Każda branża ma swoje odzwierciedlenie w parodii, nie inaczej jest z grami wideo, które wreszcie doczekały się godnego odpowiednika Leslie Nielsena.
Omawiana dziś przeze mnie gra jest swego rodzaju remasterem produkcji o tytule Hyperdimension Neptunia o lekko zmienionej zawartości. Jeśli graliście w podstawową wersję gry, to wiecie czego mniej więcej możecie się spodziewać. Jednakże zmiany są tak wielkie, że z czystym sumieniem mogę napisać, że RE:Birth 1 to dzieło stworzone niemal od podstaw.
Dzieło Felistelli i Idea Factory to w 100% typowy przedstawiciel gatunku jRPG. Jednak humor jest tym, co wyróżnia Neptunie od całej reszty konkurencji. Wyobraźcie sobie, że cała głupota znana z takich filmów jak Naga Broń, Ace Ventura, SuperHero oraz Hot Shots, zostaje skumulowana i załadowana do tej gry i jest uwalniana średnio co 5 zdanie w każdym dialogu, scence, w każdej postaci, a nawet elemencie otoczenia.
Teraz zatem mogę przystąpić do opisywania fabuły. Rzecz dzieje się w krainie, która nazywa się Gamindustri – z angielskiego Game Industry czyli przemysł gier wideo. Owa kraina została ogarnięta Wojną Konsolową – po angielsku Console War, a toczy się ona pomiędzy czterema państwami i ich boginiami – zwanymi CPU (Console Patron Unit); Planeptune z Neptune na czele, Lastation z Noire, Leanbox z Vert oraz Lowee z Blanc. Państwa te symbolizują i odzwierciedlają stan rzeczy z rynku konsol lat 90-tych i początków XXI wieku. Marki, które reprezentują, a właściwie parodiują twórcy to odpowiednio; Sega, PlayStation, Xbox oraz Nintendo.
Gra wita nas cut-scenką przedstawiającą kłótnię głównych bohaterek i już na wejściu tłumaczy nam, że Hyperdimension stawia na humor przez gigantyczne H. Tak jak to było w historii, przy okazji bitwy o panowanie już na starcie ze stawki odpada Neptune, bogini Planeptune – tak jak dreamcast upadł już po 15 miesiącach od początku swojego istnienia. Tutaj zatrzymajmy się przy konstrukcji tak zwanych scenek przerywnikowych. Typowo dla rdzennie japońskich produkcji mamy tu do czynienia ze statycznymi tłami, na których pojawiają się lekko poruszające się portrety postaci, a tuż pod nimi widnieje ramka z wypowiadanym tekstem – czyli takie coś, co macie w każdej produkcji sim-date. Wersja RE:Birth może pochwalić się świeższym i dużo bardziej obszernym voice actingiem.
Jeśli chcecie się wczuć w ten niepowtarzalny klimat polecam odpalenie japońskich głosów z angielskimi napisami. Zachodni dubbing jest pozbawiony emocji, miałki i po prostu nudny.
Wracając do fabuły. Tuż po upadku, Neptune budzi się w ciemnej przestrzeni, gdzie zaczyna swoje przemyślenia od zamartwiania się nad tym, czy ktoś nie ma dostępu do jej „specjalnej” kolekcji na laptopie podczas jej nieobecności. Następnie odzywa się do niej tajemniczy głos, który wyjaśnia, że straciła pamięć, jest na ziemi i musi wykonać pewne, ważne zadanie. Głos ma na imię Histoire – można powiedzieć, że ta postać symbolizuje historię i wie wszystko o Gamindustrii.
Neptune mdleje i budzi się w domu przeuroczej pielęgniarki imieniem Compa. W trakcie rozmowy wynika, iż nasza główna postać spadła z nieba, niczym spadająca gwiazda i wbiła się w ziemię niczym miecz z „Soul E…” w następnym zdaniu padło również słowo Excalibur – wiadomo, do jakiej serii piją twórcy.
Compa niestety jest taką sierotą, w pozytywnym tego słowa znaczeniu, że nie potrafi wymówić Neptune, dlatego też zwraca się do niej per Nep-Nep – jest to tym bardziej dziwniejsze, gdyż umie wymówić Planeptune. Dodatkowo nasza główna bohaterka momentalnie uzależniła się od puddingu, o którym będzie wspominać kiedykolwiek i gdziekolwiek się tylko da. Kolejną bohaterką jaką spotkamy na swojej drodze jest IF, którą kompanki będą nazywały Iffy.
A co jest głównym zadaniem trójki naszym bohaterek? Odkrycie źródła pojawiania się potworów na całym świecie. Podczas swojej całej podróży spotkamy oczywiście wszystkie pozostałe boginie, tajemnicze postacie o tajemniczych imionach pokroju „Konwersacja”, pan Yvoire, na którego bohaterki mawiają „Pan Zły-blablanieznamtwojegoimienia”, dziwnych naukowców oraz masę, masę postaci epizodycznych.
Świat gry został podzielony na multum pomniejszych lokacji, do których wchodzimy z poziomu mapy całej Gamindustri. Poza lokacjami, możemy też odnaleźć przeróżne stworzenia, które rozdają nam plany, dzięki którym będziemy mogli wytworzyć różne przedmioty. W taki sposób napatoczymy się na Kota, Psa, Gracza numer 2, G2, Davida Snake’a, który jest kartonowym pudełkiem bądź Łowcę Noobów. Ponadto podczas przechadzek po lokacjach możemy spotkać kolejne osoby. Jako przykład można podać dziewczynę ubraną jak Jin Kazama imieniem Tekken (grywalna) i akwizytora, który stara się nam wcisnąć edycje kolekcjonerską swojej gry.
Tak jak każde japońskie dzieło, Hyperdimension Neptunia Re:Birth 1 ma setki, tysiące, dziesiątki tysięcy linii dialogowych – z czego również śmieją się sami twórcy robiąc wstawki typu; „Ale nuda, mam już dość tej powagi, a naszym graczom nie chce się już czytać tyle tekstu”. W dodatku całą grę można podzielić na dwa etapy – krótkie chwile powagi, dramatyzmu i głębokiej fabuły oraz 95% rozmów, w których żarty padają co 3-4 zdania. Każda lokacja jest przez bohaterki nazywana „Dungeonem”. Krótko mówiąc z Neptune i ekipą uśmiejecie się jak nigdy!
Jak przystało na przedstawiciela gatunku jRPG dzieło Idea Factory ma bardzo dobrze skonstruowany system walki turowej. Gdy na swojej drodze spotkamy wrogów przechodzimy w tryb bojowy. Nasza arena zostaje uformowana w koło, po którym możemy się do woli poruszać i wybrać z której strony wykonamy atak. W zależności, czy przed bezpośrednim starciem uderzymy przeciwnika to my, lub właśnie oni wykonają pierwszą sekwencję ruchów. Każda z naszych bohaterek ma określony zasięg ataku, albo jedno pole, albo 3 w szerz bądź trzy pola wzdłuż przed sobą.
Rozwiązań taktycznych mamy tutaj od groma, gdyż serię wyprowadzanych ciosów możemy dopasować do swoich predyspozycji. Chodzi tu o to, że za pomocą kwadratu, kółka i trójkąta wykonujemy różne typy ciosów, które można ze sobą mieszać, co wiąże się z tworzeniem efektowniejszych kombosów. Wraz ze zdobywaniem wyższych poziomów doświadczenia odblokowujemy kolejne ruchy. Poza tym im więcej walk stoczymy przy jednej wizycie w dungeonie tym wyższe poziomy wskaźnika EXE Drive otrzymamy. Gdy takowy zdobędziemy to każda sekwencja walki kończy się efektownym i silnym finiszerem. Drugą formą wykorzystania EXE Drive jest wykonanie jednorazowego potężnego ataku, który kosztuje jeden stopień wskaźnika – coś na zasadzie Limitów z Final Fantasy VII, lecz mocno zmodyfikowanego.
Aby tego było mało twórcy podzielili te ataki na samodzielne i grupowe – robione w parach lub całą formacją bojową. System par został skonstruowany tak, aby nadprogramowe postacie w naszej grupie stanowiły wsparcie i zamiennika dla osoby, z którą ma najlepsze relacje – nazywane Lilly Rank. Każda para ma też swój unikatowy finiszer. Ostatnim elementem systemu walki są umiejętności, poniekąd magiczne zwane SP Skill. Dzięki nim możemy również odróżnić klasy reprezentowane przez bohaterki; Compa ma umiejętności leczące, zatem w zespole tworzy healera, IF daje różnorodne buffy i ataki obszarowe, a Neptune jest typowym DPS-em.
Podczas przemierzania Dungeonów możemy też zebrać różne pozostawione w nich przedmioty potrzebne do craftingu. Japończycy bardzo dokładnie przemyśleli cały system wytwarzania przedmiotów i podzielili go na różne kategorie. Po pierwsze z otrzymanych planów możemy sobie wytworzyć broń, ubrania, chipy do zmieniania statystyk i wiele rodzajów mikstur. Oczywiście aby plan mógł zadziałać, musimy zebrać odpowiednie pierdoły w Dungeonach, zaś aktywowanie planu zajmuje pewną ilość mb, co zmniejsza dostępną przestrzeń w pamięci Neptune – poszerzamy ją znajdując fragmenty kluczy. Dodatkowo, aby nadać sobie umiejętności pasywne musimy zdobyć czyste płytki CD lub kasety, na których będą one wypalane/nagrywane. A co da nam stworzenie takich płytek? Możemy obniżyć koszty rzucania czarów, sprawić, że po każdej walce odzyskamy trochę życia i punktów SP, bądź uodpornimy się bardziej na niektóre typy ataków.
Tutaj przejdźmy do kolejnych metod zmieniania swoich statystyk, a mianowicie do akcesorium takich jak ubrania, bransoletki i procesory. Dla osób lubiących cosplaye i różnego rodzaju przebieranki twórcy stworzyli masę stroi, w które można przebrać nasze bohaterki – znajdziecie tu nawet kocie uszka. Bransoletki, naszyjniki i inne tego typu pierdoły mogą podnieść nam siłę, witalność, bądź ilość punktów SP. Tak samo działają procesory, jednakże ich moc tyczy się tylko CPU.
W każdym mieście możecie również zebrać zadanie poboczne od miejscowych Gildii, za wykonanie których otrzymacie małe nagrody i pieniądze. Misje polegają głównie na zebraniu czegoś, zabiciu określonej liczby stworów bądź rozwaleniu jednego wielkiego przeciwnika. A z czym będziemy musieli się zmierzyć? Bestiariusz jest przebogaty. Na swojej drodze spotkacie chodzący budyń, uśmiechnięte kwiatki, obleśnego grubasa we flanelowej koszuli, który nosi nazwę „Super Otaku”. Najdziwniejszym rywalem jest chyba screenshot – tak w tej grze będziecie się bić ze screenem. W wielu dungeonach znajdują się też wielkie kreatury, które bardzo, naprawdę BARDZO trudno ubić mając niski poziom doświadczenia.
Oprawa audiowizualna Hyperdimension Neptunia RE;Birth 1 stoi na bardzo przyzwoitym poziomie. Grafika względem oryginału została nieco poprawiona, muzyka skomponowana bardzo adekwatnie do danych sytuacji, co jeszcze bardziej podkręca klimat całej produkcji.
Reasumując, jeśli znacie się na historii naszej branży, macie duży dystans do siebie i gier, a także lubicie „japońszczyzne”, to zdecydowanie polecam wam zakup całkowicie nowych, zarazem starych, przygód Nep-Nep i spółki.
Zaś dla osób, którym seria przypadnie do gustu rekomenduję obejrzenie Hyperdimension Neptunia The Animation oraz przeczytanie mangi Hyperdimension Neptunia: Hello New World.































Ale ten puding jest bardzo dobry 😉