Eksploracja planet i zabijanie uroczych stworzonek, podstawowymi umiejętnościami każdego kadeta programu Pionier!
Journey to the Savage Planet to gra Typhoon Studios, założonego przez Alexa Hutchinsona, który pracował wcześniej w Ubisofcie i ma na swoim koncie takie gry jak Far Cry 4 i Assasins Creed III. Tym razem jednak lecimy w kosmos! Badać planety, wytypowane przez naszą macierzystą korporację Kindred Aerospace jako nadające się do kolonizacji! I mamy teleporter, pokładową SI i skafander kosmiczny! Brzmi świetnie prawda? Problem w tym, że rozbijamy się na docelowej planecie, a po rozpoczęciu eksploracji okazuje się, że natykamy się budowle obcej cywilizacji.
Tak w wielkim skrócie prezentuje się fabuła Journey to the Savage Planet. Gra przepełniona jest humorem, nawiązującym do współczesnego świata, kapitalizmu, mainstreamu i gier komputerowych (genialna reklama gry MOBA MOBA MOBA Mobile VR V.17 Golden Fleece!). Tutaj trzeba oddać twórcom, że naprawdę przyłożyli się do swojej roboty. Mnóstwo reklam, którymi jesteśmy non stop bombardowani, to spoty aktorskie, tak samo jak wszystkie wiadomości od naszego CEO. Nasza Sztuczna Inteligencja, jest niezwykle pomocna i grzeczna. Co jakiś czas przejawia jednak zachowania maniakalne, których nie powstydziłby się socjopata mordujący niewinne kotki. Wszystko to – w połączeniu z niezwykle kolorową grafiką dodają tytułowi nieco szaleństwa i posmak psychodeli, który naprawdę fajnie się komponuje. Miałem tutaj momentalnie skojarzenia z pewnym niezwykle starym papierowy RPGiem o nazwie Paranoia. Tam klimat był bardzo podobny.

Ale Journey to the Savage Planet to przede wszystkim gra o eksploracji planety AR-Y26. Nasz skafander wyposażony jest w specjalny wizjer, dzięki któremu możemy skanować faunę i florę aby poznać bliżej ekosystem, a także zorientować się w ewentualnych mechanikach za które odpowiada część roślin i poznać słabe i mocne strony zwierząt, które są głównymi przeciwnikami w czasie rozgrywki. Pomimo dość sporej ilości zadań jakie dostajemy na samym początku gry, możemy swobodnie eksplorować planetę po wyjściu ze statku. Prędko jednak okazuje się, że aby dotrzeć do coraz odleglejszych lokacji będziemy potrzebować dodatkowego sprzętu, takiego jak plecak odrzutowy, czy lina z kotwiczką. Tutaj do gry wkracza element craftingu. Większość zabitych wrogów „wypluwa” z siebie po śmierci różne materiały, które możemy zbierać i magazynować na pokładzie statku. Z czasem – gry uzbieramy ich odpowiednią ilość – nasza biodrukarka 3D może wydrukować niezbędne ulepszenia. Oczywiście jeśli nasza macierzysta korporacja dostarczy nam ich plany. Cóż – nikt nie mówił, że będzie łatwo. Materiały zdobywamy także poprzez rozsiane po świecie rudy, a także w czasie interakcji ze zwierzętami. Jednym z przykładów niech będą Rozdymki (Pufferbird), które są niegroźne (przeważnie!) i można do nich bezkarnie strzelać. Jednak – ptaki te ciągle…jedzą. Wystarczy nakarmić je posiadaną przez nas przynętą, a zwierzątka zaczną mieć gazy, które uwalniane na zewnątrz dają nam dodatkowe ilości niezbędnych do craftingu materiałów. Ptaki te można też wykorzystać jako pożywienie dla roślin mięsożernych, aby odblokować ukryte ścieżki i niedostępne fragmenty świata, ale to już inna historia.

Wspomniałem o strzelaniu – naszym wiernym kompanem jest pistolet, który także podlega modyfikacjom (mocniejsze strzały, szybsze przeładowanie, większy magazynek i tak dalej). Samo strzelanie jest dość toporne, ze względu na samo celowanie oraz sporą ruchliwość i wielkość przeciwników. Chwilami zabicie podstawowego przeciwnika było dość frustrujące. Poza pistoletem możemy też uderzyć przeciwnika z otwartej dłoni. Przydaje się to zwłaszcza na początku, kiedy pistolet nie jest jeszcze dostępny i czasami wywołuje dość zabawne reakcje u zwierząt które poczęstowaliśmy takim atakiem. Niektóre walki – zwłaszcza te z bardziej wymagającymi przeciwnikami – potrafią być dość denerwujące. Wiadomo – większy przeciwnik, więcej życia, jednak walka nie jest satysfakcjonująca, a raczej frustrująca ze względu na system samego strzelania. Gra w kooperacji – tak bardzo reklamowana przez twórców – faktycznie ułatwia walkę, ale nic ponad to. Wydawało mi się, że w co-opie gry nastawionej głównie na eksplorację znajdziemy trochę więcej elementów w których ten co-op będzie bardzo pomocny, albo wręcz niezbędny. Nie dostajemy jednak żadnych zagadek, puzzli czy mechanik które taką współpracę by wspierały. Bardzo szkoda, bo przy tego typie gry, współpraca pomiędzy dwoma graczami to mogłoby być coś co wyróżniło by ten tytuł jeszcze bardziej.

Podsumowując Journey to the Savage planet to dla mnie przyjemne zaskoczenie! Wydawało mi się, że gra nie będzie aż tak dopracowana i będzie posiadać tak dużo fajnych elementów, które pozwolą mi wciągnąć się w rozgrywkę. Nie jest to tytuł w żaden sposób wybitny, czy znacznie się wyróżniający. Jest to solidna gra, której humor i kolorowy świat pozwolą Wam wytrwać w niej do samego końca.
Dziękujemy 505 Games za dostarczenie gry do recenzji.
Dodaj komentarz