To czego potrzebuje nasza przenośna konsolka, to solidne, ekskluzywne produkcje. Właśnie takim tytułem próbuje być Oreshika: Tainted Bloodlines i wychodzi jej to bardzo dobrze.
Miejsce akcji zostało ukształtowane na podobieństwo feudalnej Japonii. W historię jesteśmy wprowadzeni przez doskonale wykonaną scenkę anime, która z grubsza tłumaczy najważniejszą część, wręcz rdzeń rozgrywki. Wszystko zaczyna się od tego, że w wyniku prawdopodobnie spisku na nasz klan zostają rzucone dwie klątwy – pierwsza nie pozwala nam na przedłużanie linii klanu z innymi ludźmi, druga ogranicza czas życia każdego członka rodziny do dwóch lat. Z nie do końca wiadomych przyczyn, jedno z bóstw wyraża chęć pomocy i daje możliwość zemsty na istotach odpowiedzialnych za sprowadzenie hańby na rodzinę. To właśnie te nieudogodnienia stają się główną mechaniką rozgrywki.
Grę rozpoczynamy od stworzenia głowy rodu oraz kilku innych członków familii, którzy będą na początku pomagać nam z hordami demonów. System tworzenia postaci jest rozbudowany w odpowiednim stopniu. Nie mamy tutaj do czynienia z setkami kształtów uszu, oczu, brwi itd. Wszystkiego jest w sam raz i bez problemu powinniśmy stworzyć przypadającą nam do gustu postać. Ciekawą opcją jest stworzenie twarzy postaci na nasze podobieństwo za pomocą Vitowej kamerki. Zapewniam, efekty mogą być bardzo ciekawe (żeby nie powiedzieć komiczne). Gdy już będziemy zadowoleni z wyglądu protagonisty, możemy zabrać się za przydział profesji. Możemy wybierać spośród mistrza sztuk walki wręcz (Martial Artist), łucznika (Archer), szermierza (Fencer) i kilku innych ciekawych klas. Jeśli wybierzecie łatwy poziom trudności, wybór profesji nie powinien być problemem i dowolna kombinacja będzie się spisywała równie dobrze. Na wyższych poziomach trudności odpowiednie dobranie drużyny może być kluczowe.
Ograniczenia czasowe nie są niczym nowym dla fanów jRPG (np. Persona 4), dlatego też nie wydawało mi się to na początku wielką przeszkodą. Szybko okazało się, że byłem w wielkim błędzie. Tutaj powinienem wspomnieć o najważniejszej części gry, czyli lochach oraz kalendarzu. Pojedyncza wyprawa do lochów trwa zawsze tyle samo i wynosi miesiąc. Czas podczas przebijania się przez przeciwników i eksploracji labiryntu upływa niemiłosiernie i możemy to obserwować na płomieniach w prawym, dolnym rogu ekranu na ramce wokół mini mapy. Gdy ostatni z płomieni przestaje się tlić, mamy do wyboru, albo wrócić do rezydencji klanu lub przeznaczyć kolejny miesiąc na potyczki z demonami. Z dłuższymi pobytami łączy się bardzo uważne monitorowanie stanu zdrowia naszej drużyny. Pomimo tego, że bohaterowie będą posiadać wysoką wartość punktów życia, to zła kondycja może przyczynić się do śmierci.
Bardzo ważne jest zwracanie uwagi na kalendarz i miesiąc w którym pojawia się festiwal demonów. Jedynie dotarcie do punktu, który jest swoistym wejściem na taką paradę i pokonanie bossa pozwoli nam na posunięcie się w fabule do przodu. Jeśli podczas trwania tego miesiąca nie znajdziemy w lochu tego punktu, będziemy musieli czekać rok, aby mieć na to szansę ponownie. Gra w żaden sposób nie wymusza na nas postępu fabularnego. Jeśli jesteśmy w stanie ciągle przedłużać linię klanu za pomocą bóstw, nic nie stoi na przeszkodzie, aby nie tykać fabuły przez dziesięć bądź więcej lat. Nie znalazłem żadnej informacji na temat ograniczeń czasowych w tej materii, więc prawdopodobnie ich nie ma. W tym momencie gra może stać się frustrująca. Mogą mijać lata, a my ciągle możemy nie znaleźć tego jednego punktu w lochu. Bezlitośnie przemijający czas staje się wtedy naszym wrogiem. Szczerze mówiąc, to wolę, gdy jRPG nie zmusza mnie do szybkiego przemierzania labiryntów, a pozwala na powolną, nieskrępowaną eksplorację.
Po każdym wygranym pojedynku otrzymujemy punkty przychylności, które pozwalają nam wiązać się z bóstwami i płodzić z nimi dzieci, będące przedłużeniem naszego rodu. Musimy to robić bardzo regularnie, gdyż nowonarodzony członek klanu potrzebuje kilku miesięcy, aby być w pełni sił i stanąć z nami ramię w ramię w walce z demonami. Przecież nie chcemy znowu wyginąć, prawda? Im więcej punktów przychylności posiadamy, tym potężniejsze bóstwo zainteresuje się naszą ofertą i pozwolą na stworzenie silniejszych potomków.
Potyczki zachowały najbardziej standardowy dla gatunku format, czyli są w pełni turowe. Zastosowano tu również popularną mechanikę zaskakiwania wrogów, atakując ich od tyłu. Daje nam to element zaskoczenia i niemalże zawsze atakujemy pierwsi. Nasi wrogowie zawsze poruszają się w grupach (oprócz bossów) posiadających przywódców. Pomimo, że na planszy może być kilku wrogów, pokonanie przywódcy zapewni nam zwycięstwo. Z reguły są oni łatwo rozpoznawalni i stoją na skraju całej gromadki. Ta mechanika działa również w drugą stronę – jeśli głowa naszego rodu (a zarazem szef drużyny) skona na polu walki, automatycznie przegrywamy.
Oprócz naszych głównych zajęć, w czasie przerwy między wyprawami możemy ulepszać nasze miasto. Dzięki temu w sklepach pojawia się więcej lepszych towarów.
Na pochwałę zasługuje zespół odpowiedzialny za oprawę graficzną. Ręcznie rysowane demony oraz efekty umiejętności zostały utrzymane w charakterystycznym dla epoki stylu. Dwuwymiarowe grafiki przeciwników w teorii powinny gryźć się z trójwymiarowymi postaciami oraz otoczeniem, ale tak się nie dzieje. Wygląda to wręcz znakomicie. Poruszające się w tle krajobrazy narysowane na tkaninach sprawiają wrażenie teatralnego spektaklu i nadają rozgrywce unikalnego klimatu, zawieszonego gdzieś między rzeczywistością i nie do końca zrozumiałym, abstrakcyjnym światem pozagrobowym. To wszystko zostało wsparte przez niesamowitą, egzotyczną ścieżkę dźwiękową.
Oreshika to z pewnością nie gra dla każdego. Specyficzna mechanika ogranicza grono odbiorców do najbardziej zagorzałych miłośników jRPG, co nie oznacza, że jest to zła produkcja. Fabuła niestety, przez większość czasu nie gra tutaj pierwszych skrzypiec. Sięgając po ten tytuł musisz nastawić się na sporą dawkę powtarzalności, która z czasem może przeobrazić się w tak bardzo niechcianą monotonię. To co może przytłoczyć, to natłok informacji na samym początku rozgrywki, który jest konieczny przy tak skomplikowanej mechanice, ale zniechęci nowych graczy. Na pewno nie jest to dobra produkcja, aby rozpocząć przygodę z gatunkiem.









Dodaj komentarz