Druga runda dziewiątego inningu. Twoja drużyna przegrywa jednym punktem. Dwa auty, zawodnicy na pierwszej i trzeciej bazie. Jeden ball i dwa strike’i. Puls przyspiesza do niezdrowego poziomu. Kropelka potu bardzo powoli spływa Ci po skroni. Wszystko dzieje się jakby w zwolnionym tempie. Miotacz patrzy Ci głęboko w oczy i powoli zamaszystym ruchem rozpoczyna rzut. Cały stadion wstaje z zapartym tchem. Choć wokół Ciebie jest kilkanaście tysięcy osób, nie słyszysz nic. Nagle przeraźliwy świst piłki rozrywa powietrze. Teraz! Zamach! Trafiona! Ciemność… otwierasz powoli oczy i widzisz jak piłka szybuje wysoko, odruchowo opuszczasz kij, piłka powoli zaczyna opadać, a ogłuszający aplauz kibiców zaczyna docierać do Twoich uszu. Wszystko przyspiesza do normalnego tempa. Witaj w The Show.
Autorem recenzji jest Maciej Czerniawski
Baseball to sport niszowy nie tylko w Polsce, ale właściwie na całym świecie, poza Ameryką Północną i Azją południowo-wschodnią. Dla większości ludzi zasady gry są niejasne, a jedyna wiedza o dyscyplinie sprowadza się do stwierdzenia że to machanie pałką i bieganie bez sensu. Choć w naszym kraju działa oficjalna liga baseballa, to na mecze Wrocław Barons czy Centaurów Warszawa przychodzą głównie rodziny i znajomi zawodników, by w piknikowej atmosferze spotkać się na świeżym powietrzu. Na szczęście dla tej garstki osób, która dosłownie i w przenośni „kuma bazę”, wewnętrzne studio Sony Interactive Entertainment z San Diego postanowiło wypuścić grę globalnie.
MLB The Show 18 nie przebiera w środkach i tuż po uruchomieniu wrzuca gracza w wir wydarzeń na boisku. Podczas meczu będącego bardzo długim samouczkiem, zaprezentowana zostaje większość dostępnych w grze zagrań i zachowań. Jako fan japońskiego Jikkyou Pawafuru Puro Yakyuu od Konami, byłem pod wrażeniem jak bardzo The Show jest rozbudowany. Samo rozpoczęcie miotania może się odbyć na cztery sposoby – z czego przy całym szacunku, dwóch kompletnie nie rozumiałem. Wobec tego przesiadka z jakiejkolwiek innej gry traktującej o tej dyscyplinie nie powinna być bolesna, bo zawsze znajdzie się opcja która wyda się graczowi znajoma. Podobnie ma się sprawa z uderzaniem piłki oraz grą w polu – ustawienie przycisków i gameplayu pod siebie jest łatwe i jak się później okaże, bardzo pomocne. Pierwszy mecz przy okazji wyjaśnia żółtodziobom na czym polega cała gra, więc każdy ma okazję się przekonać że baseball to coś więcej niż wcześniej wspomniane machanie pałką.
Po samouczku dochodzimy do gry właściwej i tu kolejna miła niespodzianka w postaci dostępnych trybów gry. Poza zwykłym meczem, treningiem i innymi standardowymi dla gier sportowych opcjami, mamy do wyboru 3 główne tryby. Franchise to kierowanie swoją ulubioną drużyną MLB zarówno na boisku, jak i poza nim. Choć opcje menedżerskie są daleko za prawdziwymi symulatorami sportowymi, to nie są traktowane po macoszemu i kompromis pomiędzy akcją na boisku a wtykaniem nosa w setki tabelek ze statystykami jest zachowany. Kolejnym trybem jest Diamond Dynasty, który jest reprezentantem szczerze przeze mnie znienawidzonego nurtu „pay2play” znanego w postaci FUT w FIFIE lub MyClub w PES. W skrócie – za wirtualną walutę, którą nabywamy za prawdziwe pieniądze, kupujemy paczki kart. Karty dzielą się na zawodników, wyposażenie, stadiony itp. – z zebranego decka tworzymy swoją wymarzoną drużynę i gramy nią online z innymi zapaleńcami. Idea jest niezła, ale kupowanie wirtualnych kart to zdecydowanie nie mój sport. Na szczęście za darmo można wziąć udział w Daily/Weekly Challenge’u, polegającym na wykręceniu jak najwyższego wyniku w z góry zdefiniowanym matchupie. Patrząc na wyniki kolegów zza wielkiej wody, zapłakałem cichutko w kącie i stwierdziłem że może czas na grę w trybie offline.
The Show to flagowy tryb serii, a zarazem zdecydowanie najlepszy element całej gry. Zaczynamy od stworzenia własnego zawodnika, gdzie poza standardowymi rzeczami jak imię, wygląd twarzy czy budowa ciała, ustalamy również czy miota lewą czy prawą ręką, uderza z lewej czy prawej strony, wybieramy animacje dla większości zagrań oraz, po raz pierwszy w serii, tworzymy własną animację uderzenia. Choć cała gra jest wypełniona smaczkami dla fanów baseballa, to właśnie tworzenie animacji uderzenia mnie urzekło, bo w sposób dobitny pokazuje przywiązanie twórców do szczegółów. Brane są pod uwagę m.in. rozstaw nóg, pozycja ud, sposób trzymania kija, typ zamachu, typ wykroku, domyślny kąt uderzenia, sposób poprowadzenia kija po uderzeniu i znacznie więcej składowych. Na koniec zaś zostawiono takie dodatki jak motyw muzyczny przy wejściu na boisko czy animacja po zdobyciu homeruna. Ważną zmianą w stosunku do poprzednich odsłon jest silne profilowanie zawodników – w zależności czy lepiej się czujemy w roli mięśniaka, który na boisku robi niewiele, ale jak trafi w piłkę to można jej szukać na parkingu pod stadionem, czy bardziej w roli szybkiego polowego, który będzie kradł bazy, określane są maksymalne wartości dla poszczególnych statystyk. Dlatego po wielu miesiącach gry nie będziemy mieli zawodnika z wartością 99 w każdej kategorii, co psuło przyjemność z gry w poprzednich latach.
Gdy nasz atleta jest gotowy, po serii gier kontrolnych i ćwiczeń, przychodzi czas draftu. Na podstawie tego jak się spisywaliśmy, któraś z drużyn MLB decyduje się na nasze zatrudnienie i… nie tak prędko! Zanim gracz dostąpi zaszczytu występowania w MLB, musi sobie na to zasłużyć ciężką pracą. Dlatego też na początku trafia dwa poziomy rozgrywkowe niżej, do zespołu regionalnego będącego filią a zarazem kuźnią talentów dla najlepszej ligi. Kalendarz gier jest szczelnie wypełniony, gdyż w baseballu przyjęło się grać całe serie gier pomiędzy drużynami kilka dni z rzędu. Na szczęście dla dobra gameplayu, bierzemy udział nie w pełnych meczach, a jedynie w jego momentach które są istotne z punktu widzenia rozwoju zawodnika i jego statystyk. Stąd jeśli nasz zawodnik to 3B(trzeciobazowy), będziemy nim odbijać przy każdej okazji(at bat), natomiast gra w polu ograniczy się jedynie do uderzeń przeciwników, przy których gracz na tej pozycji ma coś do roboty – czy to złapanie piłki i wyautowanie pałkarza, czy szybkie rozrzucenie na odpowiednią bazę, skrót do bunta i tak dalej. Taka koncentracja rozgrywki powoduje nieustanną presję i napięcie, czyli uczucia w baseballu wszechobecne. Dobre zagrania są premiowane plusami do odpowiednich statystyk – złapanie toczącej się piłki i rzucenie na pierwszą bazę zanim pałkarz zdąży do niej dobiec sprawia że powoli rośnie nam refleks, siła rzutu i jego celność. Z kolei nie wykorzystanie okazji i zepsucie odbicia w kluczowym momencie(clutch batting) da minusa i dosłownie cofniemy się w rozwoju. Wzrost statystyk trwa bardzo długo i gracz musi rozegrać dziesiątki spotkań by poprawić niektóre aspekty swojej gry chociaż w lekkim stopniu. The Show to nie jest tryb z gatunku „pick up and play”, co jest podkreślane na każdym kroku. To grind nad grindy.
W miarę wyrabiania sobie marki w najniższej klasie rozgrywek, zaczynają spływać pochwały zarówno od fanów, agentów i menedżerów. Co jakiś czas gracz natyka się na cutscenki, w której narrator tłumaczy sytuację, a wybór odpowiedniej kwestii dialogowej waży na dalszych losach kariery naszego zawodnika. Można odmówić agentowi i pozostać przy swoim trenerze z lat szkolnych, poprosić o transfer do innego klubu, a nawet w przypadku propozycji przejścia o klasę wyżej, poprosić o możliwość dokończenia sezonu w obecnej. Niemniej do The Show, czyli finałów MLB, nie ma drogi na skróty. Tylko najwytrwalsi i najlepsi dostąpią zaszczytu grania w World Series, a do tego trzeba prawdziwych kilkunastu, a raczej kilkudziesięciu godzin przed konsolą. Mnie ten tryb wessał niesamowicie i nie spocznę dopóki nie dostanę się i nie wygram World Series(bo wiadomo że mistrzostwo USA=mistrzostwo świata…).
MLB The Show bardzo dobrze oddaje to, co w baseballu jest bardzo istotne, a czego nie widzą laicy. Stopień skomplikowania gry i wybory taktyczne zdecydowanie wykraczają poza „uderz jak najmocniej i obiegnij bazy”. Pojedynki miotaczy z pałkarzami potrafią być naprawdę epickie i wybór czy z jednej strony rzucić slidera pod łokieć czy celowo chybić breaking balla z nadzieją że przeciwnik się zamachnie i spudłuje, a z drugiej czy zamarkować bunt by uniknąć piłki o ostrym kącie wejścia w pole to ważne elementy gry psychologicznej. Jak mawiał Tomasz Hajto, trzeba „antizipieren” zarówno to, co się dzieje na polu, jak i bezpośrednią rywalizację w bazie domowej. Sytuacje które mogą mieć kluczowe znaczenie dla przebiegu meczu często wywołują drżenie pada przypominające bicie serca, co jeszcze bardziej wzmaga emocje. Należy przy tym podkreślić, że przez mnogość opcji dostosowania sterowania i poziomu trudności, grę z bardzo technicznej i „skillowej” można spłycić niemal do rytmicznej – wystarczy wciśnięcie przycisku w odpowiedniej chwili a reszta się zadzieje sama. Przyjemność z tego jest wątpliwa ale sam fakt, że dosłownie każdy może podejść i zagrać, jest godna pochwały.
Oprawa audiowizualna jest nierówna. Choć w grze gdzie widać przez większość czasu parę postaci oraz trawę i ziemię, nie ma co się spodziewać efektu „WOW”. Mimo to nieustannie mam wrażenie że tu i ówdzie można by podciągnąć grafikę. Szczególnie toporne jest otoczenie mniejszych stadionów – kanciate i pudłowate, a publika nie należy do najlepiej reagujących na to że właśnie leci do nich piłka. Na szczęście tam, gdzie uwaga gracza jest skupiona najbardziej, mamy do czynienia z bardzo solidną robotą. Modele zawodników, a przede wszystkim wachlarz dostępnych animacji to najwyższa półka motion-capture i podczas kilkudziesięciu godzin spędzonych przed konsolą momenty z gatunku „on nie powinien tego robić” mogłem policzyć na palcach jednej ręki. Samo odwzorowanie siły i toru lecącej piłki, oraz charakterystyczny świst rzutu to klasa sama w sobie. Gdy nastawiałem się na cwany curveball do rogu, który jest słabością mojego pałkarza, a piłka lecąca niemal 150km/h przeleciała mojemu zawodnikowi tuż przy kasku, odruchowo sam cofnąłem głowę. Niewiele gier to potrafi. Licencja MLB wykorzystana jest do cna, więc cała otoczka telewizyjna jest odwzorowana idealnie – replaye, statystyki, wejścia drużyn i wszelkie inne aspekty prezentacyjne są na miejscu. Pod względem audio gra oferuje spory rozrzut gatunków, i poza standardowym dla gier sportowym mixem lekkiego rocka i hip-hopu, znajdą się numery z innych gatunków które z początku wywołują lekkie zdziwienie, po czym okazuje się że idealne przygrywają w tle. Bardzo mocną stroną gry jest komentarz. Obecny od zawsze w serii Matt Sasgersian i powracający z poprzedniej odsłony Dan Plesac są uzupełnieni przez debiutanta Marka DeRosę. W trybie The Show po kilku godzinach naturalnie są „wystrzelani” ze sposobów w jaki zapowiadają mojego zawodnika, ale ilość określeń na to co się aktualnie dzieje na boisku i poza nim jest ogromna i nawet grając kilka godzin ciągiem nie odczuwa się powracających tekstów.
Poza „poważnymi” trybami, MLB The Show oferuje również nieco lżejszą, niemal arcade’ową zabawę. W trybie Retro rozgrywamy pojedynczy mecz, ale zarówno oprawa jak i sterowanie zostaje sprowadzona do klasycznych 8- i 16-bitowych klasyków. Przykładowo sterowanie torem lotu miotanej piłki odbywa się przez przesunięcie nieruchomego modelu miotacza na jego górce. Wygląda to co najmniej komicznie i pokazuje dystans twórców do swojego produktu, jak i jest idealnym przykładem fanservice, wszak powstał za namową fanów serii. Drugim z mało zobowiązujących trybów jest Home Run Derby – czyli ile homerunów uda się zdobyć przy danej ilości podejść. Jest to o tyle proste że miotacz najczęściej rzuca proste fastballe i wybycie piłki poza boisko to kwestia odpowiedniego timingu. To zdecydowanie najlepsza opcja na wciągnięcie do gry znajomych którzy z baseballem nie mieli nigdy do czynienia.
Czy warto kupić MLB The Show 18? Odpowiedź na to pytanie nie jest jednoznaczna. Jest to zdecydowanie najlepsza gra o baseballu na rynku i dla każdego fana tej dyscypliny jest odpowiednikiem FIFY/PESa czy serii NBA 2K. Pomimo kilku niedociągnięć, jest bardzo mocno napchana zawartością i zapewnia zabawę na naprawdę długi czas zarówno w singlu, jak i w multiplayerze. Z drugiej strony, ciężko do niej przekonać kogoś, kto się na baseballu nie zna i nie jest jego fanem, podobnie jak w przypadku futbolu amerykańskiego i serii Madden. Dlatego pomimo całej mojej sympatii zarówno dla dyscypliny jak i dla gry, mocne 8 będzie najbardziej sprawiedliwe.
Grę do recenzji dostarczyło PlayStation Polska
Dodaj komentarz