Beast Quest zabiera nas w czasy średniowiecza. Sprawdźmy, jak sprawuje się ta produkcja studia Torus Games na przenośnej konsoli Nintendo.
Nie będę owijał w bawełnę – jest źle, i to bardzo. Napisać, że produkcja nie jest najlepszą, w jaką grałem na Nintendo Switch to jakby powiedzieć o kolibrach, że nie należą do największych ptaków. Beast Quest niemal z każdego możliwego miejsca uderza nas swoją topornością i tandetą. To gra na poziomie tytułów wydanych kilkanaście lat temu na PlayStation 2 i ogromny zawód. Ale po kolei.

W Beast Quest wcielamy się w Toma – młodego chłopca, który ma do wykonania jedno zadanie. Pewien czarodziej, Aduro, wyjaśnia bohaterowi, że musi pomóc światu zmierzyć się z planami złego maga, Malvela. Aby zniweczyć jego plany, Tom wyrusza w podróż, w trakcie której będzie się starał uwolnić kilka legendarnych tytułowych bestii spod władzy Malvela. Tak rozpoczyna się nasza eskapada, która zmusi nas do wykonywania powtarzalnych misji i brania udziału w wielu męczących walkach, aby ostatecznie po około 6 godzinach z ogromną ulgą powitać napisy końcowe.

Beast Quest od razu uderza nas w oczy marną oprawą graficzną. Tekstury wyglądają jak rodem przeniesione z produkcji wydawanych na początku ubiegłego wieku. Są strasznie rozmazane i brakuje im wygładzania krawędzi. Rozdzielczość natomiast zdecydowanie powala. Jest tak niska, że nie byłem w stanie uwierzyć temu, co widzę. Gra potrafi też gubić klatki! Tytuł wygląda okropnie, więc taki stan rzeczy jest dla mnie kompletnym absurdem. Jeśli mieliście nadzieję, że choć muzyka uratuje grę, byliście w błędzie. Udźwiękowienie sprawia wrażenie dopisanego na ostatnią chwilę na kolanie i nie jestem w stanie znaleźć ani jednej jego pozytywnej strony. Kiepskie jest w nim wszystko – od uderzeń miecza, pok odgłosy towarzyszące blokowaniu ciosów, na muzyce kończąc. Nie mogę też pochwalić dubbingu – aktorzy po prostu czytają swoje kwestie, nie starając się w najmniejszym stopniu nadać głębi postaciom, w których się wcielają. Może chociaż rozgrywka jest w stanie obronić recenzowaną produkcję?
Okazuje się, że odpowiedź również na to pytanie jest przecząca. Beast Quest ma jedne z najgorszych, najbardziej drętwych animacji, jakie kiedykolwiek widziałem w grach. Walka (również z bossami, choć niewiele różnią się od zwykłych starć) odbywa się niby to w turowym, niby w rzeczywistym czasie. Jeśli podejdziemy do przeciwnika, widok zmieni się na bliższy naszemu bohaterowi. Teraz możemy starać się blokować nadchodzące ciosy, wyprowadzać swoje (bliskie i dystansowe), kontrować i unikać ataków. O ile brzmi to nieźle, o tyle wykonanie jest okropne. Tom porusza się bardzo ociężale, nie czuje się jego zwinności i mocy wyprowadzanych ciosów. Każde starcie to istna męczarnia i próba naszej cierpliwości. Walka jest pozbawiona jakichkolwiek emocji innych niż znużenie i irytacja. Nasze ataki możemy wzmocnić, przytrzymując X bądź Y, ale nie zmienia to wiele – sprawia jedynie, że potyczka będzie trwała krócej. Wykonanie misji bądź pokonanie przeciwnika dają nam punkty doświadczenia, ale szybko przestaniecie zwracać na nie uwagę. Pozyskiwana ilość PD jest tak niewielka, że nie zajmie długo czasu zobojętnienie was na ich gromadzenie. Teoretycznie możemy je wydawać na poprawianie statystyk postaci, ale praktycznie nie ma w tym większego sensu. Dodatkowo gra nie informuje nas o możliwości spożytkowania zgromadzonych punktów na rozwinięcie zdolności Toma, wszystko musimy odkryć sami.

Beast Quest to jedna z najgorszych gier (nie tylko RPG akcji, ale ogółem), w jakie miałem nieprzyjemność grać na Switchu. Produkcja aspiruje do bycia grą RPG, ale rozwój postaci jest znikomy. Zbieranie kluczy do skrzyń rozsianych w świecie gry, okropne walki i schematyczne i nudne misje („przynieś X danego przedmiotu osobie Y”) skutecznie zniechęcają do spędzenia swojego czasu z tytułem. Tym bardziej, że jego cena to kiepski żart. Twórcy żądają za nią około 130 złotych! Jeśli marzy się Wam gra RPG na Switchu, kupcie lepiej The Legend of Zelda: Breath of the Wild albo Wiedźmina III: Dziki Gon – Edycję Kompletną. Te produkcje wyglądają zdecydowanie lepiej niż Beast Quest, gra się w nie przyjemniej i zapewniają nieporównywalnie dłuższą rozgrywkę. Beast Quest najlepiej ominąć szerokim łukiem i zapomnieć, że ten tytuł kiedykolwiek został wydany.
Dziękujemy Maximum Games za dostarczenie kodu recenzenckiego.
Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.