Parę dni temu na konsole Nintendo Switch oraz Xbox One zawitała kolejna produkcja inspirowana kultową grą Bomberman – Bombslinger. Tytuł ten został przygotowany przez belgijskie studio Mode4.
Chwilkę po uruchomieniu produkcji możemy wybrać jeden z dwóch trybów rozgrywki: fabularną Przygodę dla pojedynczego gracza oraz wieloosobową Walkę. Historia w pierwszym z nich jest niezwykle prosta. Główny bohater niegdyś należał do grupy przestępczej, która m.in. organizowała napady na banki. Gdy tylko zakochał się w pewnej kobiecie, postanowił opuścić zespół. Niestety, ekipie się ten fakt nie spodobał – dom Mr. Meana został podpalony, a podczas pożaru ukochana zginęła. Znając sprawców bohater postanawia dokonać zemsty za śmierć kobiety.
Poszczególne etapy w trybie przygody są generowane losowo oraz składają się z od kilku do kilkunastu mniejszych plansz. Każda z nich budową przypomina poziomy klasycznego Bombermana. Jeżeli na danym obszarze jest choć jeden żywy przeciwnik, musimy go wysadzić, by móc udać się dalej. Każdy etap kończy pokonanie bossa. Utrata wszystkich serc oznacza naszą permanentną śmierć i konieczność przechodzenia wszystkich plansz od nowa.
Dość ciekawą nowością względem oryginalnego Bombermana jest nieco odmienne podejście do systemu rozwoju postaci. Zamiast zbierania bonusów na planszy, nasza postać zyskuje punkty doświadczenia za każdego pokonanego przeciwnika. Osiągając nowy poziom możemy wybrać jedno z trzech losowych ulepszeń. Oprócz tego podczas rozgrywki mijamy nieraz skrzynie, z których wypadają różnorakie przedmioty.
Całkiem sporym zaskoczeniem był dla mnie poziom trudności gry. Bossowie potrafią sprawić niemały problem. Czym dalej tym napotykamy się także na coraz lepszych przeciwników. Gdy wrogowie z pierwszych etapów muszą do nas podejść, by zadać nam jakiś cios, później spotykamy wrogów wyposażonych w broń palną, czy kosy.
Tryb walki umożliwia lokalną rozgrywkę wieloosobową dla maksymalnie 4 graczy. Oczywiście, nie mogło zabraknąć tutaj opcji rozgrywki z wykorzystaniem pojedynczego Joy-Cona, dzięki czemu każdy posiadacz konsoli Nintendo Switch posiada już zestaw umożliwiający wspólną zabawę 2 osobom. Sama rozgrywka wygląda praktycznie identycznie jak w klasycznym Bombermanie. Wszelkie ulepszenia zdobywamy poprzez podnoszenie bonusów, kryjących się pod wybranymi możliwymi do zniszczenia blokami.
Do wyboru mamy 2 tryby gry, różniące się wyłącznie celem. W Deathmatch wygrywa gracz, który jako pierwszy wysadzi określoną liczbę przeciwników, a w LastManStanding – ostatnia żywa osoba na mapie. Rozgrywka wieloosobowa jest całkiem przyjemna, podczas wspólnej rozgrywki ze znajomymi potrafi wciągnąć na dłuższą chwilę. Brakuje trochę nieco większej liczby różnych trybów wieloosobowych.
Oprawa audiowizualna gry wypada bardzo dobrze. Twórcy postawili na nieźle wyglądający pixelart, a poszczególne plansze są czytelne. Przyjemna dla ucha ścieżka dźwiękowa idealnie wpasowuje się w klimat Dzikiego Zachodu. Całość na Nintendo Switch działa bez większych problemów. Nawet podczas rozgrywki 4-osobowej nie uświadczyłem żadnych spadków płynności.
Bombslingera najprościej można określić dobrym zamiennikiem dla Bombermana, dostępnym w znacznie niższej cenie. Za 48 złotych dostajemy stanowiący niemałe wyzwanie tryb fabularny oraz dwa wciągające tryby wieloosobowe.
Grę do recenzji dostarczyło Mode4.
Dodaj komentarz