Studio thatgamecompany jest studiem niezależnym, na szczęście ktoś z SONY odkrył ich potencjał. To połączenie zaowocowało podpisaniem w 2006 roku umowy na trzy gry, które studio miało dostarczyć do internetowego sklepu firmy. Z perspektywy czasu wiemy, że było to doskonałe posunięcie. Pierwszą z nich był Flow czyli rozwinięcie gry flashowej jednego z założycieli studia. Drugą sławny Flower, który porwał swoim klimatem niedzielnych jak i zapalonych graczy. Trzecią była właśnie Podróż, o ile Flow kompletnie nie trafił w moje gusta, Flower męczył – ale jako całość odbierałem go pozytywnie, to w Podróż wpadłem bez opamiętania.
Warto wspomnieć, nie grałem wcześniej. To był mój pierwszy kontakt z tytułem, pomimo że ma już na karku trzy lata. Wiedziałem czego się spodziewać, mimo wszystko gra zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Graficznie nie ma szału. Pomimo, że teraz wszystko jest w 1080p, świat nie ocieka dodatkowymi detalami, wszystko jest ostre, ale przeskok generacji nie zmienił gry pod względem odbioru. Na ogromny plus zasługuje sam design i zamysł artystyczny, klimat, stworzony światem i naszą wędrówką.
Oddzielny akapit poświęcę też oprawie dźwiękowej. Wcześniej myślałem, że to właśnie świat i minimalistyczna grafika tworzą ten szczególny klimat. Ale tu zdecydowanie pierwsze skrzypce gra strona audio, pojedyncze dźwięki składają się na utwory w podkładzie muzycznym z takim wyczuciem, niemal czuć narrację. Historia jest podkreślana, a nasze uczucia są nakierowywane melodiami na konkretny nastrój. Nie pamiętam kiedy byłem tak zauroczony muzyką bez wokali i wywarłaby ona na mnie takie wrażenie. Coś wyjątkowego zapadającego w pamięć.
Przechodząc do samej rozgrywki, poznajemy naszego wędrowca jako samotną postać na pustyni. Bez zbędnych wprowadzeń, ścian tekstu czy narratora, gra sugeruje nam, że naszym celem jest góra na horyzoncie. Na początku poznajemy mechanikę produkcji, poruszania się po piasku, możliwości ślizgania się przypominającego serfowanie po wodzie. Następnie znajdujemy szal umożliwiający skok, ale tylko wtedy kiedy jest „naładowany”, bardzo intuicyjny system. Łapiąc odpowiednie kule wydłużamy go, dzięki czemu możemy dalej skakać, a nawet latać. W ten sposób przemieszczamy się po świecie złożonym z kilku częściowo otwartych lokacji, czasami prowadzących nas w konkretnym kierunku w określonym tempie. Podczas podróży poza rozwijaniem postaci znajdujemy ołtarze z mozaikami rzucającymi światło na historię, bo interpretacja i to co z niej wyniesiemy będzie indywidualne dla każdego. Komunikacja ze światem polega na wysyłaniu aury wyglądającej jak fala dźwiękowa rozchodząca się od naszej postaci, swoistym „bipnięciu” i pokazaniu się losowych znaków przypisanych do naszej postaci. To one zastępują naszą nazwę z PSNu.
Tu zaczyna się najważniejsza dla mnie część tego tytułu, czyli tryb wieloosobowy. Grając samemu przez pierwsze pół godziny kompletnie wsiąkłem w klimat, czułem się wyjątkowo, ale też samotnie. Nagle zobaczyłem idącą postać. Poczułem się nieswojo, nie byłem sam w moim świecie. Początkowo nieufnie chodziliśmy obok siebie nie wiedząc co robić, po pewnym czasie połączeni celem biegaliśmy wspólnie, mając do komunikacji tylko ten specyficzny dźwięk. Wykonując kolejne zadania i wskazując sobie wzajemnie ciekawe miejsca wywiązała się między nami szczególna więź, zaczynaliśmy rozumieć się bez słów. W połowie przygody byłem już przywiązany do mojego towarzysza, wspólnie dbaliśmy o siebie, czekaliśmy w ważnych momentach, przyglądając się swoim poczynaniom z wyraźną troską, ogrzewaliśmy w zimnych partiach góry czy pomagaliśmy się dostać w trudno dostępne miejsca. Ważne jest, że jeśli jesteśmy blisko naszego kompana lub jego aury dźwiękowej, nasza moc skoku regeneruje się, dzięki czemu grając wspólnie możemy dosłownie latać. Dbając o tą bliskość, dającą większe możliwości odczuwamy potrzebę opieki tą druga osobą i przywiązania do niej. Zakończenie podróży zapamiętam na pewno na długo. Wyruszając w podróż kolejne razy, miałem czasami inne odczucia widząc różne sytuacje w mniej spokojnych częściach świata. Każdy gracz integruje się w inny sposób. Pisząc ten tekst chciałem mieć w tle podkład dźwiękowy z gry, po jakimś czasie obok mnie pojawił się inny gracz. Nie potrafiłem go tak zostawić, więc pograliśmy kilkanaście minut. Poczułem się jego mentorem pokazując mechaniki gry i chciałem odejść. Jednak kiedy moja postać siadała, ja zaczynałem pisać, on usiadł obok mnie i siedział, czekał aż wrócę do gry. Po kilku minutach wróciłem i przebyliśmy wspólnie przygodę. Tu nie jest łatwo się rozstać.
Produkcja jest specyficzna, prawdopodobnie nie każdy polubi taki styl rozgrywki, ale sprawia ogromne wrażenie i pomimo, że cel możemy osiągnąć po 2h grania, sama „podróż” jest czymś koniecznym do przeżycia. Każdy kto wcześniej zakupił w PS Store wersję na PS3 może wrócić do gry bez dodatkowych opłat. Może różnice nie są znaczne, ale warto przeżyć to jeszcze raz. Jeśli macie odczucie, że gra może wam się spodobać nie wahajcie, warto zagrać.
Grę do recenzji dostarczył wydawca firma SCEPoland



























Dodaj komentarz