Wyobraźcie sobie Destiny z lotu ptaka w połączeniu z mechaniką znaną z Dead Nation – tym właśnie jest Helldivers.
Helldivers to oddział żołnierzy, którzy strzegą Galaktyki, a w szczególności Super Ziemi. Gracz wciela się w rolę jednego z nich. Helldiversi przypominają bardzo postaci występujące w Destiny. Do naszej dyspozycji jest nawet mały kreator postaci. Możemy wybrać sobie hełm, zbroję i pelerynę – nowe elementy zdobywamy wraz z postępami w grze, jednak nie mają one wpływu na rozwój naszego bohatera.
Super Ziemia jest umieszczona w samym centrum Galaktyki, którą zamieszkują trzy rasy: Robale, Cyborgi i Oświeceni, oczywiście wszyscy wrogo nastawieni do Super Ziemi.
Fabuła nie ma tu żadnego znaczenia, ot wyruszamy na kolejne planety w celu wykonania konkretnych zadań. Zazwyczaj jest to wysadzenie jakiegoś obiektu, eskorta inżynierów, odnalezienie dokumentów, wystrzelanie rakiety lub wyłączenie wrogich dział.
W zależności od tego, czy czujemy na siłach i ile mamy wolnego czasu, gra oferuje nam planety z dwunastostopniowym poziomem trudności. Oczywiście im trudniej, tym więcej zadań do wykonania, więcej obcych do wyeliminowania i lepsze nagrody na koniec misji.
Niestety, jeżeli jesteście samotnymi wilkami, to szybko porzucicie szeregi oddziału Helldivers. Poziomy trudności zostały tak wyważone, aby planety zwiedzać w kooperacji. Dla mnie komfortowa gra solo skończyła się na piątym poziomie trudności i pomimo małej liczby graczy przed premierą szybko starałem się dołączać do misji innych graczy.
Naszym domem jest statek kosmiczny. To na nim dokonujemy wyborów, na którą planetę chcemy uderzyć, możemy na nim także przeglądać, w co grają inni gracze, którzy upublicznili swoją rozgrywkę. W przypadku, gdy jest wolne miejsce, to szybko możemy dołączyć do bitwy. Na pokładzie statku mamy możliwość przeglądania encyklopedii, która podpowiada nam taktyki oraz opisuje świat i przeciwników.
Jednak jednym z najczęściej odwiedzanych miejsc będzie „uzbrojenie”. To tutaj modyfikujemy wygląd naszego żołnierza, przeglądamy i ulepszamy broń oraz manewry. Podczas gry zdobywamy próbki badań, które porozrzucane są na planetach. Za każdą dziesiątkę takich próbek otrzymujemy monetę, którą później możemy przeznaczyć na różnego rodzaju ulepszenia.
W arsenale Helldiversa jest całe mnóstwo różnych karabinów, strzelb i wyrzutni rakiet, które nie tylko strzelają ołowiem, ale i laserami. W grze nie zabrakło pojazdów. Wraz z postępami fabuły odblokujemy Egzokombinezon EXO (kopia Tytana z nowego Call of Duty) czy pojazd opancerzony.
Natomiast manewry są naszym wsparciem z Orbity. To coś na wzór zaopatrzenia z „Call of Duty” tylko, że w Helldivers nie musimy zabić konkretnej liczby przeciwników, aby otrzymać do niego dostęp.
Przed rozpoczęciem każdej misji gracz może wybrać do czterech różnych manewrów, które przydadzą mu się na danej planecie. Manewrów jest bardzo dużo, a więc mamy w czym wybierać. Może to być zrzut amunicji (amunicja kończy się baaardzo szybko), jakaś specjalna broń typu miotacz ognia, LKM, czy wyrzutnia rakiet, tytan, pojazd opancerzony, różne naloty, czy bomby do wysadzania konkretnych miejsc.

Aby wezwać zrzut musimy nacisnąć L1 i wcisnąć odpowiednią kombinacje na D-Padzie, następnie rzucamy flarę i czekamy na transport – teraz już domyślacie się, czemu gra solo nie ma sensu. Aby wezwać zrzut potrzebujemy trochę czasu na wklepanie kombinacji i spokojnego miejsca, aby go odebrać.
Jak zaznaczyłem Helldivers jest ściśle nastawione na kooperacje. Warto od samego początku mieć na uwadze, że w grze jest tzw. „sojuszniczy ogień” i nie da się tego wyłączyć. Oznacza to, że możemy zabić innego gracza nie tylko strzelając do niego, ale także możemy go rozdeptać tytanem, przejechać pojazdem, czy wysadzić. Warto mieć także na uwadze cień, który robią zrzuty z Orbity, aby coś nie spadło nam na głowę i za szybko nie zakończyło naszej przygody.
Zraniony gracz nie ginie od razu, pada na ziemię i musi liczyć, że ktoś z drużyny szybko go podniesie. Gracz może także uratować siebie szybko wciskając X, jednak zazwyczaj szybciej się wykrwawisz, niż zdążysz sam się podnieść – kolejny argument, aby nie grać samemu.
Grając w kooperacji śmierć nie oznacza końca gry, czy oglądania jak sobie radzą partnerzy. Wystarczy, że jeden z nich wezwie przez radio naszą kapsułę wciskając odpowiednią kombinacje klawiszy i już wracamy na pole walki. Niestety jeśli gramy solo, to nasza przygoda na planecie kończy się po dwóch zgonach, a w kooperacji misja kończy się niepowodzeniem, gdy wszyscy gracze zginą.
Planet jest całe mnóstwo i nigdy się nie skończą. W przypadku, gdy ukończymy planetę 5 poziomu trudności, to możemy ponownie się na nią wybrać, jednak będą już inne zadania i ukształtowanie terenu. Dotychczasowe planety, jakie udało mi się odwiedzić wyróżniały się krajobrazem arktycznym, pustynnym i leśnym.
Wrogów, jakich możemy spotkać też jest cała masa, od zwykłych piechurów, czy robali, po opancerzone duże maszyny czy gady, wymagające specjalnej amunicji przeciwpancernej.
Sterowanie jest bardzo zbliżone do Dead Nation, lewym analogiem poruszamy postacią, a prawym celujemy. R2 służy za strzał, L2 za granat, L1 wzywamy manewry, a R1 przeładowujemy. Warto zaznaczyć, że przeładowując niepełny magazynek tracimy niewykorzystane naboje. Kółkiem zadajemy atak wręcz, kwadratem padamy na glebę (np. pod ostrzałem naszej wieżyczki – „sojuszniczy ogień” pamiętajcie), trójkątem zmieniamy broń (bronią poboczną jest zawsze pistolet) X odpowiada za interakcje, a panel dotykowy odpala minimapę.
Warto wspomnieć, że kamera działa tutaj podobnie jak w Dead Nation, czyli wszyscy gracze muszą widzieć siebie na ekranie. Niestety czasem zdarzyło się, że jakiś gracz się zagapił i znikał na kilka sekund z ekranu.
Helldivers jest w systemie cross-buy, więc kupując grę raz otrzymujemy wersje na wszystkie trzy konsole. Wersja na PS Vita nie różni się niczym oprócz pogorszonej grafiki (okolicznościowe spadki animacji!) i sterowania, które w przypadku PS Vita jest cholernie spaprane. Aby przeładować broń trzeba przesunąć po prawej stronie tylnego panelu dotykowego, aby rzucić granat trzeba przesunąć po lewej stronie panelu. Ja rozumiem, że brak przycisków R2 i L2 to problem na PS Vita, ale można było to sterowanie lepiej dostosować albo chociaż dać możliwość manualnego konfigurowania przycisków.
Teoretycznie walki w Helldrivers nie mają końca. W obronie Super Ziemi lub podboju Galaktyki biorą udział gracze z całego świata. Ograniczyć może nas tylko ilość wolnego czasu lub platynowe trofeum, które jest tylko czasochłonne. System rankingowy także jest tutaj zbliżony do tego z Dead Nation.
Niestety Helldrivers od strony graficznej trochę mnie rozczarował. Jeżeli chodzi o krajobraz planet, wykonanie wszelkich jednostek, wrogów, budynków, to widać trochę niedociągnięć, czy poszarpanych krawędzi. Na szczęście produkcja nadrabia to świetną animacją, dziąlka czy karabiny wypluwają łuski, pusty magazynek pada na ziemie. Widowiskowo prezentuje się moment wybuchu hellbomby. Z kolei wystrzały, wybuchy, wszelkie komendy przez radio, ryki potworów cieszą uszy. Także ścieżka dźwiękowa jest świetnie dobrana. W szczególności, jeżeli oglądacie filmy science fiction to przypadnie wam ona do gustu.
Helldivers to świetna gra dla fanów kooperacji, gra trudna i wymagająca, ale w grupie zawsze łatwiej. Nawet z przypadkowymi ludźmi gra się dobrze, o ile nie traficie na wariatów, którzy strzelają do wszystkiego, co się rusza włącznie z własnym oddziałem.
Galeria z PS Vita:
Grę na potrzeby recenzji dostarczył dystrybutor – SCE Polska








































Dodaj komentarz