Gdy pierwszy raz usłyszałam o Danganronpa Another Episode: Ultra Despair Girls, szykowałam się na kolejną mroczną I wciągającą historię opowiedzianą poprzez kadry gatunku visual novel. Tym razem jednak Spike Chunsoft przygotował dla wariacje względem serii — twórcy oddali nam w ręce strzelankę trzecioosobową osadzoną w uniwersum głównej serii. Czy był to udany eksperyment?
Historia zaczyna się niewinnie. Poznajemy główną bohaterkę, której dalszymi losami przyjdzie nam pokierować. Dowiadujemy się, że od kilku lat jest ona więźniem własnego mieszkania. Ktoś pewnego dnia zamknął drzwi wejściowe, podaje jej posiłki i dba by żyła. Wszystko się jednak kiedyś kończy i tak oto pewnego dnia coś pojawia się za drzwiami. Nie jest to posłaniec z informacjami, do mieszkania dostaje się ogromny robot w kształcie… misia. To Monokuma, krwiożercza bestia, która bez zastanowienia rzuca się by nas zabić. Tym miłym akcentem zaczynamy przygodę z tytułem – najpierw ucieczka by przejść do zgrabnie ubranego w fabułę samouczka. Pozwanej naszych pierwszych sojuszników, dowiadujemy się co dzieje się w świecie gry i kto kieruje miśkami. Sprawcy tego zamieszania to grupa dzieciaków, która nienawidzi dorosłych i nazywa ich demonami. Mimo szansy nasza postać nie dołączą do małych terrorystów i postanawia zaprowadzić porządek w mieście.
Tak w wielkim skrócie prezentuje się fabuła gry. Mimo solidnych podstaw ma ona jednak kilka wad, o których należy wspomnieć. Motywy dzieci nie są banalne, większość członków grupy była ofiarą nadużyć ze strony dorosłych, w tym również pedofili. Szkoda że twórcy nie podeszli poważniej do trudnym tematów, są one potraktowane bardzo powierzchownie. Gdy zagłębimy się bardziej w fabułę tytułu możemy zauważyć sporo niespójności w narracji. Z jednej strony otrzymujemy stanowczy komunikat o tym jakie zło może wywołać pedofilia, z drugiej w pewnym momencie, aby ruszyć dalej z fabułą musimy zaliczyć mini grę polegającą na… molestowaniu głównej bohaterki. W tym momencie musiałam sobie zrobić przerwę od tego tytułu. Rzadko zdarza się by jakaś produkcja posiadała tak odrażającą dla mnie scenę, bym nie chciała mieć z tym tytułem już nic do czynienie. Wcześniej spotkałam się tylko z jedną taką grą, omawianą na portalu The Witch and the Hundred knight. Ponownie przed moimi oczami pojawiła się scena, przez którą nie miałam już ochoty wrócić do gry.
Sama mechanika głównej zabawy również nie powala na kolana. Na początku dostajemy jeden pistolet i dwa rodzaje naboi. Każdy z nich ma inne właściwości – pierwsze służą do unicestwienia miśków, drugie: otwierania drzwi i przełączania przycisków. Z czasem poznajemy więcej typów naboi co daje nam pozorną dowolność w tym jak prowadzona będzie rozgrywka. Po kilku godzinach uczymy się, że tak naprawdę najbardziej przydaje się po prostu podstawowy typ, a i dodatkowe umiejętności mają nie wielki wpływ na to jak sobie radzimy w grze. Mnie tytuł ten znużył pod względem rozgrywki i po 10 godzinach postrzegałam go jedynie w kategorii miksu killroom’ów i mało wyszukanych zagadek.
To jednak co, w moim odczuciu, jest największą wadą tytułu to oprawa wizualna. Gra wyszła na PS4 i na PS Vita, i śmiem stwierdzić, że są to porty 1:1. Wybrałam wersję na PS4 i to był mój błąd. Rozmazane tektury niskiej jakości, bardzo ubogie w detale modele postaci i sztywna animacja to jedne z tych rzeczy, jakich możecie się spodziewać po tym tytule. Jeśli zastanawiacie nad zakupem tego spin-offu i posiadacie obie wspomniane konsole, wybierzcie wersję przenośną. Na małym ekranie przenośnej konsoli nie dojrzycie tylu mankamentów graficznych.
Dziękujemy Reef Ent. za za dostarczenie gry do recenzji.
Dodaj komentarz