Automaty do gier. Kiedyś nieodzowne elementy krajobrazu w mniejszych i większych miejscowościach. Maszyny pozwalające zapoznać się z tytułami, które nawet nie śniły się graczom znad Wisły. Od takich tytułów jak automatowy „Tekken” czy „Dayotona USA” aż po klasyki z gatunku celowniczków gdzie prym wiodły „House of the Dead” czy „Time Crisis”.
Niestety jak to zwykle bywa rozwój branży elektronicznej sprawił, że każdy mógł mieć w swoim domu konsolę czy komputer pozwalający na obcowanie z grami w zaciszu swoich czterech ścian. Tym sposobem automaty zaczęły znikać w pomrokach historii, a na ich miejsce przybywało coraz więcej maszyn, których jedynym zadaniem było losowanie pluszaków. Jednak jest w Polsce jeszcze jedno miejsce, gdzie możemy cofnąć się w czasie do lat świetności grania na monety. Zapraszam wszystkich do nostalgicznej podróży po nadmorskich miejscowościach gdzie automaty są wiecznie żywe.
Typowe miejsce poświęcone automatom w Japonii
Nim jednak przejdę do zanurzania się w nostalgii, czas na króciutką lekcję historii. Pierwszymi automatami, gdzie za żetony mogliśmy oddać się rozrywce były maszyny do kultowego Pinballa z wczesnych lat 30. Pomimo tak wczesnego startu, dopiero w 1966 roku SEGA (ta firma przewinie się przez tekst dużo razy) stworzyło automat „Periscope”. Był to symulator łodzi podwodnej, którego główny celem było odwzorowanie pracy tego podwodnego pojazdu oraz ukazanie, jak można zatopić inny statek (automat posiadał w tym celu imitacje broni). Po komercyjnym sukcesie SEGA kontynuowała dobrą passę, stając się czołowym twórcą technologii stojącej za między innymi „Light Gunem”, który zyskał największą sławę za sprawą kultowej gry „Duck Hunt” (posiadacze Pegasusa na pewno pamiętają). Były to skromne początki, jednak dały one podwaliny pod coś o wiele większego, co miało dopiero nadejść. W 1978 roku, Taito stworzyło bowiem „Space Invaders”, które jest dziś przez wielu określane, blockbusterem swoich czasów. W tym momencie zaczął się okres, który w historii branży jest określany jako „Złota Era Automatów”. W latach 80 automaty były praktycznie wszędzie. Nie tylko w Stanach, ale również Europie czy Japonii maszyny kusiły w sklepach, kinach, restauracjach czy innych miejscach, które przyciągały do siebie tysiące ludzi. W tym czasie powstawały również najbardziej kultowe automatowe tytuły takie jak: „Pac-Man”, „Defender”, „Battlezone” czy „Galaxian”. Lata 80 są również okresem, w którym renesans przechodzą domowe konsole do gier, które po krachu gier wideo z 1983 roku zaczęły przywracać wiarę w gry wideo, co potem niestety sprawi, że automaty zaczną tracić swoją pozycje na rynku.
Od lewej kultowe Space Invaders, Pac-Man oraz Galaxian
Tym sposobem trafiamy do późnych lat 80, gdzie automaty nadal stanowią duży procent rynku, jednak zaczynają powoli tracić tą przewagę względem konsol domowych. W tym okresie warto wspomnieć o Yu Suzukim, który wprowadził do automatów SEGI technikę pseudo 3D. Polegała ona na skalowaniu dwuwymiarowych sprite’ów w wysokiej liczbie klatek na sekundę, co dawało złudzenie trzeciego wymiaru. Praktyka ta była potem używana przy grach składających się z poligonów 3D. I teraz płynnym przejściem należy wejść w lata 90, które są dla automatów do gier swojego rodzaju renesansem (niestety krótkim). Pierwszym krokiem zwiastującym wspominane wyżej odrodzenie był wypuszczony przez CAPCOM „Street Fighter II”. Tytuł ten był początkiem boomu na bijatyki, które umożliwiały starcia dwóm graczom naraz. Był to również moment gdzie automaty odzyskały swoją popularność wracając do złotych czasów „Pac-Mana” czy „Space Invaders”. To właśnie w latach 90 swoje debiuty miały takie gry jak „Mortal Kombat” , „Tekken” czy „Killer Instinct”.
Wszystkie dały początek markom, które są z nami do dziś i nadal bawią kolejne pokolenia. Niestety nawet ten krótki zryw nie odgonił widma zmierzchu popularności automatów. Wszystko za sprawą rozwijającej się grafiki 3D, która została rozsławiona dzięki automatowi SEGI zwanego również „Sega Model 1”. Grami dostępnymi na ten system były między innymi „Virtua Fighter” czy „Virtua Racing”. W połowie lat 90, kiedy rozpoczęła się 5 generacja konsol, doszło do ciekawego zjawiska. Różnica zysków generowanych przez automaty i konsole zaczęła topnieć, a ludzie coraz częściej wybierali obcowanie z tytułami w swoich domach. Tym sposobem zaczęły pojawiać się pierwsze konsolowe porty tytułów dostępnych na razie tylko na automatach. Nawet SEGA, która była znana z tego, że ich automaty były najbardziej zaawansowane, w okolicach początku nowego milenium zaczęła używać w swoich maszynach mniej kosztownych komponentów z szeroko dostępnych komputerów.
Na zdjęciach: Yu Suzuki (ojciec pseudo 3D na automatach), kultowa reklama pierwszego Mortala oraz Street Fighter II
I tak po szaleńczym pędzie historycznym trafiliśmy do lat dwutysięcznych. W tym miejscu ostrzeżenie, kolejne linijki tekstu będą mocno nasączone nostalgią oraz czysto subiektywnym punktem widzenia. Skoro kwestię formalną mamy już za sobą, to czas zanurzyć się w morzu automatów dostępnych w naszym pięknym nadwiślańskim kraju. Zacznijmy od tego, dlaczego w ogóle ten tekst powstał. Otóż 15 lat temu, będąc jeszcze małym szkrabem spędzałem któryś wyjazd w malowniczym Karpaczu. W małym hoteliku znajdowało się wydzielone miejsce, w którym można było oddać się elektronicznej rozrywce. Dla małego dziecka, którym wtedy byłem, szczytem kunsztu programistów był „Duck Hunt” na jakimś starym telefonie Sony do spółki z kultowym „Wężem”. I wtedy moim oczom ukazał się on. Wielki (tutaj swoje robił mój wzrost) automat, który kusił z ekranu obietnicą okładania się po pyskach różnymi zwariowanymi postaciami. Okazało się, że trafiłem na maszynę z kultowym „Tekkenem 3”. Po nierównej walce o drobne, wrzuciłem do maszyny monetę i zostałem wciągnięty. Nagle okazało się, że jest coś więcej niż tylko kilka pikseli na wyświetlaczu telefonu, a gry wideo mogą sprawiać nieopisaną radość. Od tego momentu nic nie było już takie samo, a ja obrałem sobie za punkt honoru odczuwanie tych emocji w domu. Pomimo tego, że nie wiedziałem o istnieniu czegoś takiego jak konsola to wiedziałem, że chcę mieć tytuły, które można ograć na automatach.
A oto seria, która rozpoczęła wszystko
I tak od 15 lat, za każdym razem, kiedy widzę jakiś automat, to nostalgia nie pozwala przejść obojętnie, żeby nie rozegrać jeszcze jednej partyjki w któregoś „Tekkena” czy „Sega Rally”. Niestety jak pokazuje historia, automaty na zachodzie odchodzą do lamusa. Jednym z niewielu krajów gdzie maszyny pożerające pieniądze mają jeszcze swój bastion to Japonia, gdzie zyski z tego rodzaju zabawy są cały czas wysokie. Na szczęście ostało się w Polsce jeszcze jedno miejsce gdzie pomimo zwiększonej ilości maszyn, których celem jest losowanie pluszaków i innego rodzaju badziewia, można spotkać stare dobre automaty z grami. Chodzi oczywiście o Polskie morze, gdzie w czeluściach namiotów czy wątpliwej jakości restauracji nadal zalotnym okiem spoglądają maszyny będące wizytówką pewnej epoki. Przez ostatnie dwa tygodnie swojej obecności nad Bałtykiem starałem się znaleźć jak najwięcej takich okazów by je udokumentować i zostawić swojego rodzaju pomnik dla maszyn, które przekazały mi magię, jaką są gry wideo.
Oto jak zazwyczaj wyglądają miejsca z automatami
Zacznijmy od podstaw, czyli gdzie można nad Polskim morzem znaleźć automaty? Odpowiedź brzmi: praktycznie wszędzie. Będąc w takich miejscowościach jak: Mrzeżyno, Rewal, Niechorze, Ustronie Morskie czy Dźwirzyno są specjalne miejsca, gdzie, co rusz można usłyszeć charakterystyczne dźwięki salonów arcade. Oczywiście do dawnych salonów nie można tych miejsc fizycznie porównywać, ponieważ najczęściej są to duże namioty, pod którymi ktoś wpakował tak dużo maszyn jak tylko się da. Najczęściej takie miejsca są określane jako „Centrum Rozrywki Rodzinnej” i to niestety widać. Bardzo dużo mamy tam maszyn w stylu: rzucanie piłki do kosza, test siły czy klasyczny hokej powietrzny. Jednak mamy też drugą stronę medalu. W tym miejscu na salę wkraczają retro automaty ubrane całe na biało.
Mowa tutaj o żelaznych klasykach takich jak „Tekken 5”, „House of the Dead 3” czy „Time Crisis 2″ do spółki z 'Daytona USA 2”. Zasady użytkowania są banalnie proste, bierzemy monetę dwu- lub pięciu-złotową i możemy zanurzyć się w dawnej jakości grania. W tym miejscu ktoś pewnie powie, że granie na automatach jest nieopłacalne, bo za dwa złote możemy pograć maksymalnie do 10 minut. I obiektywnie patrząc jest to prawda. Jednak obiektywizm do tego tekstu nie został zaproszony, a moim kontrargumentem jest to, że satysfakcja z pokonania przeciwników sterowanych przez automat jest równie silna, co z pokonania kolejnego bossa w serii Souls. I nie mówię o tym bez przyczyny, ponieważ większość maszyny jest zaprogramowana tak, by tylko najbardziej wytrwali przeszli cały tytuł na raz.
Niektóre maszyny prezentują się wyjątkowo dobrze mimo upływu lat
Nad morzem można też znaleźć swojego rodzaju perełki pośród maszyn. Bo o ile w większości miejsc można znaleźć kolejne części „Tekkena” czy „Sega Rally” to jednak udało mi się trafić podczas poszukiwań na trzy białe kruki. Pierwszym, który uderzył mnie z zaskoczenia był „UFO Catcher 7”. I tak zaraz ktoś powie: „ale to jest ten sam rodzaj automatu do losowania pluszaków”. Dobrze, zgodzę się z tym, tylko jest tutaj jeden detal, który zmienia wszystko. Mówimy tutaj o ORYGINALNYM automacie SEGI, który do tej pory większość ludzi mogła tylko zobaczyć w grach z serii „Yakuza”. Więc jeśli ktoś chce poczuć się ja Kiryu Kazuma to zapraszam do Niechorza, bo tam właśnie znajduje się opisany automat. Drugim w kolejce jest coś, co dla wielu może wydać się śmieszne. Chodzi bowiem o „Mario Kart Arcade GP2”. Tak dobrze czytacie w Polsce można znaleźć automat z działającym Mario Kart. Sama maszyna jest ciekawa z tego względu, że za jej produkcje odpowiada Nintendo do spółki z Namco. Tytuł sam w sobie to ni mniej ni więcej jak stare dobre Mario Kart, jednak możliwość pokonywania kolejnych postaci z uniwersum Nintendo w imitacji gokarta jest czymś, za co warto wydać te dwa złote.
I teraz dochodzimy do czegoś, przez co poczułem się jak małe dziecko, które widzi jakie fajne prezenty dostało pod choinkę. Robiąc małą rundkę krajoznawczą w Ustroniu Morskim doszedłem do małej knajpki, przy której znajdowało się kilka maszyn. I nagle moim oczom ukazał się typowy automat do jazdy wyścigowej. Wiecie, ten typ gdzie macie kubełkowy fotel, drążek zmiany biegu i takie tam bajery. Jednak to, co odróżniało tą maszynę od innych tego typu była gra, której automat był dedykowany. Otóż przede mną stał, chyba jedyny w Polsce sprzęt z „Inital D Arcade Stage 4”. Jako ogromny fan serii, który stara się przekonać wszystkich, że Inital D to seria warta obejrzenia nie wytrzymałem. Naszykowałem garść monet i chciałem zobaczyć czy uda mi się coś wygrać. Po dwóch szybkich przegranych nadeszła w końcu ona. Jedna wygrana okraszona pełnym skupieniem i około 10 minutowym wyścigiem. Kiedy emocje po przekroczeniu linii mety opadły, poczułem satysfakcję porównywalną chyba do pierwszego wygranego pojedynku z bossem w „Bloodborne”.
A oto one czyli trzy "Białe Kruki"
Przechodząc już do swojego rodzaju zakończenia oraz czegoś na wzór puenty. Cały ten tekst powstał z połączenia dwóch ważnych czynników, miłości do gier wideo oraz nieopisanej nostalgii do automatów, które tą miłość we mnie zaszczepiły. Fakt, posiadam w domu konsole, które w większości zjadają przytoczone przeze mnie maszyny na śniadanie, ale jest coś magicznego w tej całej zabawie. Te charakterystyczne dźwięki towarzyszące nam w miejscach, w których są automaty, wrażenie, że obcuje się z czymś, co kiedyś było codziennością oraz ta cholerna nostalgia, która nie daje o sobie zapomnieć.
Czy czasy świetności automatów powrócą? Oczywiście, że nie! Cała ta zabawa nie jest opłacalna ani dla wydawców ani twórców nowych gier. Czy można znaleźć miejsca gdzie da się powrócić do przeszłości? Oczywiście, że tak! I wcale nie trzeba jechać do mekki automatów, jaką jest Japonia, wystarczy zajrzeć nad nasze piękne polskie morze by się o tym przekonać. Więc kończąc już ten przydługi tekst, jeśli będziecie kiedyś nad morzem, czy to sami, czy z drugą połówką czy jako dorośli rodzice. Weźcie symboliczne dwa złote i spróbujcie tego powrotu do przeszłości. A rusz może wy obudzicie w kimś pasję do gier wideo właśnie dzięki tej jednej monecie.
Zdjęcia automatów znad morza pochodzą z osobistego konta na Instagramie
Na jednej monecie zawsze ogrywalem Bloody roar wampirzycą, każdy czekał w kolejce aż oddawalen automat z załadowana złotówka 😁 radość dzieciaka przeogromna