Są dwa sposoby oglądania horrorów. Albo zamykasz się samemu (bądź z partnerem/partnerką) w domu, gasisz światło i z pełną powagą wchłaniasz klimat grozy i niepokoju, albo oglądasz je ze znajomymi i robicie sobie heheszki z konwencji oraz co bardziej widowiskowych zgonów. Man of Medan od Supermassive Games obrało sobie za cel umożliwienie obu tych podejść.
Studio Supermassive zasłynęło na rynku przede wszystkim dzięki głupkowatym grom imprezowym Start the Party! pod PS Move i horrorowi Until Dawn z 2015 roku. Te pierwsze możemy pominąć milczeniem, tę drugą natomiast polecam czym prędzej ograć, bo:
a) Man of Medan jest jej duchowym sequelem
b) to kapitalny tytuł.
Podobnie jak gry Davida Cage’a, Until Dawn to swego rodzaju „interaktywny film”, w którym poznajemy historię z perspektywy kilkorga bohaterów. Sami piszemy tu jej zakończenie poprzez podejmowanie odpowiednich decyzji, odnajdywanie wskazówek i wykonywanie licznych sekwencji QTE. Natomiast w przeciwieństwie do gier Cage’a, Until Dawn nie ma gigantycznej belki zasadzonej głęboko w zadku i zawiązuje opowieść w odrobinę bardziej wciągający sposób niż zadaniami typu „idź do sklepu i posprzątaj mieszkanie”. Nie, horror od Supermassive od początku oferował wciągającą fabułę i choć w bardzo samoświadomy sposób wyśmiewał klisze i wyświechtane motywy królujące w gatunku, potrafił też przyprawić o ciarki na plecach i poruszyć graczem. Formuła, mimo pewnych braków, była na tyle wyśmienita, że aż dziw bierze, jak długo przyszło nam czekać na ponowne jej zastosowanie. Na szczęście Man of Medan trafi do dystrybucji już 30 sierpnia, a my dzięki uprzejmości firmy Cenega Polska mieliśmy okazję sprawdzić, jak gra się prezentuje.
Man of Medan ma być pierwszą częścią horrorowej antologii The Dark Pictures. Deweloper zobowiązuje się co pół roku dostarczać nam nową przygodę, skupiającą się na innym podgatunku horroru. Tytuły mają być wyraźnie krótsze od Until Dawn (jednorazowe ukończenie gry powinno zająć od 4 do 6 godzin), co zostanie również odzwierciedlone poprzez odpowiednio niższą cenę rynkową. Na pierwszy ogień idzie historia piątki młodych ludzi. Podczas sztormu trafiają oni na pokład Ourang Medan – statku widma, którego załoga zginęła w tajemniczych okolicznościach wiele lat wcześniej.
Pierwsze półtorej godziny, które miałem okazję ograć to krótki prolog opowiadający o wydarzeniach na tytułowym statku oraz wstęp do samej przygody, w której piątka bohaterów wyrusza na morze nurkować w poszukiwaniu zatopionych wraków. Gameplay został żywcem przeniesiony z Until Dawn, jeśli więc nie jesteście fanami powolnego człapania, prowadzenia dialogów i tulenia się do ścian w poszukiwaniu przedmiotów, które można pomacać, lepiej trzymajcie się od Man of Medan z daleka. Jeżeli natomiast konwencja „interaktywnego filmu” Wam pasuje, poczujecie się jak w domu. No dobrze, ale skoro wszystko jest tak, jak było, to czym Man of Medan ma się wyróżniać? Otóż, moi drodzy, trybem rozgrywki wieloosobowej.
Choć grę będzie można ukończyć w trybie dla jednego gracza, dopiero „multi” odblokuje wiele dodatkowych scen i pozwoli przedstawić opowieść w pełnej jej krasie. Opcje multiplayerowe są dwie. Pierwsza jest przeznaczona dla pięciorga graczy wymieniających się padem na kanapie w domu. Natomiast w drugim trybie dwójka graczy online przejmuje kontrolę nad osobnym bohaterem i prowadzi jego wątek wedle uznania. Właśnie w ten sposób dane mi było poznać Man of Medan na pokazie i kotwica mi w plecy, jeśli to nie strzał w dziesiątkę. Obaj gracze są w pełni zależni od wzajemnych decyzji, a (jak powszechnie wiadomo) gdzie dwie osoby, tam dwie opinie; Nasza intuicja może okazać się zupełnie inna niż koleżanki/kolegi, co niechybnie doprowadzi do niezliczonych kuriozalnych sytuacji. Kupa śmiechu zapewniona. Oczywiście ryzyko złamania narracji i imersji jest spore, gdy za połowę gry odpowiedzialna jest druga osoba, ale bądźmy szczerzy: to w gestii graczy leży, czy umówią się, by grać względnie poważnie, czy będą się wzajemnie trollować. Rozgrywka wieloosobowa niewątpliwie przedłuży też żywot gry – nierzadko znajdziemy się w zupełnie innym miejscu niż nasz kompan, więc, by poznać wszystkie sceny, będziemy musieli ukończyć tytuł kilkakrotnie. Na przykład na pokazie mój towarzysz udał się nurkować, by zbadać zatopiony wrak samolotu, a mi w udziale przypadł zaszczyt użerania się z namolnym typem i konserwacji łodzi.
Graliśmy na dość wczesnym buildzie, trochę nie wypada więc rozwodzić się nad aspektami technicznymi, ale już w tej chwili widać, że będzie solidnie. Jedyna kwestia, który poważnie mnie na tę chwilę martwi to animacje twarzy. Za każdym razem, gdy podczas dialogu drugi gracz podejmuje decyzję, kamera zatrzymuje się na twarzy danego bohatera, który wygląda wtedy jak coś pomiędzy przyćpanym Sebixem na stacji benzynowej, a uczniem przyłapanym przez nauczyciela na nieuwadze. Rozbiegane oczy oraz przesadnie ekspresyjna mimika przywodzą trochę na myśl LA Noire. Pozostaje wierzyć, że zostanie to dopracowane w finalnej wersji gry.
Przyznaję się bez bicia, Until Dawn ograłem dopiero gdy zostało udostępnione w ramach subskrypcji PlayStation Plus. Z Man of Medan nie popełnię tego samego błędu. Supermassive Games odkryło swoją niszę na rynku i jak dla mnie już udowodniło, że potrafi ją odpowiednio wykorzystać.
Screeny dostarczył wydawca
Dodaj komentarz