W zeszły weekend odbyła się XXV edycja łódzkiego Międzynarodowego Festiwalu Komiksu i Gier. Z tej okazji do centrum Polski przyjechał Techland!
Jako jedyny przedstawiciel redakcji obecny na imprezie miałem okazję przetestować, tak jak wszyscy zwiedzający, najnowsze dzieło Wrocławian – Dying Light.
W specjalnie wydzielonym do tego sektorze Atlas Areny wystawiono kilka standów komputerowych z podłączonymi padami, na których można było pograć w wyżej wymienioną grę. Gdy już było mi dane dorwać się do stolika, usiadłem, założyłem headset ustawiony na maksymalną głośność i chwyciłem pada w ręce.
Tak oto rozpoczęła się moja 5 minutowa, powtórzona potem czterokrotnie, przygoda z demem Dying Light, które mieli do swojej dyspozycji wszyscy na tegorocznym E3. Jednakże z racji, że nie każdy tam był, postanowiłem podzielić się swoimi przemyśleniami na temat gry.
Pierwsze, co rzuca się w oczy to przepiękna grafika. Pecety podkręcone na ustawienia ultra w dużej mierze oddają to, co zobaczymy na PlayStation 4.
Prezentowany fragment rozgrywki rozpoczynał się w jednej z kryjówek, jakie będą dostępne w finalnym produkcie, zaś cel jaki trzeba wykonać w przydzielonym czasie 5 minut, to odnaleźć i zabezpieczyć wyznaczony sektor mapy. Gdy wyszedłem z pomieszczenia moim oczom ukazało się klimatyczne miasteczko, w którym aż roi się od zombiaków.
Do wyboru było kilka broni, między innymi pręt naładowany energią elektryczną, pałka nabita kolcami i pistolet. To co może narzucić pewne skojarzenia, w dodatku słuszne, to fakt, iż tak samo jak w Dead Island głównym orężem bohatera jest broń biała.
Droga do celu naszej misji nie jest zbyt łatwa do przebycia, bowiem mając na zegarze tylko pięć minut musimy się sprężyć i dosyć szybko dobiec do punktu odległego o spory kawałek mapy. Dodatkowo co rusz spotykamy przeciwników, zarówno samotnych, jak i chadzających w grupkach.
O ile jednego zombiaka rozwalimy dwoma, może trzema celnymi uderzeniami, tak już wygrać potyczkę z większym zbiegowiskiem jest bardzo ciężko. Nie dość, że wrogowie mogą nas gonić, wspinać się za nami na samochody i pomniejsze pagórki, to jeszcze atakują wszyscy na raz.
Fajnym rozwiązaniem, ciut zapożyczonym z Mortal Kombat jest pokazywanie rozłamu kości przy silnych ciosach – taka mała atrakcja, a cieszy i sprawia, że odbiór gry jest jeszcze przyjemniejszy.
Kolejnym świetnym aspektem jest udźwiękowienie, które na słuchawkach wywołało u mnie duże emocje. Ucieczka przed grupką wygłodniałych zgniłków nabierała sporego dynamizmu właśnie poprzez bardzo dobre odwzorowanie i rozmieszczenie dźwięków, czy to zombie, czy to zwykłego wiatru, kroków, szelestu liści.
Jeśli ktoś już grał w Dead Island wie czego może spodziewać się po Dying Light. Moim zdaniem Techland sprawnie poradził sobie ze stworzeniem nowej marki opartej o sprawdzone mechanizmy, dodając jeszcze fajniejsze detale urozmaicające i uprzyjemniające kontakt z grą.
W ogrywanym demie nie dopatrzyłem się żadnych minusów. Good night, good luck – czekamy!

Dołącz do dyskusji
Zaloguj się lub załóż konto, by skomentować ten wpis.