Destiny 2 od premiery pochłonęło mnie bez opamiętania, zaczęło się od długich nocnych maratonów, aby ukończyć kampanię, następnie misje publiczne, patrole, nocne szturmy i rajd. Legendarny ekwipunek sypał się jak szalony i niestety po trzech tygodniach grania czar prysł, Destiny 2 się dla mnie wypaliło, nie miałem do czego wracać. Pozostało czekać na pierwszy dodatek, który miał premierę 8 grudnia i pisząc krótko niestety okazał się dużym rozczarowaniem, ale był też jeden moment, który mi się podobał – mały raid.
Klątwa Ozyrysa pozwala rozegrać krótką kampanię, dosłownie krótką, bo cały epizod na nowej planecie Merkury trwa lekko ponad 2 godziny. O głównym bohaterze dodatku – Ozyrysie nie wiemy niestety nic, w trakcie kilku misji fabularnych dowiadujemy się tylko, że potrafi podróżować w czasie oraz wygnano go kiedyś z Ostatniego Miasta. Informacji o Ozyrysie musimy poszukać sobie sami, jedynym źródłem są karty grimoire, które zdobywaliśmy za wykonywanie misji fabularnych i innych zadań w pierwszym Destiny. Ozyrys, to jeden z najpotężniejszych strażników w uniwersum gry. Był pierwszym dowódcą Straży Miasta oraz uczniem Mówcy. Miał obsesje na punkcie Vexów, którzy potrafią kontrolować czas, ta obsesja okazała się jego zgubą i Mówca wygnał w końcu Ozyrysa z Miasta. Ozyrys w Mieście doczekał się kultu z wieloma uczniami i wyznawcami.
Główny bohater ni stąd, ni zowąd powraca w pierwszym dodatku i informuje Ikorę Rey o dużej aktywności Vexów na Merkurym. Merkury jest zaskakująco małą planetą, najmniejszą z całego uniwersum Destiny 2. Nowa planeta to tak naprawdę tylko miejscówka dla nowego wydarzenia publicznego oraz nowego małego huba, którym jest latarnia z bratem Vancem. U niego możemy powtarzać przygody z Merkurego oraz wykonywać je na poziomie heroicznym. Wracając do fabuły to jest źle, wręcz bardzo źle, po prostu jest tu nudno. Na szczęście Bungie nadal potrafi zaprojektować fantastyczne lokacje, Merkurego zaprezentowano nam tutaj w przeszłości, teraźniejszości i przyszłości. W tej pierwszej wygląda kolorowo niczym planety z No Mans Sky, w innych odmianach jest to ładna piaszczysta planeta z piramidami, a w ostatniej najsmutniejszej zostają tylko ruiny i pustki. Do każdej z odmian Merkurego prowadzi nas „Nieskończony Las”, którego Bungie reklamowało jak generowany ciąg losowych lokacji. Co się okazało w tych małych korytarzach musimy ubić grupkę wrogów, aby otworzyć sobie przejście do… kolejnego korytarza z grupką wrogów. Ba! czasem nawet nie wystarczyło walczyć, tylko można było przebiec sobie boczną ścieżką do kolejnej bramy. Nieskończony las szybko zaczął mnie męczyć, nie takiego efektu spodziewałem się po losowo generowanej lokacji, bardzo zmarnowany potencjał, który pojawia się tylko w przygodach i fabule, w tzw. endgamie nieskończonego lasu nie ma.
Fabularnie Klątwa Ozyrysa nie ma miejsca tylko na Merkurym, odwiedzimy także Ziemię, czy IO, w którym jedną z misji fabularnych będzie powtórzenie szturmu na Piramidion. Serio Bungie? Takie numery w dodatku za 84zł? Ktoś tu naprawdę nie szanuje swoich fanów. Ponadto dodatek jest bardzo łatwy, zginąć tutaj jest naprawdę wielką sztuką, pierwsze misje są tylko na 200 mocy, ostatnia była chyba 240. Do tego finałowa walka z bossem z jednej strony jest widowiskowa, ale z drugiej strony to śmiech na sali, bo boss jest nam tutaj wystawiany jak na tacy z wielkim czułym punktem na pól ekranu. Warto tutaj dodać, że dodatek pozwoli podnieść poziom naszych postaci o 5 oraz punktów mocy do 335. Jedynym trudnym wyzwaniem w tym dodatku dla pojedynczego gracza mogą być przygody, które możemy ukończyć na heroicznym poziomie trudności i ciekawym urozmaicenie są tutaj modyfikatory rozgrywki (wolniej odnawiane zdrowie, szybciej odnawialne granaty, etc). Dwa nowe szturmy na Merkurym, to niestety kopiuj wklej z misji fabularnych, żadnego urozmaicenia, tylko heroiczny poziom trudności. Podobały wam się ukryte sektory na pozostałych planetach? No to na Merkurym znajdziecie aż jeden! Brawo Bungie, ktoś tu naprawdę nie miał pomysłu na ten dodatek, bo od początku do końca wygląda, jakby został zrobiony przez stażystów na kolanie. Niestety zarówno nagrody za heroiczne przygody jak i szturmy nie są imponujące i po prostu nie chce się tego powtarzać.
Na koniec zostawiłem sobie dodatkowy raidowy epizod na Pożeraczu Światów, jest on krótki, ale zaprojektowane lokacje oraz cała widowiskowość tego raidu potęgują efekt „wow”. Epizod podzielono na trzy etapy. W pierwszym cała drużyna skacze po platformach, na jednej może być tylko jeden strażnik, wiec trzeba po nich przemieszczać się w idealnej synchronizacji, gdy już dotrzemy do konkretnego miejsca, to czeka nas starcie w stylu hordy, odpieramy kilka fal wrogów. Ostatnim etapem jest finałowa walka podzielona na dwie części z bossem, którym jest Argos z rasy Vex. Uwierzcie mi, że Calus z podstawowego raidu przy nim był tylko grzecznym prosiaczkiem i nie miał tak dopakowanej armii, jaka broni Argosa. Argos jest zamknięty najpierw w skorupie skalnej, którą gracze muszą wysadzić za pomocą czaszek ładując im odpowiednie burny (arc, void, solar). Gdy uda się skończyć pierwszy etap, to trzeba jeszcze bossa pozbawiać osłony, podobnie strzelając z czaszek naładowanych odpowiednimi burnami. Gdy boss nie ma osłony następuje moment dpsowania, gracze muszą szybko i celnie ostrzeliwać jego czułe punkty. Krótka, ale naprawdę fantastyczna przygoda na tym małym raidzie i tak naprawdę tylko ona w moim odczuciu ratuje to bardzo słabe DLC. Osoby, które nie wybierają się na raidy mogą sobie od oceny końcowej spokojnie odjąć dwa punkty, bo nudna fabuła, powtarzalność i słabe nagrody w tym dlc sprawiają, że jest to po prostu bardzo słaby i drogi dodatek.
Kod na DLC dostarczył nam wydawca firma Activision
Dodaj komentarz