Seria Mega Man istnieje w świadomości graczy od ponad 30 lat. Przez ten czas Capcom uraczył nas przeszło 20 grami, w których mogliśmy wcielić się w sympatycznego niebieskiego bohatera. Oczywiście jak to bywa z seriami, które rozpoczęły swój żywot jeszcze w latach 80 nie wszyscy gracze mieli okazję zapoznać się z tą kultową marką.
W tym miejscu przybywa oczywiście Capcom, który z okazji okrągłej rocznicy postanowił wydać Mega Man X Legacy Collection 1+2. Czy ten bogaty pakiet ma szansę przekonać nowych graczy do przygód kultowej maskotki żółto-niebieskich? Postaram się na to odpowiedzieć w tym tekście.
Na sam początek kilka suchych faktów na temat kolekcji. Całość została wydana 24 lipca tego roku. W cenie 164 złotych (cena pochodzi z polskiego PlayStation Store), otrzymujemy osiem gier z serii Mega Man X oraz masę dodatków. I tutaj muszę zaznaczyć coś, żeby potem nikt nie miał wątpliwości. Jest to moja pierwsza styczność z produkcjami z tego uniwersum. Dawno temu oglądałem tylko serial telewizyjny związany z serią i tyle. Więc nie spodziewajcie się tutaj recenzji wymiatacza, który zna każdą grę na wylot. Jeśli jednak szukacie opinii kogoś, kto będzie barował się z przygodami tytułowego robota pierwszy raz, to trafiliście pod właściwy adres. Skoro podstawy mamy już za sobą, to można przejść do konkretów.
Mega Man X dzieje się 100 lat po wydarzeniach przedstawionych w pierwszej sadze o przygodach nieustraszonego robota. W pierwszej części razem z grupą „Maverick Hunters” będziemy musieli stawić czoła Sigmie oraz jego pomocnikom. Tutaj tak naprawdę mogę skończyć opis fabuły, ponieważ cała historia polega na walce z 8 bossami oraz wspomnianym wyżej Sigmie. W tym miejscu pojawia się coś, co odrzuci nowych graczy od przechodzenia kolekcji na jednym posiedzeniu. Wszystkie gry w kolekcji są oparte na tym samym schemacie. Żeby pokazać, o co mi chodzi. Każda część posiada 8 podstawowych bossów, którzy są wysłannikami naszego głównego złego. Po pokonaniu tychże przeciwników otrzymujemy możliwość starcia z ich szefem. I tak raz za razem! Oczywiście w niektórych częściach pojawiają się urozmaicenia takie jak dodatkowi przeciwnicy do pokonania (co jest miłym dodatkiem), ale nadal schemat jest wciąż identyczny.
W tym miejscu należy jednak oddać, że cała historia jest konsekwentna i trzyma się ram wytyczonych przez scenarzystów, chociaż osobiście wydaje mi się, że 8 historii, które posiadają kosmetyczne zmiany względem siebie to nie jest najlepszy motyw by przyciągnąć graczy. Na plus warto odnotować fakt, że każda część posiada rozbudowane intro, które z odsłony na odsłonę jest coraz lepsze. Tutaj moje serce należy do odsłon z numerkami 5 oraz 6, ponieważ obie posiadają wstawki żywcem wzięte z serialu anime, co dla osoby, która kojarzy serie dzięki serialowi jest jak najbardziej na plus. Niestety nie mogę tego samego powiedzieć o X7 oraz X8, ponieważ tam wszystkie przerywniki opowiadające historie są podane w technologii 3D i bardziej odstraszają niż zachęcają do poznawania kolejnych przygód Mega Mana i spółki. Fani klasycznych gier z okresu SNES na pewno będą zadowoleni z części oznaczonych cyframi od 1 do 4, ponieważ tutaj mamy do czynienia z grafiką 16-bitową, która nawet w obecnych czasach wygląda obłędnie.
Ci żołnierze to Ja, salutujący do schematów serii
I tak płynnym ruchem należy przejść do tego, na co wszyscy czekali, czyli tego jak spisuje się gameplay, który ma już 30 lat na karku. Szybka odpowiedź, jest okej. Dłuższa, no cóż. Zacznijmy od tego, że marka pamięta czasy, kiedy gry nie wybaczały żadnych błędów. Należało się wykuć produkcji na pamięć, a potem modlić się, że wszystko, co zapamiętaliśmy zaprocentuje podczas przechodzenia. I to widać. Jeśli gramy bez włączonego „Rookie Hunter Mode” to śmierć czeka nas na każdym kroku. Tak tutaj nawet najprostszy przeciwnik może stanowić wyzwanie gorsze niż jakikolwiek boss w serii Souls. Oczywiście wszystkie 8 tytułów można przejść z wspomniany wyżej modyfikatorem jednak wtedy można zapomnieć o zdobywaniu trofeów za przechodzenie kolejnych produkcji.
Sam poziom trudności nie odbiega w niczym od gier z czasów SNESa (pierwsze 4 części) i to może najbardziej odrzucić nowych graczy. Osobiście muszę powiedzieć, że większość tytułów ogrywałem z włączonymi na boku poradnikami, ponieważ czasami tytuły są tak wredne, że człowiek ma ochotę z frustracji rzucić padem o ścianę. Tutaj najbardziej wyróżniają się ponownie odsłony X7 i X8, ponieważ powstawały one już w czasach, kiedy tworzone gry były o niebo prostsze. W części ósmej możemy nawet wybrać poziom trudności, co było swojego rodzaju nowością w serii. Dla najbardziej zatwardziałych fanów serii, do dyspozycji został oddany wybór pomiędzy zachodnim wydaniem (czyli Mega Man) a japońskim (RockMan). Różnice pomiędzy tymi edycjami objawiają się głównie w rozmieszeniu specjalnych przedmiotów, miejscach gdzie pojawiają się przeciwnicy oraz oczywiście na większej ilości obrażeń zadawanej głównemu bohaterowi.
Od strony graficznej jest dobrze, nawet bardzo dobrze. Wszystkie części oferują rozgrywkę w klasycznej rozdzielności 4:3 lub bardziej nowoczesnej 16:9. Osobiście polecam pierwszą opcję, ponieważ dodaje ona więcej klimatu całemu doświadczeniu bez widocznego rozciągania pikseli. Muzyka również stoi na najwyższym poziomie umilając pokonywanie kolejnych plansz. W opcjach możemy również wybrać ramkę, którą chcemy oglądać, kiedy gramy w rozdzielczości 4:3. I tutaj też pojawia się jedno zgniłe jabłko a na imię mu Mega Man X7 (tak wiem uczepiłem się tej siódmej części). Był to pierwszy romans serii z grafiką 3D i to widać. Postaci wyglądają jakby wyciągnięte żywcem z koszmaru, angielski dubbing zbliża się bardzo do kultowego udźwiękowienia klasycznego Resident Evil (Jill sandwich, pamiętamy) a największym grzechem jest fakt, że kamera od czasu do czasu bierze urlop i żyje własnym życiem. Na szczęście ósma odsłona naprawia większość tych błędów jednak ogólny niesmak pozostaje.
Przechodzimy w końcu do pytania, które zadałem na początku tekstu. Czy Mega Man X Legacy Collection 1+2 może zachęcić graczy do tej kultowej serii Capcomu? Z jednej strony tak, z drugiej strony nie. Otrzymujemy 8 kultowych gier w jednej edycji za całkiem przyzwoite pieniądze. Poza tym mamy okazje zapoznać się, z masą dodatków, które przybliżą nam całą serię oraz stawią przed nami nowe wyzwania. Jednak do tego otrzymujemy poziom trudności, który nawet z włączonym trybem „Rookie Hunter” daje w kość. Poza tym wszystkie tytuły bazują na tym samym schemacie, co będzie problemem dla graczy szukających nowych mechanik albo wciągającej fabuły. Nie należy również zapominać o fakcie, że w ramach kompilacji otrzymujemy Mega Man X7, które w opinii fanów jest najgorszą częścią całej sagi. Osobiście dałbym szansę tej kompilacji jak będzie dostępna w przecenie na PlayStation Store, a jeśli rzeczywiście chcecie zapoznać się z przygodami niebieskiego robota już teraz, to polecam zakup Mega Man Legacy Collection 1 a na część drugą poczekać jak trochę spadnie z ceny.
Grę do testów dostarczyła Cenega
Dodaj komentarz