Uniwersum Naruto oraz gra nastawiona na rozgrywkę multiplayer. Co mogło pójść nie tak?
Odpowiadając krótko, dużo rzeczy. Naruto to Boruto: Shinobi Striker, to idealny przykład na to, że duży potencjał nie gwarantuje produkcji wybitnej. Ale od początku. Seria Naruto zadebiutowała w 1999 roku. Od tego czasu zyskała w wielu kręgach status kultowej. Oczywiście jak to zwykle bywa w przypadku popularnych serii komiksowych, otrzymaliśmy adaptację anime. Ta wersja przyciągnęła do marki jeszcze więcej wiernych fanów. Wiadomo, tam gdzie sympatycy, tam potencjalna żyła złota związana z różnymi rzeczami sygnowanymi imieniem głównego bohatera serii. Do tej zasady należą również growe adaptacje. I tak na przestrzeni kilku lat w ręce graczy trafiło od groma tytułów z blond ninja w roli głównej. Pomimo zakończenia serii w 2014 roku, machina cały czas działa i tak otrzymujemy kolejne gry oparte o uniwersum.
Jednym z takich przykładów jest właśnie recenzowane Shinobi Striker. Tytuł, który docenią najwięksi fani marki. Pierwszą rzeczą, która może odstraszyć ludzi niewtajemniczonych jest fabuła. Dokładniej rzecz ujmując, brak jakiejkolwiek historii. Tak nie otrzymujemy czegoś na wzór fabularyzowanego samouczka przed rozgrywkami sieciowymi. Okej, mamy tutaj coś takiego jak misje VR, ale po pierwsze dostęp do nich jest tylko wtedy, kiedy mamy dostęp do sieci, a po drugie są one nudne. I nie mówię tego nad wyraz, każdą misję można skrócić do: idź do punktu A, pokonaj wroga/uratuj kogoś, walcz z bossem, powtórz. Jednym słowem, nie ma tutaj nic, co przyciągnie nowych graczy. Fani oczywiście docenią to, że niektóre misje opierają się w jakimś stopniu na tym co można przeczytać w mandze, jednak dla mnie jest to za mało.
Jak to bywa w grach nastawionych na komponent sieciowy na samym początku musimy stworzyć swojego avatara. I tutaj ogromny plus dla twórców. Liczba opcji personalizacji jest imponująca i przy odrobinie wprawy, będziemy mogli stworzyć swojego shinobi prosto z odmętów wyobraźni. Oczywiście potem możemy dowolnie przebierać naszego herosa w nowe zdobycze prosto z rewii mody dla ninja. Każde odzienie jest związane z kultowymi postaciami, więc jeśli ktoś od dawna chciał połączyć ubrania w których chodzili Naruto i Sasuke w jeden uniform to teraz ma na to okazję. Wszystkie przedmioty kosmetyczne, możemy otrzymać poprzez wycenę zwojów lub zwiększanie poziomu naszych mistrzów VR. Tutaj wyjaśnienie wspomniani mistrzowie, są to postaci znane z uniwersum, które możemy wybrać i będą one nam towarzyszyły podczas walki. Za każdy nowy poziom naszego wybrańca, otrzymamy nowy ubiór lub specjalne ataki.
Nim przejdę do najważniejszego aspektu należy wspomnieć o oprawie audiowizualnej. Tutaj nie ma do czego się przyczepić. Grafika prezentuje bardzo dobry poziom, dzięki czemu czujemy się jakbyśmy zostali wciągnięci w karty komiksu, lub w któryś odcinek serialu. Głosy postaci, to oczywiście klasa sama w sobie, ponieważ do projektu zostali zaangażowani aktorzy, którzy odgrywają bohaterów od początku trwania serii. I tutaj mała uwaga dla wszystkich, nim zaczniecie grę, zmieńcie, język wypowiadanych dialogów na angielski. Angielscy aktorzy robią co mogą by dostarczyć dubbing najwyższej jakości jednak i tak jest to dalekie od japońskiego oryginału (niestety Yuri Lowenthal to o wiele lepszy Spider-Man niż Sasuke). Od strony technicznej sporadycznie może dojść do spadku klatek, na szczęście jest to na tyle rzadkie, że nie psuje to radości z gry.
Na sam koniec zostawiłem kwestie elementów sieciowych. Dzięki temu możemy wziąć udział w szybkich meczach oraz rozgrywkach, które pozwolą nam piąć się po szczeblach wirtualnych rankingów. I tak możemy zabrać się za zwykły deathmatch czy przejmowanie flag. Wszystko rozgrywa się na adekwatnie dużych mapach na których możemy poruszać się niczym prawdziwy ninja albo uskuteczniać dalekie skoki w celu szybkiej ucieczki lub konfrontacji z przeciwnikiem. Mecze są dosyć krótkie więc można je potraktować jako szybką rozrywkę po męczącym dniu. Niestety po dłuższym czasie wkradają się zalążki monotonii. Niby w nasze ręce zostają oddane cztery klasy postaci, które mają sprawić by gracze wybierali odpowiednie specjalizacje w celu pokonania drużyny wroga. Jak to zwykle bywa przy takich intencjach, zazwyczaj mecze rozgrywają się pomiędzy zwykłymi wojownikami, których jedynym marzeniem jest walka ze wszystkim co się rusza. Często doprowadza to do tego, że na mapie zaczyna panować chaos, gdzie człowiek nie może zorientować się co go zabiło. To w połączeniu z tym, że każdy mecz wygląda dokładnie tak samo sprawia, że po kilkunastu rozgrywkach wydaje się, że użytkownik widział wszystko co gra miała do zaoferowania.
Przechodząc do podsumowania. Naruto to Boruto: Shinobi Striker w zamyśle mogło być grą na miarę serii Ultimate Ninja Storm. Gdyby dodać tylko jakiś prosty tryb fabularny oraz więcej historii do misji VR to byłaby to gra godna polecenia fanom oraz ludziom, którzy chcą zobaczyć z czym je się to całe uniwersum. A tak to dostaliśmy tylko tytuł, do którego potrzeba dużo samozaparcia, żeby dał nam frajdę. Osobiście mogę tą produkcję polecić tylko największym entuzjastom uniwersum i tylko im, ponieważ każdy inny gracz znudzi się produkcją szybciej, niż rozpocznie się październikowy wysyp hitów.
Grę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Cenega
Ta gra to syf w przeciwieństwie do poprzednich odsłon. Monotonia? To nudy po 3 misjach, 8 misji później to miks bzdur. Mój faworyt broń bram. Po 6h porzygałem się tą grą, dobrze że pożyczyłem gdyż cena za tą grę to masakra. Ta gra powinna być darmowa. Tu nie ma mowy o walce, tu jest bajzel, pseudo 4 klasy których nie można miksować, bezsens. AI to totalna żenada szczególnie z własnego teamu. Uciekajcie nie kupujcie chyba z kosza za 5 złotych to tak.