Traveller’s Tales od lat dostarcza nam gry z klockami LEGO w rolach głównych polanych sosem z różnych marek. Tym razem postanowili zrezygnować z innych licencji i skupili się na ogromnej bazie duńskich klocków w losowo generowanych światach. Zmienło to grę całkowicie, właściwie to nawet nie kwestia zmiany, to kompletnie inne podejście do zabawy.
Teraz wcielamy się w rolę architekta i, tak jak w filmie LEGO Przygoda, możemy zmieniać i budować różne elementy otoczenia. Niestety nie dostajemy przez to żadnej złożonej historii, do których przyzwyczaiły nas gry spod szyldu LEGO. Nie zmieniamy postaci, żeby wykorzystać ich unikalne zdolności i nie mamy zamkniętych przemyślanych poziomów.
Wszystko zaczyna się w małym losowo generowanym świecie, w którym musimy wykonywać proste zadania, żeby pozyskiwać złote klocki. Na zebranie czeka ich 100, pozwalają one ulepszać nasz statek, dzięki czemu możemy podróżować do coraz większych światów. Ostatnim progiem jest 80, gdzie otwiera się przed nami dostęp do „ogromnych światów”. Różnią się krajobrazami i „pakietami klocków”. Mamy zielone lasy, żółte pustynie, przestrzenie skute lodem, tereny wulkaniczne, dużo wody (pod którą też możemy się poruszać), cukierkowe krainy i nie tylko. Wszystko zrobione z klocków, co ma swój niepowtarzalny urok. Niestety, jak odwiedzamy 15 świat, który ma podobne moduły, pustynia-lód-las-pustynia-woda-cukierki-las możemy poczuć znużenie. Ale jeśli chodzi o ich wielkość nie można narzekać, a po zebraniu 100 złotych klocków możemy też je samemu tworzyć zamiast losować. Wybór kolejnych światów wygląda jakbyśmy latali na inne planety.
Co właściwie robimy?
Cały czas szukamy złotych klocków, które pozwolą nam polecieć w głąb galaktyki. Żeby je dostać, wykonujemy ciągle te same zadania. Musimy posadzić kilka kwiatków czy innych elementów tam, gdzie sobie życzy zleceniodawca. Innych musimy bronić przed kilkoma atakującymi przeciwnikami, kolejni chcą, żebyśmy im zrobili zdjęcie z jakimś elementem, który najczęściej trzeba wygenerować. Są też bardziej twórcze misje jak pomalowanie komuś budynku czy np. pasa startowego, czasami też trzeba wybudować komuś dom lub uzupełnić istniejący np. o dach. Czasami też musimy uwolnić jakiegoś legoludka z opałów, wycinając jakiś fragment terenu. Wszystko fajnie, ale już po odwiedzeniu kilku światów zadania zaczynają się powtarzać i to na masową skalę.
Skanowanie i budowanie
Trzeba przyznać, że nasz ludzik – którego oczywiście możemy dowolnie ubierać – ma dużo przydatnych gadżetów. Naszym głównym przyrządem jest Narzędzie Odkrywania. Skanujemy nim nowo-napotkane elementy konstrukcji, zwierzęta czy postacie, dzięki czemu możemy je kupić za zbierane klocki stanowiące walutę, jak w każdej grze LEGO. Najważniejsze jest, że później tym narzędziem możemy wklejać te elementy dowolnie jak chcemy. Dosłownie możemy zbudować osiedle w ciągu 2 minut, strzelać krowami w powietrze, czy wypełnić dziedziniec średniowiecznego zamku samochodami. Przykłady można mnożyć w nieskończoność. Pojazdów, zwierząt, postaci czy elementów wystroju jest masa. Jeśli potrzebujemy czegoś do zadania, pojazdu lub zwierzęcia do przemieszczania się, albo nawet Sfinksa, który idealnie nam się skomponuje ze średniowiecznym zamkiem, wszystko da się zrobić. Większe konstrukcje też możemy tworzyć na zawołanie; ogromne budynki z wystrojem w środkach, całe zamki, posterunki policji, zagrody dla dinozaurów, różne chatki, stajnie dla jednorożców, dziesiątki większych budynków, które możemy umieścić w naszym świecie. Żeby móc umieszczać te różne elementy trzeba się nieźle nachodzić i, co najważniejsze, nakopać. W trakcie zabawy zebrałem ponad 800 takich unikalnych elementów. Najlepsze są te wielkie budowle z dużych zestawów klocków, które musimy znaleźć w skrzyniach. Dotarcie do nich nie jest takie łatwe, poza różnymi, które znajdziemy eksplorując świat. Większość jest ukryta w systemach jaski pod powierzchnią, do których będziemy musieli dotrzeć kopiąc. I to jest coś, co robiłem przez połowę czasu z grą. Wykorzystujemy do tego kolejny gadżet – narzędzie krajobrazu. Możemy nim wycinać i dodawać „sześciany” różnych terenów. Możemy też równać i modelować dowolnie teren. Jeśli gdzieś brakuje wam góry, albo chcecie się wkopać w podłoże na 40 metrów wgłąb, żeby zebrać skrzynkę, to zrobicie to w kilka sekund.
Jeszcze więcej gadżetów
Kolejnymi gadżetami są narzędzie kopiowania i narzędzie budowy. Pierwszym możemy powielać nasze lub gotowe już budowle i dodawać je do katalogu jako gotowe do wykorzystania modele. Co fajne, możemy wyciąć sobie z większej całości interesującą nas część, np. daną wieżę z zamku. Narzędzie budowy służy do konstrukcji własnych projektów. Tu możemy klocek po klocku, jakbyśmy siedzieli na dywanie, tworzyć wszystko co tylko chcemy. Oczywiście, żeby to komfortowo robić warto najpierw poświęcić dużo czasu na poszukiwanie tych elementów. Żeby dostać te uniwersalne najmniejsze klocuszki, często musimy gonić zielone stworki, które trzymają je nad głową i uciekają przed nami. Jest też tryb szybkiej budowy, gdzie mamy w jednym miejscu wszystkie gadżety i możemy szybciej się między nimi przełączać. Obsługa tego wszystkiego mogłaby być lepiej zaprojektowana, ale po kilku godzinach się do tego przyzwyczajamy. Zdobywając złote klocki dostajemy też nowe przedmioty użytkowe do ekwipunku. Aparat, latarnia ręczna do oświetlania jaskiń, wyrzutnia lin do przemieszczania się a la Batman, blokospluwa, która strzela dużymi klockami i jetpack. Poza tymi, zbieramy też inne elementy ekwipunku jak masa mieczy, instrumentów muzycznych, pistoletów, bomb czy pożywienia, które dajemy napotkanym postaciom i zwierzętom.
Gry spod szyldu LEGO zainteresowały mnie kilka lat temu głównie ze względu na kanapową kooperacje. Tu też jest obecna, możemy grać na podzielonym ekranie jak i online. Niestety jeden kompan to mało jak na grę tego typy, w cztery osoby byłoby znacznie zabawniej. Niestety online nie mogłem znaleźć nikogo wśród znajomych, a jak zaczynałem grę jako host, nigdy nikt nie dołączył. Jeśli chodzi o podzielony ekran, poza technicznymi aspektami jest masa dobrej zabawy. Oczywiście pojawia się wtedy problem zawiłego sterowania, z czym mogą mieć problem młodsi. Ale każdy powinien znaleźć dla siebie coś ciekawego, jedni będą produkowali taśmowo wiewiórki a inni niszczyli świat. Aczkolwiek finalnie wolę wspólną grę w innych odsłonach LEGO.
Techniczna strona klocka
Jeśli chodzi o to, jak gra wygląda, to tu nie można było mieć dużych wymagań, ale też wszystko wygląda dobrze i schludnie, klocki jak klocki. Wszystko wygląda jak w realnych zestawach, są mniejsze i większe elementy z prawdziwych pudełek, które się doskonale komponują. Klimat jest świetny, ale jest też łyżka dziegciu. Pole widzenia w grze jest tragiczne. Dopóki chodzimy lub stoimy jest wszystko ok, horyzont jest blisko ale nie przeszkadza. Cyrk się zaczyna kiedy wsiadamy do jakiegoś pojazdu, a już zwłaszcza kiedy jest to samolot lub pojazd obcych. Lecąc, potrafimy się zatrzymać dosłownie w miejscu i po kilku sekundach wyrasta przed naszymi oczami góra lub drzewo, o które zahaczyliśmy. Bardzo to też rzuca się w oczy kiedy wejdziemy na coś wysokiego jak roślina, która wyrosła z magicznej fasolki, góra czy jakaś wieża. Spoglądając w dół, widzimy jak małe pole widzenia zostało nam zaserwowane. Jeśli chodzi o cienie i fizykę, to jest przyzwoicie. Fajnie wygląda zmiana pory dnia i wędrujące cienie, ale nic nie zrekompensuje tych wyskakujących przed oczami elementów.
Nadepnąć klocka w nocy
Technicznie jest niestety więcej bolączek, gra potrafi zgubić klatki (na zwykłym PS4) i to czasami bardzo konkretnie, nawet grając samemu. Jeśli zdecydujemy się na granie na podzielonym ekranie, to musimy powiększyć nasz margines tolerancji lecących klatek. Czasami było to tak uciążliwe, że poważnie utrudniało precyzję w sterowaniu. Zdarzały się też inne mniejsze kłopoty, jak wystrzeliwanie naszej postaci z jaskiń i okopów w kierunku powierzchni. Czasami coś potrafi się zablokować lub zawisnąć w powietrzu. Ale trzeba przyjąć, że jest to gra z połowicznie otwartym światem, który możemy dowolnie przekopywać i kreować, także na niektóre błędy można przymknąć oko.
Jeśli chodzi o dźwięki, jest bardzo dobrze. Najważniejsze, że gra dostałą pełną lokalizację. Mamy narratora, który tłumaczy nam panujące zasady i działanie wszystkich gadżetów. Reszta dźwięków jest taka jak powinna być, wszystko brzmi wiarygodnie. Muzyka nadaje klimatu i zmienia się razem z krajobrazem, muszę tu wyróżnić klimatyczną muzykę ze świata dzikiego zachodu, czasami aż zostawałem na tych terenach dłużej, bo nie chciałem innego podkładu muzycznego.
Podsumowując, LEGO Worlds jest bardzo specyficzną grą, ma swoje problemy techniczne ale jak przymkniemy na nie oko, to możemy się z nią wyśmienicie bawić. Dużą zaletą jest też cena na poziomie niecałych 100 zł. Niestety, żeby się spełniać w roli architekta, musimy z grą spędzić kilkadziesiąt godzin na monotonnych czynnościach. Dawkowane w odpowiednich ilościach potrafi przynieść radość, ale niestety potencjał nie został wykorzystany.
Ocena portalu: 6
Grę do recenzji udostępnił wydawca Cenega






































Dodaj komentarz