Gangsterzy z Tokio, bądźcie czujni: Kiryu Kazuma powraca w wielkim stylu, by zaprowadzić porządek na ulicach.
Seria Yakuza to bardzo ciekawy przypadek w kwestii popularności. Cały cykl został zapoczątkowany jeszcze za czasów PlayStation 2. Początki nie były jednak tak optymistyczne jakby chciała Sega. Pierwsza Yakuza zyskała grono wiernych zachodnich fanów, jednak o wystrzale popularności nie było mowy. Od tego momentu seria była wydawana w zrozumiałym języku, jednak bez większych fajerwerków, aż do czwartej odsłony cyklu. Po tym Sega postanowiła, że gracze nie zasługują na przygody Kiryu Kazumy i przez dobre kilka lat seria była poza zasięgiem zachodu. Na całe szczęście historia ta ma swój happy end, ponieważ od 3 lat obserwujemy szturm w wykonaniu japońskiej serii. Teraz ulubiony gangster wszystkich ludzi uciśnionych robi wizyty na sklepowych półkach dwa razy w roku. W kwietniu mogliśmy zobaczyć jak kończy się prawie 10-letnia historia Kiryu, a pod koniec wakacji w napędach konsol zakręciły się płyty z Yakuza Kiwami 2.
Na początek kilka suchych faktów. Yakuza Kiwami 2 jest to remake drugiej odsłony wydanej jeszcze w czasach chwały PlayStation 2. Tak samo jak w przypadku pierwszego Kiwami mamy do czynienia ze zbudowaniem zupełnie nowego tytułu, opierając się na oryginalnych fundamentach. Różnicą, która wyróżnia Kiwami 2 jest jednak fakt, że całość śmiga na Dragon Engine czyli silniku mającym swój debiut przy okazji Yakuzy 6. Teraz drobna uwaga: pomimo bycia ogromnym fanem całej serii, nie dane było mi ogrywać dwóch oryginalnych części na PlayStation 2. Dlatego wszystkie porównania, jakie będą zawarte w kolejnych linijkach, będą opierały się na odsłonach z numerkami od 3 do 6 (łącznie z Kiwami 1 oraz 0). Nadszedł w końcu moment by przejść do opisu całej produkcji. Wersja krótka brzmi: zostawcie wszystko co robicie i lećcie do sklepu po swój egzemplarz. Jednak gdyby tego było mało, to postaram się to trochę rozwinąć.
Najbardziej stylowe przedstawianie postaci
Na pierwszy ogień idzie fabuła. Historia otwiera przed nami podwoje rok po zakończeniu pierwszej odsłony sygnowanej podtytułem Kiwami. Kiryu razem z Haruką postanawiają oddalić się od zgiełku Kamurocho i wieść spokojne życie. Jak to zwykle bywa z takim rozpoczęciem wszystko musi pójść na opak. Otóż podczas oddawania hołdu zmarłym nasz duet odwiedza Terada Yukio będący piątym dowódcą całego klanu Tojo. Jak to zwykle bywa w prośbach nie do odrzucenia, główny bohater zostaje ponownie wrzucony w intrygę, która zaprowadzi go z powrotem do Kamurocho czy Sotenbori. Tym razem naszym głównym zadaniem będzie walka z przesympatycznym człowiekiem jakim jest Goda Ryuji.
Więcej nie chcę mówić, ponieważ druga odsłona Yakuzy jest powszechnie uznawana za najlepszą część od strony fabuły. Dlatego najlepiej będzie, jak każdy pozna ten gangsterski świat na własną rękę. Oczywiście dla ludzi którzy wcześniej nie grali zostały przygotowane specjalne filmiki przypominające co wydarzyło się wcześniej w serii. Dodatkowym aspektem jest fakt, że pierwszy raz mamy do czynienia z wyraźnie zarysową postacią kobiecą w serii. Nie żeby Yumi w Kiwami 1 była zła, jednak pani detektyw Kaoru Sayama to idealny przykład jak dobrze napisać silną bohaterkę kobiecą, która może dorównywać męskim bohaterom. Kiedy dodamy również chemię jaką widzimy pomiędzy panią detektyw a naszym bohaterem to widać, że twórcy mieli w sercu stworzenie kobiety, która nie zamierza stać z boku tylko brać sprawy w swoje ręce.
Po kwestiach fabularnych pora na prawdziwe mięso jakim jest rozgrywka. Tutaj mamy pewne zmiany względem pierwszego remake’u. Ze względu na przesiadkę na Dragon Engine do kosza poleciały osobne style walki. Wiem, że dla wielu jest to ogromna strata, jednak kiedy odpowiednio ulepszymy naszego bohatera to da się wyczuć, że niektóre ciosy mają rodowody w poprzednich stylach. Jeśli ktoś natomiast zakochał się w potyczkach w wykonaniu Yakuzy 6, to w Kiwami 2 będzie czuł się jak w domu. Dzięki nowemu silnikowi fizycznemu każdy nasz cios ma rzeczywistą moc a wprasowanie delikwenta w asfalt przy pomocy roweru czy skutera daje masę radochy.
Zmiany umożliwiły również płynne przechodzenie z eksploracji do walki bez zbędnych ekranów ładowania, co zwiększa dynamikę całej produkcji. Tytuł oferuje również możliwość odwiedzania restauracji, sklepów lub innych atrakcji bez dodatkowych ekranów wczytywania. Niestety od czasu do czasu na podstawowej wersji PS4 niektóre tekstury nie nadążają z pojawianiem się, co skutkuje wizją sklepów, które dopiero weszły w stan deweloperski. Na szczęście są to tylko sporadyczne przypadki. Dostęp do umiejętności również nie odbiega od szóstej odsłony. Naszego bohatera możemy ulepszać w takich parametrach jak zdrowie czy siła zadawanych ciosów. Do tego możemy odblokowywać nowe ataki kończące lub dodatki do statystyk, dzięki którym będziemy mogli zbierać więcej pieniędzy podczas walki lub efektywniej korzystać z oferty gastronomicznej. I tak polecam odwiedzać restauracje, ponieważ spożywanie posiłków uzupełnia stracone zdrowie oraz jest to szybkie źródło dodatkowych punktów doświadczenia.
Od strony wizualnej natomiast jest przepięknie. Pomimo sporadycznych zadyszek z teksturami przetoczonymi wcześniej całość prezentuje się wybornie. Wszystkie filmiki przerywnikowe wyglądają jakby pochodziły z dobrego filmu o azjatyckich gangsterach. Szczegóły biją po oczach z każdej strony. Kiedy wkraczamy do sklepu i przełączamy się na kamerę pierwszoosobową możemy zobaczyć, że każdy artykuł, który znajduje się na półkach to odpowiednik produktu, który można znaleźć w Japonii. Do tego mamy piękne Sotenbori oraz Kamurocho gdzie w nocy ulice pokazują, że życie właśnie osiąga swoje maksimum. Neony atakują nas z każdej strony, a widok rzeki w Sotenbori nocą przy akompaniamencie gry świateł to coś, co warto zobaczyć na własne oczy. Wnętrza wszystkich budynków to robota najwyższej jakości a przez wspomnianą wyżej opcję kamery pierwszoosobowej pojęcie „wirtualna wycieczka” nabiera nowego znaczenia.
Oczywiście za oprawą graficzną musi iść również część audio. Jak to bywa w przypadku tej serii jest świetnie, jednak na tym diamencie znajduje się mała rysa. Na imię jej Yakuza 6. Dla wielu może wydać się to dziwne, jednak wydany w kwietniu epilog przygód Kiryu zaoferował graczom w pełni udźwiękowione dialogi. Wszystko od wątku głównego, aż po zadania poboczne miało własny voice acting. Było to zapewne podyktowane chęcią trafienia do zachodnich graczy. Kiwami 2 natomiast operuje w klasycznym dla serii schemacie. Polega on na tym, że głosy słyszymy podczas głównego wątku natomiast kiedy zanurzamy się w aktywności poboczne to z ekranu witają nas tylko napisy, urozmaicone przez kilka predefiniowanych dźwięków. Dla mnie jako dla fana nie jest to duży problem, jednak dla osób, które mają na koncie na przykład tylko szóstą część może być to delikatny zawód. Pomimo tego, aktorzy nadal robią kawał porządnej roboty pokazując, że urodzili się oni do grania konkretnych postaci.
Seria od zawsze stawiała na dużą różnorodność w kwestii dostępnych mini gier. Otrzymujemy między innymi: karaoke, mahjonga, grę w rzutki, czy możliwość ogrania kultowych tytułów od Segi na automatach. Kiwami 2 poza tym dodaje do tego jeszcze jedną ciekawą aktywność poboczną. Chodzi o zabawę w stylu tower defense. Polega ona na tym, że jako pracownik Majima Construction zwalczamy kolejne fale wrogów, które starają się zniszczyć nasze maszyny budowlane. Tryb ten potrafi sprzedać trochę zabawy, a otoczka wokół niego gdzie pierwsze skrzypce gra Majima Goro to czyste złoto. Gdyby jednak komuś było mało to twórcy dorzucili w ręce graczy jeszcze tryb o wdzięcznej nazwie „Majima Saga”. Dzięki niemu możemy wejść w buty tytułowego „Wściekłego Psa Shimano” i poznać nowe wątki, których nie spotkamy grając Kiryu. Osobiście bardzo cieszy mnie to jak ostatnio twórcy skupiają się na tej postaci i mam nadzieję, że są to przymiarki do jakiegoś spin-off’u z udziałem naszego ulubionego jednookiego gangstera.
Przechodząc do puenty tego wywodu. Jeśli poszukujecie dojrzałej, wielowątkowej oraz angażującej historii to Yakuza Kiwami 2 da wam to wszystko z nawiązką. Tytuł wznosi się na wyżyny w opowiadaniu fabuły oraz pokazuje, że w zdominowanym przez mężczyzn świecie japońskiej mafii jest miejsce dla silnych kobiet. Fakt, tytuł czasami łapie zadyszkę na bazowym PlayStation 4, a niektóre zadania poboczne mogłyby być lepsze jednak są to tylko drobiazgi, które nie przyćmiewają idealnej całości. Jeśli jesteś fanem, to pewnie i tak już masz swój egzemplarz na półce, jednak jeśli jeszcze nie wskoczyłeś na pociąg zwany Yakuza, to ten tytuł może być twoim biletem wstępu.
Grę do recenzji dostarczyło wydawnictwo Cenega
Dodaj komentarz