Oto druga cześć artykułu “Daleko za horyzontem – Podsumowanie 2017 roku Klaudii “Miss_Baltica” Wojnarowicz”, pierwsza jest tutaj:
Daleko za horyzontem – Podsumowanie 2017 roku Klaudii „Miss_Baltica” Wojnarowicz, cz.1
Postanowiłam uszyć strój Chloe Frazer, w którym można było ją zobaczyć w zapowiedzi pokazanej podczas PlayStation Experience w grudniu 2016. Mowa o hinduskiej kurcie (o tym, jak się ten ciuch nazywa, wiem dzięki koleżance z Indii), która była przeogromnym wyzwaniem. Po pierwsze: nie miałam zdjęć referencyjnych tylko ciemny filmik (dla kontrastu – Guerrilla Games wypuściła pdf dla cosplayerów), po drugie: tkanina na kurtę wymagała własnoręcznego zaprojektowania wzoru i oddania projektu do druku w firmie specjalizującej się w drukowaniu tkanin (pierwszy wypust się nie udał, wzór był praktycznie niewidoczny na tkaninie), po trzecie: musiałam założyć perukę, a ja z perukami nie mam żadnego doświadczenia, po czwarte: musiałam znaleźć hak do wspinaczki, który się…rozkłada a także własnoręcznie zrobić kaburę, bo koszt druku tkaniny – w tym tej nieudanej – tak mnie przygniotły, że nie chciałam wydawać więcej pieniędzy niż to naprawdę konieczne. Jakimś cudem udało się stworzyć kompletny strój i…PlayStation zaprosiło mnie na imprezę przedpremierową Uncharted: The Lost Legacy w Warszawie!
Nie wiem co okazało się większym szczęściem – Horizon Zero Dawn czy Unchated: The Lost Legacy. To z Uncharted związana jestem bardziej, jest to dla mnie tytuł sentymentalny pod wieloma względami, ale to tak naprawdę praca nad strojem Aloy doprowadziła mnie do miejsca, w którym byłam wtedy. Niestety, tuż przed rozpoczęciem imprezy przedpremierowej Uncharted: TLL poproszono mnie o…zdjęcie kurty. Decyzja ta była odgórna i nikt nie mógł jej kwestionować. Możecie sobie tylko wyobrażać jak zrozpaczona byłam po tych kilku tygodniach maratonu z tworzeniem chociażby samej kurty. To dlatego nie mam też za wielu zdjęć w kompletnym stroju, poza tymi wykonanymi przez Alicję Żebruń:
Myślicie, że to koniec? Oj jak bardzo się mylicie. Oj jak bardzo myliłam się ja!
Kolejną niespodzianką okazało się zaproszenie mojej osoby na tegoroczną edycję Festiwalu Fantastyki Kapitularz, gdzie pojawiłam się jako członek jury konkursu cosplay u boku kolejnej legendarnej cosplayerki – Kairi. Jak się okazało, organizatorów urzekło moje wejście smoka w trakcie pyrkonowej prelekcji w ramach inicjatywy Pogradajmy. Prelekcja dotyczyła obecności silnych kobiet w grach komputerowych i mowa była m.in. o Aloy. Nie mogłam sobie odpuścić i – niestety spóźniona, przepraszam – dołączyłam do zgromadzonych w sali osób. Nie mogłam też sobie odpuścić dyskusji w trakcie prelekcji. I tak oto cudownie zostałam zapamiętana przez organizatorów, którzy okazali się być osobami odpowiedzialnymi za Kapitularz.
Nadszedł koniec września. Pracę nad strojem Red trwały. Wiedziałam już jednak, że przed wyjazdem nie skończę miecza. A po powrocie z wyjazdu tym bardziej, bo strój chciałam zabrać na tegoroczne Warsaw Games Week. O jakim wyjeździe mowa?
Mowa o urlopie spędzonym wspólnie z narzeczonym w Japonii, o którym zadecydowaliśmy grubo ponad rok przed wyjazdem. Powiedziałam – albo ustalamy datę albo nigdy do tego wyjazdu nie dojdzie. A skoro padło na wyjazd we wrześniu, ułożyłam plan podróży tak, aby odwiedzić Tokyo Game Show. Oczywiście w stroju Aloy.
Czy sama impreza była interesująca? Niestety…nie dla nas, głównie ze względu na specyficzny rynek azjatycki. Azja lubuje się w zupełnie innego rodzaju grach niż Zachód, o czym wiedzą ci z was, którzy ich rynek śledzą. Wiem, że mamy w Europie wielu fanów tej specyfiki. Wiem także, jak trudno jest te gry dostać u nas. Niestety, nawet japońskie PlayStation ze swoimi fenomenalnymi stoiskami Call of Duty czy Detroit: Become Human wyglądały jak wyrwane z kontekstu na tle pozostałych tytułów, o których Europa za wiele nie słyszała.
Zależało mi jednak na TGS ze względu na chęć zestawienia mojego cosplayu z cosplayem japońskim. No i doznałam szoku. Wiem, że Japonia to kult spódniczek szkolnych, Final Fantasy i idolek wszelkiej maści, ale nie spodziewałam się, że ichnie stroje są znacznie gorszej jakości niż te europejskie czy amerykańskie. Nawet te gotowe, które można kupić w sklepach! Niestety nie widać tego na pierwszy rzut oka, trzeba podejść do cosplayera/stroju bliżej. Co ciekawe, bardzo mało osób chciało mieć ze mną zdjęcie. Najpierw wynikało to z tego…że nie ustawiłam się w jednym miejscu. Na TGS cosplayer po prostu stoi i ustawia się do niego kolejna fotografów. A mi było głupio tak stanąć i czekać. Przywykłam do bycia wyłapywaną z tłumu (tą formę preferowali też inni turyści spoza Japonii, odwiedzający TGS). Jednak nawet po decyzji o tym, aby na chwile przystanąć nie miałam takiego brania, jak pozostałe lolitki i inne kawaii postacie. Czemu? Bo Aloy nie jest kawaii.
Jak okazało się po rozmowie z jednym z niewielu Japończyków, którzy chcieli mieć ze mną zdjęcie (częściej podchodzili do mnie np. Amerykanie), Aloy nie jest typem kobiety, jaką zainteresowałby się przeciętny Japończyk. Jest odważna, waleczna, silna i wygadana a to nie jest akceptowalny w Japonii kanon kobiecej piękności. Nie mówiąc już o jej stroju.
Wiece zatem jakim zaskoczeniem był dla mnie widok japońskiej Chloe Frazer?
W Japonii spędziliśmy dwa tygodnie, odwiedzając Kyoto, Tokyo, Nikko, Kamakurę, Zao Fox Village oraz Enoshimę. Widzieliśmy legendarnego Gundama i przejechaliśmy się po Tokio na gokartach przebrani za różne postacie. Udało mi się tam upolować artbooki oraz płyty z muzyką z mojej ukochanej serii anime Macross, a także kilka figurek. Nie obkupiłam się w sprzęt do grania czy gry, poza case’em do PS Vity oraz gumkami na joy’e od padów do PS4. Z samego TGS przywiozłam maskotkę Cacutara z Final Fantasy oraz gadżety od polskiego Forever Entertainment, które wystawiało się tam ze swoimi tytułami.
Po powrocie z Japonii szybko skończyłam sukienkę Red i kilka dni później byłam już na Warsaw Games Week. Odpuściłam sobie drugą edycję Warsaw Comic Con i wszelkie inne imprezy, które odbywały się później, bo czułam po prostu przysłowiowe zmęczenie materiału. Do tego wszystkiego dodajmy fakt, iż kończyłam rozpoczęty rok temu remont mieszkania oraz zmieniłam w tym roku pracę dwa razy – raz z własnej woli, bo przyjęto mnie do innej firmy jako testera platformy do grania w gry w chmurze, drugi raz z konieczności, bo niestety mój pracodawca stracił inwestora i wielu z nas musiało się z pracą marzeń pożegnać i szukać czegoś innego. Krótko mówiąc – działo się i to bardzo dużo.
Czekała mnie jeszcze jedna rzecz (wtedy myślałam, że ostatnia, ale skoro mnie teraz czytacie, to chyba nie do końca), mianowicie niespodziewana propozycja od Piotrka Gmerka z HDTV Polska, dotycząca zrecenzowania Frozen Wilds – dodatku do Horizon Zero Dawn. Było to jedno z największych wyzwań w moim życiu. Jedyne recenzje jakie do tej pory napisałam, to te na temat imprez masowych na które jeździłam kilka lat temu oraz recenzja z pobytu w Amsterdamie u Guerrilla Games. Jeśli w dodatek do Horizon Zero Dawn jeszcze nie graliście a recenzji czytacie, moją można znaleźć tutaj:
Recenzja Horizon Zero Dawn: The Frozen Wilds
Miniony rok (z hakiem) zamknęłam udziałem w szczecińskich MotoMikołakach, w których wraz z Ligą Superbohaterów oraz motocyklistami udaliśmy się do szpitala Zdroje, aby przebywające tam dzieci obdarować prezentami. Na tę okoliczność wyciągnęłam z szafy Phoenix chociaż po chwili namysłu wiem, że w ciuchach Aloy byłoby mi znacznie cieplej.
To był bardzo intensywny rok. Czy jest coś, co bym zmieniła? W kwestii projektów których się podejmowałam? Nie. W kwestii zmarnowanego na bezsensowne dyskusje czasu? Bardzo dużo. Nie oszukujmy się, w dzisiejszych czasach najwięcej – paradoksalnie – dzieje się w Sieci. To tutaj spotykamy się przed, w trakcie i po wydarzeniach, w których bierzemy udział bezpośrednio bądź pośrednio. To tutaj wymieniamy się opiniami, wyrażamy swoje poglądy i o te poglądy się kłócimy. Stając się po raz kolejny osobą publiczną przekonałam się, jak istotny jest czas którym dysponuje i że nie warto marnować go na dyskusje, które nic do mojego życia nie wnoszą. Mowa oczywiście o dyskusjach, które pełne są hejtu oraz wymyślonych historii a ich celem nie jest w żaden sposób poprawa jakości pracy/twórczości kogokolwiek tylko zniechęcenie go do dalszych działań. Byłam świadkiem takiego zachowania zarówno w stosunku do siebie, jak i w stosunku do innych zdolnych osób i jedyne co mogę teraz powiedzieć sobie i wam: najwyższa pora przestać marnować na takich ludzi czas, bo nikt tego czasu nam nie zwróci. Nie zwróci nam też nikt zdrowia, które niepotrzebnie w takich sytuacjach tracimy.
Każdemu z was życzę zatem zdrowia i siły na realizowanie swoich marzeń i realizowanie samych siebie w tym, czego się podejmujecie. Róbmy rzeczy fajne i otaczajmy się fajnymi ludźmi. Szkoda czasu na uderzanie głową w mur.
Dziękuję wszystkim którzy mnie wspierają i którym moja twórczość daje radość.
Dziękuję konsolowe.info za możliwość napisania tego artykułu.
Szczęśliwego Nowego Roku
Klaudia Baltica Wojnarowicz










Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.