Baśń dla dorosłych na ciężkie czasy.
Rewelacja! Kształt wody to fantastyczny klimatyczny kolaż gatunków filmowych. Mamy tu dramat, dreszczowiec, baśń, science-fiction, film szpiegowski i musical w jednym. Dla mnie to jeden z lepszych filmów XXI wieku. Naprawdę ciężko się przyczepić do tej produkcji. Oglądałam z uśmiechem na twarzy i ze łzami w oczach. Dawno film nie wywarł na mnie tak dobrego wrażenia. Kino oglądam dla przyjemności, a Kształt Wody to uczta dla oka – może trochę naiwna opowieść dla dorosłych, ale jakże pięknie i smacznie przywdziana w szatę fantasy. Oscary dawno przestały być wyznacznikiem jakości filmu. Cztery statuetki (w kategorii Najlepszy Film, Reżyser, Scenografia i Muzyka) przyznane zostały jednak – moim zdaniem całkowicie zasłużenie.
W filmie czuć klimat grozy, tajemniczości i Zimnej Wojny. Wszystko skąpane w tajemniczej otoczce lat 60/70-tych. Jest ciemno, mokro, ponuro. Nie da się uniknąć porównań estetycznym z innym filmem Guillermo del Toro – „Labiryntem Fauna”. Oglądając film odniosłam wrażenie, że scenarzysta przeniósł mnie do świata przedstawionego w grze Bioshock – co uważam za bardzo duży plus. Korytarze laboratorium przynoszą na myśl podwodne miasto Rapture. Mamy ograniczoną przestrzeń, sprawiającą wrażenie klaustrofobiczne. Wszędzie otacza nas woda, jako źródło życia i różnorodności. Dzieje się tak już w prologu filmu. Mamy wilgoć, deszcz, wędrujące krople po szybie, gotujące się jajka, parę, mgłę oraz scenę miłosną w pokoju pełnym wody.
FIlm porusza bardzo ważne problemy: rasizmu, prześladowania ze względu na poglądy polityczne, orientację seksualną, wiek, niepełnosprawność, kolor skóry. Sally Hawkins jako Eliza Esposito to pokaz kunsztu aktorskiego. Wyrażanie emocji przez aktorkę to naprawdę najwyższe loty. Hawkins nie musiała wypowiedzieć żadnego słowa, by wyrazić ocean uczuć: miłość, nienawiść, złość, smutek, radość, gniew. Gdyby nie rewelacyjna rola Frances McDormand w Trzech Billboardach Oscar dla najlepszej aktorki byłby murowany! To ona gra pierwsze skrzypce. Aktorka jedynie mimiką twarzy oraz mową ciała potrafiła ukazać wachlarz uczuć i stworzyć niesamowitą kreację. Eliza ma w sobie coś tajemniczego – jako dziecko została znaleziona w wodzie, z dziwnymi ranami na szyi. Dodatkowy niepokój wprowadza pierwsza scena otwierająca film. Bohaterka jest jakby elementem wody, śni o niej. Del Toro od pierwszej chwili chce nam pokazać, że Eliza to postać niepasująca do świata, niebędąca do końca człowiekiem. Przyznam także, że w filmie zostaje „wypowiedziane” przez Elizę bardzo niecenzuralne, popularne amerykańskie przekleństwo – aż chciałam krzyknąć – Tak, dobrze mu wygarnęłaś! Poruszyła mnie również scena „rozmowy” głównej bohaterki z Jenkinsem. Eliza w pełnej emocji scenie, za pomocą języka migowego stara się pokazać, że Potwór kocha ją, bo nie widzi jej ułomności, kocha ją taka jaka jest. Dawno nie widziałem w oczach aktora tyle smutku, nadziei i miłości zarazem. Scena pozostaje w pamięci. Również kontrowersyjna scena miłosna Elizy i Potwora. Nie rozumiem zniesmaczenia i oburzenia „widzów”. Scena była pełna miłości, subtelności i magii. Biorąc pod uwagę kim była Eliza – nie widzę żadnej kontrowersji w ukazanej scenie. Wręcz przeciwnie – pięknie ukazano fakt, że każdy – dosłownie każdy odmieniec, outsider, wykluczony ma prawo a nawet ma zadanie dążyć do utraty samotności i odnalezienia miłości swojego życia.
Odpowiadając na zarzuty, że fabuła filmu jest prosta i banalna i nie ma w filmie nic oryginalnego. Tak to prawda! Ot historia o miłości. Nie oczekiwałam od filmu czegoś spektakularnego ze względu na historię. Lubię kiedy prosty temat ubrany jest w magiczną otoczkę. Esencja filmu tkwi właśnie w prostocie fabuły i bogactwie oprawy wizualnej. Oryginalny scenariusz mieliśmy w Trzech Billboardach. Tutaj otrzymujemy bardzo prosty przekaz – a jak widać i słychać w komentarzach po obejrzeniu Kształtu Wody wiele osób nie zrozumiało filmu mimo łopatologicznie wyłożonego tematu. Film daje mimo wszystko do myślenia, wywiera na ludziach skrajne emocje – i to jest właśnie moc i siła kina.
Przyznać jednak należy, że cała obsada spisała się na medal. Każda postać w filmie ukazuje różne oblicza samotności i wykluczenia społecznego. Każdy bohater dąży do kresu swej samotności i chce uciec od prozy życia: codziennego kupowania ciasta, przygotowywania się do pracy. Moją uwagę zwróciły zbliżenia kamery na gotujące się jajka. Jakby reżyser chciał wskazać, że czas na nowe życie. Należy oczyścić swoje życie ze „skorupy” poprawności i dążyć do własnego szczęścia i miłości.
Jenkins jako podstarzały niespełniony artysta-homoseksualista Giles ukazuje samotność osób starszych i problem dyskryminacji ze względu na orientację seksualną. Grany przez przez niego bohater ukazuje bardzo przykre zjawisko dzisiejszych czasów. Wszystko się starzeje i ewoluuje – czego najlepszym przykładem jest scena gdzie piękna, lecz staromodna „grafika” zostaje wyparta przez pospolite zdjęcie. Takie czasy. Nie doceniamy tego co piękne i kreatywne (oryginalne), ale to co pospolite i poprawne społecznie. Każde odstępstwo od normy jest piętnowane. Czasem mamy wrażenie, że urodziliśmy się za późno, albo za wcześnie – mówi bohater. Nie pasujemy do otaczającego nas świata. Ale to czy jesteśmy inni, posiadamy wady dyskwalifikuje nas jako ludzi? Nasze czyny, współczucie i pomoc innym są istotą społeczeństwa. Spencer (Zelda Fuller) gra postać tragikomiczną, ukazując samotność w małżeństwie i problem rasizmu. Bohaterka wprowadza element komiczny do filmu – co bardzo wyraźnie „odpręża” napięcie w filmie. Postać jest zabawna, mimo wszystko stwierdzić muszę, że nie jest to rola życia Spencer, która w tym filmie jest jedynie tłem. Stuhlbarg (Dr Robert Hoffstetler) prezentuje zaś rozterki między przynależnością ideologiczną, a poczuciem ludzkiej przyzwoitości.
Shannon (Richard Strickland) ukazuje obłęd, rządzę zemsty, wewnętrznego „zepsucia” i życia na pokaz. Postać rozpisana i zagrana bardzo dobrze. Czuć ten obłęd i dwulicowość głównego antagonisty. Idealny przykład „dulszczyzny”. Na zewnątrz idealny agent, perfekcjonista, wierzący, jego rodzina – american dream. Jest domek na przedmieściach, cadillac na pokaz, żona jak z reklamy. Wewnętrznie bohater to zepsuty do szpiku kości egoista, fanatyk i sadysta – czego wyrazem są gnijące palce. Bohater sprowadza ludzi do poziomu przedmiotu – z pogardą traktuje żonę, dzieci, outsiderów. Według niego – prawo do istnienia ma tylko osoba stworzona na podobieństwo Boga. Jego pogardę dla odmienności widać w scenie jego rozmowy z Spencer: Wszyscy jesteśmy stworzeni na podobieństwo Boga – niektórzy (zwracając się do czarnoskórej bohaterki) trochę mniej. Jakiekolwiek odstępstwo od normy (np. kolor skóry, pogląd polityczny) jest powodem do drwin, nienawiści i prześladowania. Wszystkich razem spaja postać Potwora – postać mityczna i tajemnicza, z jednej strony odrażająca i dzika, z drugiej wrażliwa i dobra. Byłam zaskoczona, że Doug Jones, wcielający się w postać Potwora (człowieka amfibii) – w swojej filmografii grał już „zbliżone” postacie bardzo przypominające istotę z Kształtu Wody np. Abe Sapien z Hellboya, czy Fauna/Bladego człowieka z Labiryntu Fauna. Gość widać lubi przebierać się w „gumowy” strój potworów i trzeba przyznać, że póki co wychodzi mu to znakomicie.
Co do muzyki… również zachwyca. Jest nastrój, stopniowanie napięcia. W połączeniu z otoczką wizualną wszystko idealnie współgra. Nastrojowa muzyka, delikatna, subtelna – przynosiła mi na myśl odgłos wody, deszczu, pewnej przemijalności i ulotności. Muzyka nie irytowała lecz współgrała z baśniowym klimatem. Trochę to wszystko przypomina mi soundtrack z „Amelii”. Rewelacyjna jest również scena musicalowa – pełna ekspresji – widać nawiązania do musicali z lat 30/40-tych: szeroki kadr, czarno-białe zdjęcia, główna bohaterka skąpana w świetle, Potwór w cieniu i piosenka pełna emocji. Wszystko na tle sceny pełnej gwiazd. Alexander Desplat spisał się na medal! Oskar zasłużony.
Bardzo spodobał mi się nowy film del Toro i z całą pewnością mogę go polecić innym. Prosty film o miłości odziany w szatę magii i baśniowości. Wszystko razem harmonizuje, gra aktorska, scenografia, muzyka i fabuła. Film kończy się pięknym cytatem godnym zapamiętania będącym zarazem kwintesencją filmu: “Nie sposób pojąć twego kształtu, bo znajdujesz się dookoła mnie. Twoja obecność wypełnia me oczy swą miłością. Poskramia me serce, to, że jesteś wszędzie”. Popłynęłam nurtem wskazanym przez reżysera i zanurzyłam się w zaserwowanym klimacie baśni na ciężkie czasy o księżniczce bez głosu… Kształt wody ugasił moje pragnienie obejrzenia dobrego filmu!
WYDANIE PUDEŁKOWE I MATERIAŁY DODATKOWE:
Jeżeli chodzi o przód okładki – niestety został oszpecony ogromnym paskiem z informacją o głównej nagrodzie zdobytej podczas tegorocznej gali Oscarów. Oprócz tego ponownie nad nim znajduje się napis Blu-ray, który jest kompletnie zbędny. Bok prezentuje się przyzwoicie, natomiast na tyle to grafik popłynął… Tylko cztery screeny z filmu, które dodatkowo są wrzucone w osobne ramki, a tło stanowi zwykły gradient, bez żadnego kolażu.
W moje ręce wpadło świeżutkie wydanie Blu-ray, na które z niecierpliwością czekałam. Na płycie znalazłam oprócz fantastycznego filmu również wywiady z reżyserem, aktorami z różnych etapów produkcji, genezie powstania filmu, kreowanie świata, o miłości w czasie wojny, o etapie „tworzenia” kostiumu człowieka amfibii (A fairy tale for troubled times). W dodatkach Anatomy of a scene: prologue oraz Anatomy of a scene: dance – możemy zobaczyć etapy produkcji , analizy rewelacyjnej sceny snu Elizy oraz przejmującego monologu bohaterki wyznającej miłość ukochanemu poprzez śpiew i taniec (sceny musicalowej). Shaping the waves: a conversation with James Jean – wypowiedzi rysownika. Guillermo del Toro’s master class – wypowiedzi reżysera. Standardowo dodane zostały również zwiastuny kinowe.
Lista materiałów:
- Baśń na ciężkie czasy
- Analiza wybranych scen
- Kształtowanie fal: rozmowa z artystą Jamesem Jeanem
- Guilerrno del Toro i klasa mistrzowska!
- Zwiastuny
SPECYFIKACJA WYDANIA:
- Czas trwania filmu: 123 minuty
- Wersje językowe filmu: polska (lektor), angielska, czeska, hindi, mandaryński, tajski, turecki, węgierski
- Dźwięk wersji oryginalnej filmu: DTS-HD Master Audio 5.1
- Napisy: polskie, angielskie, bułgarskie, chorwackie, czeskie, greckie, węgierskie, bułgarskie, islandzkie, portugalskie, rumuńskie, serbskie, słowackie, słoweńskie, tureckie, hindi, kantońskie, indonezyjskie, koreańskie, malezyjskie, mandaryńskie, tajskie, wietnamskie
- Licencja: film do sprzedaży detalicznej bez licencji do wypożyczania
- Dystrybutor: Imperial Cinepix
Dodaj komentarz