rozgrywki
To właśnie miejsce, w którym chciałbym porównać Oath do już wspomnianych tytułów. Faktycznie, jest tu sporo do przyswojenia. Nie myślcie też, że po pierwszej rozgrywce będziecie czuć wszelkie niuanse wygrywania w Oath. Co z kolei nie jest kwestią przy Wojnie Szyfrów i Grze o Tron. Recenzowany tytuł ma jednak niebywałą zaletę, jaką jest czas rozgrywki. Gra o Tron potrafiła kończyć się w naszym towarzystwie i po 7 godzinach, jednak recenzowany tytuł rozegrać można już w około 2. Wojna Szeptów w tej materii może być tytułem zbyt szybkim (około godziny) oraz dla zbyt małej liczby graczy (tylko do 4).



Dzięki rysunkom i mechanice kart Oath może również tworzyć na mapie naprawdę ciekawe historie. Stąd rada, by czytać nazwy kart i starać się fabularnie opowiadać o swoich działaniach. Nie jest to zresztą trudne przy tak pomysłowych grafikach. Z początku wydawało mi się, że odejmą powagi rozgrywki, ale przy grze gdzie idzie się na noże, właśnie to powinny robić! Warto też rozpatrywać Oath w kategorii serii gier…
Oath Legacy
Ponieważ Oath okazuje się w sprawie legacy robić niesamowitą robotę! Nie muszę chyba pisać, że zwycięzca zostanie kanclerzem podczas kolejnej gry. W zależności od tego, którzy doradcy znaleźli się w jego sztabie, ich karty nasycą w większym stopniu talię świata przy kolejnej kampanii. Z kolei część kart doradców innych graczy trafi na wygnanie… Co więcej, w kolejnej rozgrywce pojawi się w świecie wybudowana przez nowego władcę budowla, a stare popadną w ruinę albo w ogóle znikną z planszy. Do kolejnej rozgrywki przejdą obszary zwycięzcy oraz te, na których znajdują się świeże ruiny po poprzednim królestwie. Jest więc jasne, że w zależności od tego, jak potoczą się poszczególne spotkania, mój świat Oath będzie wyglądać zupełnie inaczej niż Wasze światy. Znajdą się w nim inne obszary, budowle, a populacja mieszkańców różnić się będzie przynależnością do poszczególnych grup wpływów.



Wnioski i rekomendacja
Oath to gra z błyskotliwą mechaniką, która nie stara się być idealnie zbalansowana. To gracze balansują się nawzajem, generując sporo interakcji przy stole. Jest tutaj dosyć spory próg wejścia, jeśli chodzi o zasady, a już w szczególności te dotyczące zwycięstwa. Aby rozeznać się w świecie tworzonym przez klimatyczne rysunki Kyle’a Ferrina potrzeba paru rozgrywek. Dlatego Oath polecę stałym grupom graczy. Produkcja będzie wtedy błyszczeć mechaniką zasobów, starć, aspektem legacy, a przede wszystkim długością rozgrywki, która powinna zamknąć się w około 2 godzinach. Należy też wyróżnić świetne wykonanie komponentów gry: od tekturowych plansz i drewnianych pionków po świetnie wykonaną neoprenową matę. Docenić również należy to, że wszystko ma swoje miejsce w pudełku, co przyspiesza rozkładanie i składanie gry. Tak, warto było czekać na ten tytuł od zapowiedzi na PortalCon22!

Egzemplarz recenzencki dostarczyła firma Portal Games
Dodaj komentarz