Telltale zaprasza nas do uniwersum Borderlands już po raz piąty, ostatni.
W wielkim finale przygód Fiony i Rhysa dzieje się wiele, a co ważniejsze wciąż ciekawie i zabawnie. Ostatni epizod w pełni rozwiewa nasze wątpliwości na niektóre sprawy oraz demaskuje tajemniczą postać towarzyszącą nam od samego początku.
Niewątpliwie ostatnia część opowieści w niczym nie zawodzi, a wręcz wznosi serię na wyżyny. Dopiero kompletna historia pokazuje jak świetnie została ona napisana. Po raz kolejny, idealnie dobrana ścieżka dźwiękowa trafia do mojej osobistej playlisty. Wprawni gracze zauważą kilka kadrów, które są ewidentnymi odniesieniami do kultowych filmów tj. Star Wars.
Po raz pierwszy w serii (i chyba po raz pierwszy w grach od Telltale) pojawiła się wstawka zręcznościowa polegająca na odtworzeniu kombinacji klawiszy wyświetlonych na ekranie, takie bardziej rozbudowane QTE. Zostało to wpasowane w ideę sterowania Gortys jak Zordem z Power Rangers. Ostatnia bitwa jest jednym wielkim odniesieniem do wspomnianego serialu z młodocianymi wojownikami ratującymi świat przed kosmicznymi kreaturami.
Często w przypadku komedii bywa, że zaczyna się lekko i przyjemnie, a kończy z głową pełną materiałów do przemyśleń i refleksji. Tak też dzieje się w Tales of the Borderlands. Każdy epizod posiadał coraz większy ładunek emocjonalny, ale starano się, aby nawet smutne zakończenia wątków kończyć wesołą, komediową puentą. Tyle zwrotów akcji co w ostatnim odcinku, nie doświadczymy w żadnym innym.
Zniszczenie głównej siedziby Hyperionu przez Rhysa i spółkę uświadamia mu, że sam posunął się do zbrodni, aby osiągnąć swój cel. Jest to dość szablonowy zabieg ukazujący, jak nasz główny bohater zbliżył się do antagonisty jakim był Handsome Jack. Zrozumienie tej sytuacji przychodzi z lekkim trudem, bo sami nie widzimy ile osób ginie w czasie naszej wędrówki po Pandorze i jej księżycu. Fiora nie przechodzi aż tak radykalnej zmiany.
Wątek Gortys i Loader Bota okazał się czymś, czego gra potrzebowała. Uczucia inteligentnych maszyn to wciąż ciekawy, bardzo wdzięczny motyw dla pisarzy sci-fi. Postacie obu robotów zostały bardzo zręcznie przedstawione. Właśnie tak wyobrażałbym sobie relacje między przedstawicielami tego samego, blaszanego gatunku.
Nasze wybory podjęte w poprzednich epizodach znacząco odciskają swoje piętno przed finałową akcją. Od naszego postępowania zależy bowiem, kto dołączy do naszego zespołu w walce z Vault Travelerem. Pomoc poszczególnym postaciom, które stanęły na naszej drodze bądź zaimponowanie im, w finale ma znaczenie bardziej kosmetyczne niż fabularne.
Rozczarowało mnie natomiast niedopracowanie z punktu technicznego odcinka. Braki animacji, które próbowano zamaskować szybkimi cięciami i zmianami kadru oraz bardzo skokowe wstawki akcji sprawiają wrażenie, że deweloperzy musieli narzucić sobie olbrzymie tempo, aby ukończyć produkcję przed deadlinem. Sama optymalizacja została na tym samym, wysokim poziomie. Choć nie mam możliwości dokładnego sprawdzenia liczby klatek na sekundę, to jestem przekonany, że mamy do czynienia niemalże ze stałymi 60 klatkami.
Podsumowując, cała seria Tales from the Borderlands, to małe arcydzieło oraz obowiązkowa produkcja dla fanów serii Gearbox Software. Spojrzenie na Pandorę oraz całe uniwersum z perspektywy innej niż Łowcy Krypt jest bardzo ciekawym oraz zabawnym doświadczeniem. Dzięki bliskiej współpracy Telltale z Gearbox cała historia powstawała przy pomocy scenarzystów odpowiedzialnych za rdzenną historię znaną z Borderlands 1 i 2, co w dużym stopniu pozwoliło na oddanie klimatu towarzyszącego serii.






Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.