Po latach w Early access gra w końcu została wydana. Jak sprawuje się ten tytuł, i co właściwie zostało z oryginalnego konceptu?
Gra We Happy Few to bardzo ciekawy przypadek. Tytuł, który przez lata przeszedł niemałą rewolucję w swoich założeniach. Pamiętam jak ponad dwa lata temu pokazany był pierwszy materiał z gry i na myśl przywodziło to jednoznacznie Bioshocka. Gra szybko potem wpadła do Xbox Game Preview, gdzie miałem okazję ją przetestować. Przez ten czas jednam zmieniło się wiele.
Kiedy gracze mogli spróbować swoich sił w testowej wersji tego tytułu od razu ich uwagę przykuła fabuła i świat gry. Z drugiej strony odtrącały ich mechaniki survivalowe. Dwa lata minęły i twórcy wsłuchali się w głosy społeczności i przystosowali produkt do tego czego chcieli ich fani.
Ale zacznijmy od początku. Akcja gry toczy się w alternatywnej wersji Wielkiej Brytanii lat 60. ubiegłego wieku. Przenosimy się do fikcyjnego miasteczka Wellington Wells, w którym większość mieszkańców wiedzie szczęśliwe życie tylko i wyłącznie dzięki narkotykowi Joy. Jego zażywanie jest wymagane i sprawia, że mieszkańcy czują się szczęśliwi oraz bez najmniejszych zmartwień. Efektem ubocznym jest zapominanie przeszłości, które tutaj jest karane. Nie wszyscy jednak pokornie narkotyk zażywają. Ci, którym uda się uciec spod jarzma specyfiku nazywani są Downerami i wygnani są do gorszych dzielnic miasteczka.
Wcielamy się tutaj w trzy postaci. Arthur pracuje przy cenzurze artykułów w lokalnej prasie. Pewnego dnia natrafia na wpis o swoim zaginionym bracie, który uruchamia u niego wspomnienia i zmusza go do zaprzestania zażywania Joy, co skutkuje jego wygnaniem do dzielnic dla Downerów. W czasie podróży spotka on chemiczkę Sally, która odpowiedzialna jest za produkcję narkotyku oraz byłego żołnierza Olliego. Historie tych trzech postaci poznamy z ich własnych oczu. Postaci te spotykają się nawzajem od czasu do czasu, ale większość ich historii toczy się osobno.
Narkotyk Joy ma duże znaczenie nie tylko dla całego wykreowanego tutaj świata, ale pełni też ważny element rozgrywki. Możemy go w dowolnym momencie zażyć, co wpłynie korzystnie na nasze statystyki, ale musimy uważać żeby nie przedobrzyć, bo czekają nas niemiłe konsekwencje. Czasem będziemy nawet zmuszenia zażyć specyfik, ponieważ niektóre lokacje wyposażone są w detektory Downerów. Jeśli nie będziemy pod wpływem Joy włączy się alarm.
Nasze zachowanie czy wyposażenie w dużej mierze zależy od tego w której części miasta jesteśmy. Jeżeli poruszamy się wśród innych uzależnionych od Joy to nie możemy wykonywać zbyt nietypowych ruchów. Bieganie, przeszukiwanie śmietników czy inne podejrzane zachowania natychmiast zwrócą uwagę przechodniów, którzy będą mogli nas zaatakować. Z kolei będąc w dzielnicach dla Downerów musimy np. zmienić nasz strój na bardziej zniszczony, bo zbyt elegancki wygląd wzbudzać będzie agresję.
Dużym aspektem gry był element survivalowy. Z czasem jednak twórcy trochę go rozluźnili. Kiedy na początku trzeba było rzeczywiście uważać, tak w końcowym produkcie jest to element poboczny. Nasza postać ma wskaźnik zmęczenia, głodu czy pragnienia, ale ignorowanie ich nie przynosi już tak negatywnych skutków jak wcześniej. Teraz dobrze wypoczęci, najedzeni czy napojeni dostajemy bonus do statystyk. Jeśli zaniedbamy któryś z tych wskaźników to nic wielkiego się nie stanie. Kiedyś umarlibyśmy z głodu, ale w końcowym produkcie twórcy zdecydowali się ten element nieco uprościć.
Uproszczono też system tworzenia przedmiotów. W posianych po świecie kryjówkach mamy dostęp do specjalnych skrytek, w których możemy przechowywać przedmioty. Co ciekawe, wszystkie komponenty potrzebne do tworzenia przedmiotów dostępne są dla nas w dowolnym momencie gry. Oznacza to, że możemy zbierać śmieci jak leci, wrzucić je do skrytki, a i tak będziemy mogli tworzyć lekarstwa czy bandaże gdziekolwiek jesteśmy. Dodatkowo podoba mi się to, że gra czasem tworzy przedmioty za nas. Podam to na przykładzie wytrychów do zamków. Jeśli podejdziemy do zamkniętych drzwi nie mając w ekwipunku wytrychów, ale mając potrzebne do ich stworzenia materiały to gra sama stworzy je za nas i od razu użyje ich do otwarcia drzwi. To świetny system, przez który nie musimy co chwila zaglądać do ekwipunku.
Każda z trzech kierowanych przez nas postaci ma własne statystyki i umiejętności. Zupełnie inaczej grać będziemy drobniutką Sally, a zupełnie inaczej osiłkiem Ollie. Kiedy ta pierwsza raczej będzie chować się przed przeciwnikami, tak były żołnierz rozprawi się z przeciwnikami pięściami. Niestety system walki nie jest najlepszym aspektem tej produkcji. Jest dość ograniczony, szczególnie na początku kiedy nie znamy żadnych zaawansowanych ciosów. Koniec końców ogranicza się on do robienia w kółko tych samych ruchów aż zabijemy naszych przeciwników.
Świat, który zwiedzimy, generowany jest proceduralnie. To samo tyczy się rozmieszczenia zadań pobocznych. Dzięki temu każde podejście do gry jest zupełnie inne, co może też zachęcić do ponownego przejścia całości. Chociaż trzeba pamiętać, że sama gra jest dość długa. Przejście wszystkich trzech wątków powinno zająć nam kilkadziesiąt godzin.
Mam pewną teorię, że gry z Early access tak naprawdę nigdy z niego nie wychodzą, i niestety z przypadku We Happy Few trochę tak jest. Gra niestety cierpi na dość sporo niedoróbek technicznych. Częste ekrany ładowania, która pojawiają się nagle. Modeli postaci jest też jak na lekarstwo i może się okazać, że idąc ulicą widzieć będziemy 3 czy 4 identyczne osoby. Ewidentnie widać, że twórcy w pewnym momencie prac nad grą postanowili, że bardziej skupią się na dopieszczeniu fabuły, niż na usprawnieniu technikaliów.
We Happy Few to tytuł z ciekawą opowieścią i klimatem. Stworzony przez Compulsion Games świat nawiązuje do wielu dzieł literatury czy filmu. Totalitarna wizja świata, ciekawe wątki postaci jak i spojrzenie na narkotyk daje bardzo dobrą mieszankę. Jeśli tylko jesteście gotowi wybaczyć grze kilka mniejszych potknięć technicznych to czeka was naprawdę ciekawa opowieść. Studio zostało teraz wykupione przez Microsoft i nie mogę się doczekać by zobaczyć co są w stanie stworzyć ze wsparciem tak dużego właściciela.
Dziękujemy Compulsion Games Compulsion Games za dostarczenie gry do recenzji.
Galeria:
Dodaj komentarz